Jak przetrwać swoją śmierć – recenzja książki. Cena nie gra roli?

popkulturowcy.pl 11 godzin temu

Kiedy ktoś z najbliższych umiera w tragicznych okolicznościach, przeważnie przychodzi człowiekowi do głowy, iż zrobiłby wszystko, byleby temu zapobiec. Tylko czy zawsze byłoby warto?

Alice to introwertyczka, która marzy o karierze patolożki sądowej, a wolne chwile spędza raczej na oglądaniu horrorów niż na imprezowaniu. Jej siostra Claire to jej przeciwieństwo: jest piękną, przebojową dziewczyną, kochającą występy w teatrze. Mimo różnic dziewczyny są dla siebie prawdziwymi przyjaciółkami i powierniczkami… Ale ta sielanka bezpowrotnie się kończy, gdy na imprezie halloweenowej Claire zostaje zamordowana.

W tym momencie życie Alice wywraca się do góry nogami, a kolejne dwanaście miesięcy to dla niej już tylko wegetacja i obserwowanie rozpadającej się rodziny oraz kończących się przyjaźni. Rok po śmieci ukochanej siostry dziewczyna przygotowuje się do złożenia zeznań przed sądem jako jedyny świadek w sprawie.

Pierwszego dnia procesu Alice zostaje ogłuszona w sądowej łazience przez tajemniczą nieznajomą. Kiedy odzyskuje przytomność, jest noc Halloween poprzedniego roku, tuż przed zabójstwem Claire. Alice ma czas do północy, by uratować siostrę i odnaleźć prawdziwego mordercę, zanim zaatakuje on kolejną ofiarę… ale czy na pewno ma szansę na szczęśliwe zakończenie?

Opis Jak przetrwać swoją śmierć brzmi ciekawie – taką opinię zasłyszałam wśród swoich redakcyjnych koleżanek. Osobiście podchodziłam do niego odrobinę bardziej sceptycznie, głównie ze względu na rażącą po oczach stereotypowość postaci przedstawionych w pierwszym akapicie. Sama intryga jednak, a zwłaszcza to, jak rozstrzygnie ją autorka, zainteresowała mnie na tyle, by wziąć tę książkę do recenzji. Jaki więc jest mój ostateczny osąd? Cóż, omówmy to sobie po kolei.

Na pierwszy ogień poleci fabuła. Muszę przyznać, iż na pewnym etapie naprawdę mnie ona wciągnęła – szczególnie już po feralnym morderstwie ze streszczenia. Wstępniaczek przed nim starał się mnie utwierdzić w tym, iż miałam rację odnośnie stereotypowości całego tego świata przedstawionego, ale na szczęście gwałtownie sobie odpuścił i przepuścił mnie do prawdziwego mięsa. Śledztwo Alice angażowało, natomiast wyciągane przez nią wnioski wydawały się jak najbardziej logiczne. No, a przynajmniej z jej perspektywy. Ja sama natomiast, jako osoba trzecia, obserwująca sprawę w sposób mniej-więcej obiektywny, domyśliłam się, kto jest zabójcą tak gdzieś koło 170 strony. Przez długi czas liczyłam, iż się mylę, bo lubiłam tę postać, ale niestety – nic z tego. Szkoda. Chociaż warto także zaznaczyć, iż wyjaśnienie motywów rzeczywiście miało ręce i nogi. Autorka nie wywinęła żadnego fikołka logicznego w imię mocniejszego plot twistu, a zamiast tego faktycznie porozstawiała po drodze wskazówki, które go wyjaśniały.

Całkiem fajny jest też morał tej historii. Jak przetrwać swoją śmierć dobitnie obrazuje powiedzenie: „analiza wsteczna zawsze skuteczna”. Alice wydawało się, iż mogła się pewnych rzeczy domyślić. Ciągle wytykała sobie, jak powinna była postąpić, przekonana, iż gdyby zachowała się inaczej, to Claire by wciąż żyła. Kiedy jednak otrzymuje szansę, by wszystkie te „gdybania” ziścić, gwałtownie przekonuje się, iż nieważne, jak postąpi, zawsze znajdzie się kolejna wpadka do poprawienia. Wszystko wydaje się dużo prostsze już po fakcie. Jest na to choćby teoria psychologiczna, którą z euforią bym przytoczyła, ale niestety nie mogę się do niej dokopać w notatkach ze studiów. W każdym razie, życie wcale nie jest tak banalne, jak nam się przy analizie post facto wydaje. Nie wiemy, co by się stało, gdybyśmy zachowali się inaczej. Nie znamy komplikacji, jakie mogłyby wtedy wystąpić. I o tym właśnie Alice boleśnie się przekonuje.

