Konklawe świerszczyków (scenariusz: Patryk Kosenda, rysunki: Piotr Burzyński, wydawnictwo Los Kraba, 2025)

deathtothezins.blogspot.com 1 dzień temu

Kilka dni temu w Watykanie zebrało się zgromadzenie kardynałów, które już w drugim dniu obrad wybrało następcę papieża Franciszka. Więc aż się prosi by zawiesić na blogu tekst z konklawe w tytule.

Niemniej nie ma co sobie rodzić nadziei, iż w środku przeczytamy cokolwiek o barwieniu dymu bądź o sympatycznych owadach. Konklawe Świerszczyków to poemiks. Komiks poetycki; pozycja, w której fabuła zostaje odsunięta na dalsze miejsce, a na pierwszy plan wysuwają się nieszablonowe skojarzenia, dźwięczność słów, ich rytm i rezonans, jaki mogą wywołać w czytelniku. Patryk Kosenda podszedł do tematu modernistycznie - uwolnił strumień świadomości i wszedł w mocno psychodeliczny cug, tworząc jedenaście awangardowo-poetyckich opowiadań.

Materiały prasowe określają Konklawe mianem bizzaro fiction. Konia z rzędem temu, kto porwie się na próbę rozpracowania 'co poeta miał na myśli'. Gdyż kadry podporządkowane są przede wszystkim formie. Takiej o Gombrowiczowskim posmaku - Kosenda uwalniając jaźń począł generować słowa i ustawiać je w dość losowej kolejności, naginając granice narracji do maksimum.

W moim borze bezdomni mogą gwałcić przestrzeń/W świeconym kisielu walczą kuracjusze/Dziada z babą mi dajcie, przyśnię im wędrowny bochen.

Patryk urządza tym samym kwasowy trip, chcąc podobny stan wywołać u czytelnika, aktywować jego uśpione obszary mózgu, zmusić do implozji związków przyczynowo-skutkowych. Wręcz bawi się literacką entropią, poprzez budowanie słownych figur niemożliwych, gwałcenie zasad gramatycznych i przeskakiwanie z pierwszoosobowego narratora na nieokreślony byt.

Ulicznik tworząc tulipanka z zaschniętych skwarków, podcina pęciny starego tyrana/Jako klecie pozostanie mi jedynie wymamrotać zaklęcie, które przywróci każdemu pełnowartościowy posiłek: starego Zagładzie piach, małemu Zagładzie strach/Wyjmuję z kieszeni szubieniczkę i głaszczę ją po nosie/Jest ciepło i nigdzie nam się nie spieszy.

Obcując ze sztuką nowoczesną, zawsze pada pytanie o jakość tworzonej awangardy. Co odróżnia dobrą awangardę od złej? Który z twórców nosi w sobie artystyczną ikrę, a który jest zmanierowanym hochsztaplerem? Odpowiedź nie jest łatwa. Sztuka ma wywoływać emocje. Słowotoki Kosendy nie pozostają obojętne - jego zdania potrafią wytworzyć unikalne częstotliwości, przyciągnąć wzrok niecodziennym zestawieniem, kazać poszukać ukrytego dna.

Wiesz co, widziałem raz faceta, który zjadł papierosa widelcem, ale miało to swój cel. Wyśmiewam z siebie mrok, który wtarmosił we mnie prześliczny taksydermista/Wpatrzony podczas roboty w tego debila z reklamy "mam plan wykonam go sam/niskie RRSO dostałem/na mordę sobie nasrałem".

Ale w artyzmie chodzi też o to, by emocje nie wywietrzały zaraz po. Żeby odbiorca miał poczucie, iż za ową formą stoi jakaś scentralizowana myśl, iż sam autor poetyckich zdań sam wie, co chce przekazać czytelnikowi, a osoba po drugiej stronie kartki papieru miała poczucie uczestniczenia choćby w iluzorycznym, ale mimo wszystko namacalnym wydarzeniu o określonym impakcie.

