Kobieta w delikatnej walce

newsempire24.com 2 dni temu

We wrześniu do klasy przyszła nowa dziewczynka – Zosia. Była tak delikatna i krucha, iż zdawało się, iż silniejszy podmuch wiatru może ją złamać. Zawsze nosiła gruby sweter, spod którego wystawały jej wąskie, ostre ramiona. Rzadkie, jasne włosy zapleciono w cienkie warkoczyki przyozdobione wielkimi różowymi kokardami. Jej ogromne oczy na bladym, trójkątnym licu patrzyły smutno i z zaciekawieniem.

Wysokiemu, wysportowanemu Krzysztofowi wydała się bajkową księżniczką, którą należy chronić i opiekować się nią – i z zapałem wziął się do tego zadania. Dziewczyny od razu znienawidziły nową.

– Ani ładna, ani mądra, a tu taka ważna… Same kości, a już się puszy… Najprzystojniejszego chłopaka sobie znalazła – złośliwie szeptały na przerwie.

W szkole Zosia nie jadła w stołówce. Od szkolnych obiadów robiło jej się niedobrze. Każdego dnia przynosiła ze sobą duże jabłko. Odgryzała malutkie kęsy i przeżuwała je tak wolno, iż choćby podczas długiej przerwy nie kończyła owocu. Dziewczyny prychały, widząc w koszu na śmieci niedojedzoną, ogromną ogryzkę. Krzysztof połykał obiad w pośpiechu i biegł do Zosi, by ją pilnować.

Odprowadzał ją do domu i niósł jej tornister. Żaden z chłopaków nie miał odwagi się z niego naśmiewać. Kosztowałoby go to wiele, bo Krzysztof słynął z siły. niedługo wszyscy przywykli, iż zawsze widuje się ich razem.

Krzysztof stoczył ciężką walkę z rodzicami i po skończeniu szkoły nie wyjechał do miasta wojewódzkiego na studia. Było mu wszystko jedno, gdzie się uczyć, byle tylko nie rozstawać się z Zosią. Zdał do technikum w swoim miasteczku. Rodzice Zosi nie posiadali się ze szczęścia, mając Krzysztofa, i spokojnie powierzali mu córkę. Dziewczyna uczyła się dobrze, ale ledwo zdawała egzaminy – na każdym robiło jej się słabo. O dalszej nauce nie było mowy.

Zosia była późnym dzieckiem, więc rodzice trzęśli się nad nią, byle tylko nie zachorowała, nie denerwowała się. Choć, prawdę mówiąc, nie chorowała wcale tak często.

Na rodzinnym spotkaniu postanowiono, iż dla dziewczyny najważniejsze nie jest wykształcenie, ale dobre zamążpójście. I tu akurat wszystko układało się świetnie. Krzysztof – idealny kandydat na męża. Mama Zosi pracowała jako lekarka i załatwiła córce posadę sekretarki u dyrektora przychodni. I tak Zosia siedziała w recepcji, stukając w maszynę i odbierając telefony.

Tylko rodzice Krzysztofa nie przepadali za Zosią. Nie takiej synowej pragnęli dla syna. Namawiali go, by się opamiętał, iż jeszcze nie rozumie, na co, na jakie życie się skazuje. Nie będzie dla niego oparciem, pewnie choćby nie urodzi…

A Krzysztof w ogóle o takich rzeczach nie myślał. Po prostu lubił otaczać opieką tę kruchą dziewczynę. Sam wydawał sobie się jeszcze silniejszy u jej boku. Podobało mu się, iż nie przypomina innych dziewczyn i iż patrzy na niego tymi wielkimi szarymi oczami. Ale rodzice tak zamęczyli go gadaniem o potencjalnym małżeństwie, iż w końcu oświadczył się Zosi.

Jej rodzice cieszyli się, iż córka dostała takiego dobrego męża. Teraz mogą umrzeć spokojni, wiedząc, iż nie zginie. Choć prawda była taka, iż Zosia nie umiała prowadzić domu. Więc postanowili, iż młodzi po ślubie zamieszkają u nich, póki nie przyzwyczają się do życia w małżeństwie – a oni zawsze pomogą, gdyby co. Mieli przecież większe mieszkanie.

Rodzice Krzysztofa też byli z tego rozwiązania zadowoleni. Przynajmniej syn będzie jadł ciepłe posiłki.

Młodzi żyli spokojnie i zgodnie. Nie mieli choćby o co się kłócić. Gdy Zosia zaszła w ciążę, rodzice nie od razu uwierzyli. choćby pod koniec brzuch był niewielki. A namiętności między młodymi nie zauważali. Położą się spać – z pokoju nie dochodzi żaden jęk, ani szelest.

Zosi nie pozwalano dźwigać nic cięższego niż książka, by donosiła dziecko. Rodzice choćby spania razem im teraz zabronili. Kupili drugą kanapę, na którą przeniósł się Krzysztof.

Nie podobało mu się spanie z dala od żony, więc zaczął nocować u rodziców. I znów wszyscy byli zadowoleni. Tylko jego rodzice wciąż mamrotali, iż na próżno związał się z tą chudzieliną, iż będzie jej służył całe życie. Denerwował się na nich i uciekał z domu do przyjaciół.

I któregoś takiego wieczoru poznał Agnieszkę – krępą, kształtną i wyraźnie seksowną brunetkę. Zdrowych młodych ludzi ciągnęło do siebie z niewyobrażalną siłą. Oboje stracili głowy, rzucali się w ramiona przy spotkaniach jak głodne bestie na zdobycz. A temperatura ich namiętności rosła z dnia na dzień.

Rodzice ganili Krzysztofa, iż ucieka od żony, gdy ta go najbardziej potrzebuje. Zresztą Zosia nie przejmowała się specjalnie. Słuchała siebie, nowego życia w sobie i była tym całkowicie pochłonięta. Dziecko niespokojnie wierciło się w brzuchu i budziło w niej ogromny apetyt. Uspokajało się tylko na świeżym powietrzu. Dlatego Zosia godzinami siedziała na balkonie i czytała książki.

Może dziecko zbytnio różniło się temperamentem od matki, a może znudziło mu się ciasne wnętrze brzucha – ale urodziło się przed terminem. Choć synek nie był duży, okazał się żywiołowy i podobny do ojca. choćby rodzice Zosi to przyznali i cieszyli się z tego.

Krzysztof w tym czasie był z Agnieszką. Dopiero następnego dnia zadzwoniła matka do pracy i oznajmiła, iż został ojcem. Natychmiast przybiegł do szpitala, stanął pod oknami i patrzył na swą zmęczoną porodem Zosię, która zdawała się jeszcze bardziej schudnąć.

Gdy żonę z dzieckiem wypisano, Krzysztof niósł synka całą drogę do domu. Zosia była zbyt słaba. Dziw bierze, jak w ogóle urodziła. Miała małe piersi, jak u nastolatki, a mleka było pod dostatkiem. Chłopiec jadł, nabierał siły i w miesiąc zmienił się w tęgiego, zdrowego malca o donośnym głosie i znakomitym apetycie.

Rodzice przejęli na siebie wszystkie obowiązki związane z dzieckiem. Zosi powierzono tylko spacery z wózkiem. Patrzyła na śpiącego synaNigdy nie uwierzyła, iż to jej dziecko – nie miał w sobie nic z jej delikatności, był całym sobą odbiciem Krzysztofa.

Idź do oryginalnego materiału