Co się natomiast tyczy ogółu postaci: rzeczywiście zawierają sporo kliszowych elementów, jednak oprócz nich pojawia się na tyle dużo innych, by nie stanowiło to aż takiego problemu. Alice jest nerdem, ale nie żadnym piwnicznym goblinem; ma przyjaciół, bywa na imprezach, nie nosi byle jakich workowatych ciuchów. Wydaje się całkiem inteligentna, choć wciąż, jak każdemu, zdarza jej się robić głupoty – zwłaszcza w emocjach. Tym jednak, co ostatecznie przekonało mnie do takiej trochę przerysowanej, ale nigdy karykaturalnej estetyki, była jej relacja z siostrą oraz sama osoba Claire.

Starszą z rodzeństwa zarysowano jako typową, amerykańską szkolną gwiazdeczkę. Wysoka, charyzmatyczna, dziewczęca, wszyscy ją kochają. Najlepsza. Na pierwszy rzut oka we wszystkim, choć później dowiadujemy się, iż nie do końca. Na szczęście nie zrobiono z niej przy tym pustej lali. Claire ma charakter i pewien specyficzny urok, za pomocą którego rzeczywiście łatwo ją polubić. I, co ważniejsze, szczerze kocha swoją siostrę – z wzajemnością. Obie dziewczyny są do siebie mocno przywiązane, bez żadnego obrażania się, zazdrości czy czegokolwiek innego tak typowego dla podobnych relacji w popkulturze. Owszem, Alice czasem trochę żałuje, iż nie jest taka „super” jak Claire, ale nigdy nie ma w tym żadnej złej krwi. Dziewczęta wyznają zasadę, iż żadna siostra nie zostaje w tyle i się jej kurczowo trzymają. Obserwowanie ich razem było dla mnie na swój sposób budujące. Da się napisać relację takiego duo bezpretensjonalnie? Da się. I, cholera, chciałabym widzieć takich więcej.

A propos wspomnianej chwilę temu amerykańskości – całe Jak przetrwać swoją śmierć wręcz nią ocieka. Podobnie jak w przypadku postaci jest ona lekko przerysowana, ale nie aż tak, by gryzła. Lekki przedsmak tego balansowania na krawędzi sztampy i interesującego doświadczenia widać też w sumie choćby na okładce. Błyszczyk, cekinowe kocie uszka… zawiewa to właśnie taką słodkopierdzącą dziewczęcością, do której, dla zaznaczenia, iż to horror, dodano trochę krwi w tle. Całość kompozycji całkiem pasuje mi klimatem do wnętrza książki. Prosta, trochę przerysowana, ale wciąż dość intrygująca.

Jak przetrwać swoją śmierć to porządny kawałek literatury. Może nie odkrywczy, ale na pewno angażujący i dający sporo rozrywki. Balansując na granicy przerysowania i pomysłowości, Danielle Valentine przedstawia nam wciągającą, ociekającą amerykańskością historię z prostym, ale słusznym morałem przemyconym pod płaszczykiem horroru. Choć mordercy można domyślić się dość szybko, tak czy siak warto moim zdaniem sięgnąć po ten tytuł. W slasherze, bądź co bądź, nie chodzi przecież o skomplikowane zagadki, tylko o krwawe mordy, prawda? Pod tym względem natomiast tytuł ten raczej nie powinien was zawieść.


Autor: Danielle Valentine
Tłumaczenie: Cajgner Wojtek
Okładka: Vanessa Han, Norbert Młyńczak (adaptacja)
Wydawca: Feeria Stories
Premiera: 9 października 2024 r.
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Stron: 376
Cena katalogowa: 49,90


Powyższa kooperacja powstała w ramach współpracy z wydawnictwem Feeria. Dziękujemy!
Fot. główna: materiały promocyjne – kolaż

Idź do oryginalnego materiału