Kontury – recenzja książki. Jak myślisz o sobie?

popkulturowcy.pl 8 godzin temu

Światłoczułość Jakuba Jarno wzbudziła gigantyczne zainteresowanie polskich czytelników. Nie minęło wcale tak wiele czasu, a to w nasze ręce trafiły Kontury. Czy i o tej książce będziemy dużo rozmawiać?

Tożsamość Jakuba Jarno to temat, który przykrywa nieco jego książki. Kiedy kończyłam Światłoczułość, nie zaczęły się jeszcze spekulacje na temat nowego oblicza Remigiusza Mroza. I chociaż jestem skłonna uwierzyć, iż ci autorzy mogą być jedną osobą, będę się skupiać na stylu Jarno.

Kontury to kolejna opowieść o ludziach, który zaznali wojny. Tym razem punkt wyjścia pozostało bardziej intrygujący. Wanda to dziecko, które urodziło się w ostatnim roku II wojny światowej – znalezione gdzieś w ruinach, bez rodziców, bez imienia, bez narodowości, bez wieku. Jedno z wielu, które trafiły do sierocińców, których nikt nie chciał, które na starcie straciły tożsamość. Po latach stara już Wanda opowiada dziennikarce o swojej młodości, a nam sugeruje się, iż miała burzliwe życie. Rozmowa odbywa się w zakładzie karnym i jest to jedyny wywiad, jaki Wanda zgodziła się udzielić.

Fot. Wydawnictwo Literackie

Zagadkowość jest tutaj stałym elementem. Na wstępie słyszymy, iż głównym pytaniem jest to, który z dwóch mężczyzn w życiu Wandy był dla niej naważniejszy. Opowieść jednak toczy się wokół nich, we wczesnym wieku nastoletnim i adekwatnie nie nadgania do dojrzałości. Zastanawiamy się też, dlaczego Wanda jest taką osobistością. Dlaczego wszyscy tak czekają na wywiad? Czym się zajmowała? Co robi w zakładzie karnym? Pytania mnożą się nieustannie.

W Konturach jeszcze wyrażniej zaznacza się specyficzny styl Jarno, pełen inwersji i zmiennych narracji. Do obu nie jestem stuprocentowo przekonana pod kątem nagromadzenia. Historia młodej Wandy toczy się w czasie przeszłym, ale momentami uzupełniana jest subtelnymi komentarzami dorosłej już kobiety. Rozmowie w zakładzie karnym towarzyszy z kolei sceneria, komentarze ludzi wokół i wypowiedzi dziennikarki. Czasem te fragmenty nie współgrają ze sobą tak harmonijnie, jakby mogły. Ma się wrażenie, iż coś wyciąga nas ze wspomnień, ale przerywnik nie oferuje nic aż tak wartościowego.

Inwersja z kolei nie wpasowuje się w wypowiedzi wszystkich osób. W przypadku Wandy brzmi świetnie, intryguje i wymusza uważne czytanie. Zarówno w młodym wieku, jak i w wieku dojrzałym, ten sam styl wyrażania się ma sens. Natomiast wypada nieco nienaturalnie u innych bohaterów. Przede wszystkim, dziennikarka podkresłana jest jako młoda, a czas akcji umiejscawia nas (bazując na moich obliczeniach wziętych z błahego komentarza) raczej w latach 2000, może choćby w ich drugiej dekadzie. Skąd u tej postaci więc powojenna maniera języka pełnego inwersji? Co więcej, bohaterowie z młodości Wandy też wcale nie korzystają z inwersji tak dużo.

Zobacz również: Krew nad Jasną Przystanią – recenzja książki. Kiedy już wiesz…

Nie zwracam na to uwagi ze względu na autentyczność czy prawdę historyczną. Zadawałam sobie te pytania, ponieważ nieścisłości wybijały mnie z rytmu czytania. Raz na jakiś czas ten przyjemny i wyróżniający się styl wydawał się po prostu aż przesadny, może choćby lekko nie przemyślany. Jakby inwersja była jedynym sposobem, w jaki można wyrazić trudne myśli.

Niezmienia to jednak faktu, iż Kontury pochłaniają czytelnika. Zakończenie jest nieoczywiste i subtelnie wprowadza smutek wraz ze zrozumieniem. Na koniec człowiek zaczyna zastanawiać się, kto jest najważniejszy w jego życiu i czy takim pozostanie. Jest tu przestrzeń do zadumy, do spokoju i zostawia coś po sobie.

Powyższy tekst powstał w ramach współpracy z Wydawnictwem Literackim. Dziękujemy!

Fot. główna: Kolaż z użyciem okładki/Wydawnictwo Literackie.

Idź do oryginalnego materiału