Przepraszam, iż nawiedzam, ale/miałaś kiedyś tak, iż geniusz lizał ci żyły?

Więc...czytając kolejny raz Konklawe Świerszczyków nie jestem pewien, iż Kosenda trzyma w ryzach swój somnambuliczny wszechświat. Są opowiadania (Copycat, The Timesitter), w których wyczuwam ulotną myśl przewodnią - taką, którą chcę gonić, mimo iż cały czas wymyka się mej percepcji tonąc w oparach pure-nonsensu. Ale są też momenty (choćby rozdział tytułowy), gdzie w połowie zaprzestałem dalszego czytania zmęczony tym, iż tekst okazał się zwykłym strzelaniem słowami, niczym pociskami z karabinu. Zastanawiam się, czy nie 'soczyściej' byłoby, gdyby Patryk pisząc scenariusz zdecydował się na patent Dominiki Węcławek, która tworząc Empress całkowicie zrezygnowała z literek (a z tym tytułem Konklawe Świerszczyków ma dużo punktów wspólnych).

Na szczęście na pokładzie znalazł się Piotr Burzyński, który rozpostarł tu skrzydła i zaprezentował całkiem szeroki wachlarz swoich graficznych umiejętności. Można więc wyczuć tu zbieżną kreskę z Maćkiem Pałką (szczególnie z tym, co zrobił w Cesarzowej), podobne niezalowe myślenie, które lata temu reprezentował Otoczak, a teraz uprawia m.in. Wojtek Zieliński czy Wawrzyńczak, a idąc bardziej międzynarodowo - oko mocno się cieszy wyłapując inspiracje Simonem Bisleyem bądź Davem McKeanem (Muskularne dyrektywy). Ale znów - szastam nazwiskami bardziej dla recenzenckiej rzetelności; Piotr od początku kariery operował własnym, unikalnym stylem. Również jego prace w Konklawe można skwitować 'co poeta miał na myśli?', ale... wizualizacje kosendowych nawijek wwiercają się intrygująco nie tylko w świadomość, ale też podświadomość. Kreski Burzyńskiego to jedna wielka protoplazma, która na chwilę zastyga w obrazy, po czym przelewa się w kolejne sceny produkując następne amorficzne anatomie. Mazianie Burzyńskiego potrafi być turpistyczne, psychodeliczne, pure nonsensowe, minimalistyczne, szczegółowe, twarde, lejące, wyraziste, bełkotliwe, zwarte, rozregulowane, czytelne i bałaganiarskie jednocześnie! adekwatnie można z powodzeniem powielić dowolną stronę w komiksu i zawiesić na ścianie. Ba, takie wyrywkowe potraktowanie grafik Piotra z afabularnymi wtrętami prozatorskimi Patryka ma większą siłę rażenia, niż przyjęcie na klatę większej dawki świerszczykowej psychodelii! Proponuję eksperyment - skoro Kosenda poukładał zdania z losowych słów - można przy kolejnej lekturze przeczytać komiks w równie losowej kolejności stron. To może być interesujące doświadczenie.

Los Kraba rzucił na rynek niełatwą pozycję. Konklawe Świerszczyków to rasowa awangarda, która odrzuci czytelników szukających w komiksie głównie fabularnych historii. Duet Kosenda & Burzyński sprawdzają granice tradycyjnej narracji i traktują komiksowe medium jako poletko do uprawiania eksperymentów formalnych. Dlatego trudno oceniać ten tytuł w klasycznych kategoriach. Sam się nie porwę na gwiazdki. Mogę tylko prywatnie żachnąć się, iż rysunki Piotra dały mi soczystą dawkę graficznej przyjemności; natomiast Patryk uprawia ten typ abstrakcyjnej poezji, który mój mózg odrzuca z powodu braku wspólnych genów zgodności tkankowych.


Idź do oryginalnego materiału