Weronika i Tadeusz przekroczyli próg domu, gdzie ciepłe światło nocy sączyło się przez szerokie okna, odbijając się w delikatnych naczyniach ustawionych na półkach. Helena wyciągnęła ramiona, jej oczy błyszczały euforią i ulgą.
Kochani, cóż za piękna niespodzianka! zawołała, ściskając ich kolejno. Weroniko, córeczko, stałaś się moja w dniu, gdy przestąpiłaś mój próg. I ty, Tadeuszu jakże się cieszę, iż cię widzę, synu!
Gwar radosnego spotkania zdawał się topić ostatnie resztki napięcia w powietrzu. Weronika czuła, jak jej serce bije lżej, a uśmiech na jej twarzy zmieniał się od wzruszenia do ciepłego, znajomego uczucia.
Gospodyni zaprowadziła ich do odświętnie udekorowanej jadalni, gdzie stół był już zastawiony: biały obrus, świeże kwiaty w prostym bukiecie, elegancka zastawa, a w powietrzu unosił się zapach pasztetu, parującej zupy i ciepłych pasztecików.
Wszystko przygotowałam osobiście powiedziała Helena. Układałam menu z nostalgią za waszymi wspólnymi wieczorami mam nadzieję, iż nie macie nic przeciwko, iż jest dość tradycyjne.
Tadeusz wchłaniał obecność matki wilgotnymi oczami; Weronika podziwiała elegancję aranżacji z wdzięcznością. W tej chwili proste słowa jego matki, pełne przerw i akceptacji, wydawały się najprawdziwszym świadectwem tego, czym byli i czym wciąż mogli się stać.
Dołączyli goście: kuzynka Heleny, Jadwiga, z mężem, Hubertem, przybyłym gdzieś z Bawarii, o promiennych uśmiechach; potem kilkoro bliskich przyjaciół, Jakub i Zofia, którzy przyjechali z Włoch garść ludzi neutralnych, ale o ciepłych spojrzeniach, którzy bez hałasu tworzyli bezpieczną przestrzeń.
Zasiedli do stołu. Pierwsze danie: kremowa zupa grzybowa z podsmażoną cebulką i kroplą śmietany, smak, który przywoływał wspomnienia z dzieciństwa. Weronika smakowała ją powoli, pozwalając aromatowi ją uspokoić, gdy jedna z gospodyń, Ewa, powiedziała:
Gratulacje z okazji studia jogi, Weroniko! Śledzę cię wirtualnie to wspaniałe miejsce!
Weronika lekko się zaróżowiła, ledwo szepcząc:
Dziękuję nie sądziłam, iż wieść dotrze tak daleko.
Tadeusz spojrzał na nią ciepło i dodał:
Ja się tym dyskretnie zająłem: rozesłałem kilka ogłoszeń wśród znajomych, a wiadomość dotarła do lokalnych grup. Masz rosnącą społeczność, gratulacje.
W tym gronie słowa płynęły gładko, bez zgrzytów. Helena, pochylając się ku dłoni córki, powiedziała:
Trudno było mi cię wypuścić, moja droga, ale teraz podoba mi się, co widzę. Oboje jesteście wspaniałymi ludźmi.
Rozpoczęła się spokojna rozmowa o życiu: plany Weroniki związane z jej studiem, wyzwania związane z jego rozwojem; Tadeusz opowiadał o swoich pierwszych projektach konsultingowych, o euforii pomagania małym firmom w odkrywaniu ich potencjału. Rozmowa była naturalna, bez sztucznego nadęcia.
W pewnym momencie toast: Hubert uniósł kieliszek.
Za Weronikę, która uczy nas, iż tam, gdzie jest serce, tam jest uzdrowienie! powiedział, mieszając polski z niemieckim. I za Tadeusza, który pokazuje nam, jaką moc ma odwaga zmiany.
Weronika spojrzała na kieliszek ciemnego wina, potem w oczy Tadeusza. Uniosła swój, z drżącym głosem:
Za nas za to, co było, za to, co jest, i za to, co być może nadejdzie.
Brakowało tylko słów miłość czy pojednanie, ale wyraz ich twarzy mówił wszystko. W kieliszku, rozświetlonym blaskiem żyrandoli, odbijały się dotąd nieznane nadzieje.
Wieczór płynął między stłumionymi śmiechami, opowieściami o dawnej wycieczce do Toskanii, żartami o kimś, kto podając zupę, utopił w niej łyżkę. Historie, choć proste, budowały mosty między przeszłością a teraźniejszością.
Na koniec, gdy niemal puste talerze wirowały po stole, Helena przyniosła deser: linzer tort z malinową konfiturą, ciasto orzechowe o subtelnych nutach i sorbet owocowy każdy kęs pełen delikatności i wspomnień.
Tadeusz, dotykając jej palców okruszkiem ciasta, spojrzał Weronice w oczy i cicho powiedział:
Myślałem, iż nigdy już nie porozmawiamy tak po prostu, spokojnie. Ale teraz warto było zrobić każdy krok.
Weronika uśmiechnęła się i bez słów poczuła, jak w piersi rozluźnia się węzeł. Późno, w ciepłym świetle, z echem poezji przeszłości, ale i obietnicą innej teraźniejszości.
Wychodząc na werandę pod gwiaździstym niebem, Weronika i Tadeusz usiedli na drewnianych białych krzesłach. Miękkie światło otulało ich twarze; nocna pieśń niosła zapach ogrodowych kwiatów, ale też coś więcej zapach przebaczenia.
Miejsce 17A było dla mnie przestrzenią, ciszą i strachem, iż mogę czegoś żałować powiedziała Weronika. Miejsce 17B było twoje daleko, a jednak blisko, przez cały czas.
Tadeusz westchnął.
Tak. Nie wiem, czy miałbym odwagę stanąć tuż obok ciebie, ale nie chciałem też odejść.
Ich spojrzenia spotkały się, pełne nieskrępowanej czułości. W tej chwili przeszłość i ból nie miały znaczenia. Jak gwiazdy migoczące w nocy, dwa losy odnalazły cichą harmon


