Inherentnie / floriankonrad

publixo.com 1 tydzień temu

`– Panienki rodzice jeszcze żyją?
– A Boże uchowaj! – przeżegnała się ze strachem.`
– powieść o wampirach, jaką kiedyś chciałem
stworzyć dla żartu.


naszła chętka, by kołysać się do rytmu
synthpopowych nut (czysty plastik, do tego – dość
kruchy), krzywić w zgniłym półuśmiechu.

bo jest ze mną i na zawsze pozostanie nieodłączalny
prąd, wolność szerokopasmowa! bo rozciąga się
w przyczaszce i podwzgórzu jasna dolina bezpamięci,
kraina JOMO (mam trzydzieści osiem lat, nigdy nie
posiadałem telefonu komórkowego, choćby dumbphone`a,
na telewizję pogniewałem się jakiś czas temu,
z gazetami codziennymi nigdy nie było mi po drodze
– więc sami widzicie; zgaszak, wytrzebiacz!).

jestem zadowolony, iż moja racjonalność spadła z siedzidełka,
za niewinność nałożyłem sobie shadowbana i, niczym
dziwak, coraz bardziej cieszę się z odłączanych funkcji,
usług. każda lina, którą przegryzam, gdy tylko pęka,
zaraz zdaje się być z brudnego złota,
a więc – fuj!

ciągle piszę, patysiem pomiędzy gwiazdami,
nowelkę pod tytułem Naszczęścienie.
śmieję się zbyt głośno, zaklejam szyby płatkami.
skupiam na sobie uwagę. a to niepotrzebne.

wiem, może być źle:
wyznający brunatnych bożków koproteiści
będą naciskali, by zdelegalizować mój stan,

a członkowie OPZSzabr (Ogólnopolskiego Związku
Szabrowników) zakradną się w nocy, by uszczknąć
choćby malutką część. albo zagarnąć tak
wielki ochłap, jak będą w stanie unieść.

mimo to – radość! bo coraz mniej się jest,
różowa rdza toczy sprężyny.
Idź do oryginalnego materiału