W sobotę przed południem ulica Galicyjska w Krakowie wyglądała jak podręcznikowy przykład tego, jak nie organizować dojazdu do masowej imprezy. Sznur samochodów, autobus wciśnięty między dwie kolumny aut, taksówki stojące na czerwonym pasie rowerowym i tablica „Brak wolnych miejsc na parkingu” – taki obrazek przywitał dziś uczestników 28. Międzynarodowych Targów Książki.
To samo miejsce, ta sama historia. Kto wyruszył w stronę EXPO po godzinie jedenastej, gwałtownie przekonał się, iż łatwiej byłoby przeczytać „Wojnę i pokój” w całości, niż wbić się na parking przed halą. Czerwony baner z napisem „wjazd tylko dla TAXI i VIP” kończył nadzieje wszystkich, którzy zaufali nawigacji i marzyli o miejscu „tuż przy wejściu”.
Kilkusetmetrowy korek zaczynał się już przy skrzyżowaniu z ul. Centralną. Kierowcy zrezygnowani, piesi z torbami pełnymi książek i parasolami lawirujący między maskami aut. Autobusy kursowały, ale poruszały się w tym samym tempie, co cała reszta – czyli w rytmie żółwia.
Miasto, jak co roku, apeluje o korzystanie z komunikacji miejskiej. I ma rację. Tyle iż w praktyce tłum w tramwajach nie ustępuje temu na parkingu. Przystanek „M1 Nowohucka” przeżywa oblężenie, a przejście do hali EXPO wygląda jak pielgrzymka – tylko iż z plecakami pełnymi tomów i kubkami z kawą.
Organizatorzy Targów mogą pochwalić się rekordową liczbą autorów – ponad ośmiuset. Ale wygląda na to, iż rekord padł też w innej kategorii: długości korka. Dla wielu odwiedzających największe literackie święto w Polsce zaczęło się nie od spotkania z pisarzem, ale od godzinnego oczekiwania w samochodzie.
W niedzielę sytuacja prawdopodobnie się powtórzy. Książki kuszą, pogoda sprzyja, a cierpliwość kierowców – jak co roku – wystawiona zostanie na próbę




__wm.jpg)

