Historia mówiona to mieszanka fascynująca

kulturaupodstaw.pl 3 godzin temu
Zdjęcie: fot. Waldemar Stube


Kamila Kasprzak-Bartkowiak: Jakie odczucia towarzyszyły tobie w czasie wywoływania duchów przeszłości, bo tym są poniekąd zebrane wspomnienia byłych i obecnych długoletnich pracowniczek i pracownika Biblioteki Publicznej Miasta Gniezna?

Monika Wierżyńska: o ile pójść konsekwentnie za metaforą, którą proponujesz – wywoływania duchów – to w tym przedsięwzięciu przypadłaby mi rola medium.

I rzeczywiście jest coś na rzeczy – byłam medium, pośredniczką, za sprawą której wspomnienia byłych i długoletnich bibliotekarek gnieźnieńskiej publicznej biblioteki wybrzmiały, zostały zarejestrowane i udostępnione jako „Fonoteka” na bibliotecznej stronie.

Pierwsze odczucie towarzyszące temu przedsięwzięciu to radość, iż na ten projekt udało się pozyskać finansowanie, które otrzymaliśmy z programu Patriotyzm Jutra Muzeum Historii Polski. Już składając wniosek, byłam przekonana, iż jest to rzecz, którą zrobić należy i to jak najszybciej. Pamięć to rzecz ulotna, ludzie odchodzą.

Jedna z osób, którą chciałam nagrać – pani Elżbieta Kwacz, kierująca filią muzyczną biblioteki – zmarła, nim udało się nam porozmawiać. Więc to trochę wyścig z czasem. Myślę, iż przede wszystkim towarzyszyło mi poczucie głębokiego sensu. Pewnie dlatego, iż nie jest to doraźna inicjatywa, a projekt z długim terminem ważności, który będzie zyskiwał na znaczeniu wraz z upływem czasu.

K.K.-B.: Czy te wspomnienia będą fundamentem, jak to określasz, „historycznego fresku” obchodzącej w tym roku 80-lecie istnienia książnicy?

M.W.: Nie wiem, czy fundamentem – „Fonoteka” raczej jest portalem, który pozwala wejść do dawnej Biblioteki Publicznej Miasta Gniezna, najstarszej instytucji kultury w mieście, która pierwszych czytelników gościła już w lutym 1945 roku, mogli wtedy poczytać „Gazetę Frontową”.

fot. Waldemar Stube

Oczywiście tak wczesnych wspomnień nie udało się nam zarejestrować – ale mamy nagrane wspomnienia z biblioteki lat sześćdziesiątych, jak to mówi pani Anna Dams: „z tego średniowiecza”.

I to trochę jest dla nas, dla naszych dzisiejszych uszu, które tego słuchają, jak odgłosy średniowiecza, bo wczorajsza biblioteka kilka ma już wspólnego z tą dzisiejszą. Przemiany, jakim ulegało Gniezno, Polska, i w ogóle świat – odmieniła zupełnie tę placówkę.

To naprawdę świat wczorajszy, świat sprzed transformacji ustrojowej, komputeryzacji, cyfryzacji. Jak głębokie były to zmiany, możemy się przekonać, słuchając tych wspomnień. Wiadomo, Sowa Minerwy wylatuje o zmierzchu.

K.K.-B.: Czy trudno było namówić bohaterów „Fonoteki” na opowiedzenie swej zawodowej biografii? I dlaczego dźwięk, a nie spisane słowo lub film?

M.W.: jeżeli chodzi o namówienie moich bohaterek, to pierwsze reakcje na propozycję były raczej ostrożne:

„nie mam nic interesującego do opowiedzenia; może ktoś inny, kilka pamiętam” itd.

Dosyć gwałtownie udało się te wątpliwości rozwiać. Jedynie były dyrektor biblioteki nie zgodził się na nagranie wspomnień. Każdy ma do tego prawo. Bardzo się cieszę, iż wszystkie osoby, które o to prosiłam, spotkały się ze mną i podarowały swój czas oraz wspomnienia.

I chciałabym im ogromnie za to podziękować, są to: Bożena Błaszak, Dorota Błażejewska, Anna Dams, Danuta Filipiak, Anna Grygiel, Czesława Janowicz, Ewa Jaworska, Jan Maćkowiak, Ludomira Nawrocka, Danuta Piątek, Bogumiła Swat, Alicja Twardowska.   

Od początku chciałam, żeby to były wspomnienia utrwalone przez rejestratory dźwięków – jako najmniej inwazyjne. A zarazem w głosie wiele słychać, wszystkie emocje, uczucia, zawahania. Dlatego historie mówione zwykle w taki sposób się właśnie utrwala. Podczas nagrywania, z czasem, nagrywane osoby zapominają o mikrofonie.

Z kamerą już tak się nie da, wiem to jako wieloletnia dziennikarka telewizyjna. A film wspomnieniowy o bibliotece już zrealizowaliśmy z Jakubem Dzionkiem kilka lat temu – ma tytuł „Spacerem po Bibliotece”, można go obejrzeć na naszym bibliotecznym YouTubie.

Co do słowa, to rozmowy są transkrybowane. Planuję napisanie książki o historii naszej instytucji, w której te wspomnienia, oraz kolejnych osób, na pewno wykorzystam. Nie mogłoby być zresztą inaczej, taka książka musi stanąć na bibliotecznej półce.   

   
K.K.-B.: Jak wyglądały spotkania z poszczególnymi osobami i rozmowy oraz nagrywanie i późniejsza selekcja materiału?

M.W.: To był czasochłonny i przede wszystkim intensywny proces – tutaj kłaniam się dyrektorowi biblioteki Piotrowi Wiśniewskiemu, za zrozumienie znaczenia tego projektu. Rozmowy były wielogodzinne, odbywały się w naszej siedzibie, w pokoju, który – jak teraz myślę – ma sznyt retro, więc choćby dekoracje harmonizowały z tematem. W rozmowie uczestniczył Jakub Dzionek, mój nieoceniony dźwiękowiec.

fot. Waldemar Stube

Jeden z wywiadów – z Janem Maćkowiakiem, dawnym dyrektorem biblioteki – nagraliśmy na wyjeździe, w jego gabinecie w Muzeum Rolnictwa w Szreniawie, którym teraz kieruje.

Każda z dwunastu osób miała inne wspomnienia, inaczej o nich opowiadała; jedne opowieści są gawędziarskie, inne bardziej konkretne. Większość miała ze sobą dawne fotografie. Prosiłam o to, bo one służyły jako swego rodzaju katalizatory wspomnień.

Oczywiście do wywiadów starałam się do przygotować, czytałam o historii mówionej, o metodzie. Jednocześnie chciałam, żeby te spotkania nie odbywały się według skryptu, ale „pa duszam”. I to się chyba udało. To były swobodne wypowiedzi, pojawiło się trochę dygresji, które już na etapie montażu Jakub wyciął, ale stanowiły one istotną część rozmowy, często jedynie dla moich i Jakuba uszu. 

K.K.-B.: Podczas uroczystej premiery projektu w listopadzie padło wiele słów na temat wartości historii mówionej, która powinna być tak samo ważna jak ta oficjalnie zapisana. Czy przez cały czas jest z tym problem?

M.W.: Historia mówiona zapisana jest pierwotnie w ludzkiej pamięci. Wydobywając ją na światło dzienne, dostajemy nie tylko suche fakty, daty, ale też emocje, uczucia, i – musimy się z tym liczyć – pewne zniekształcenia, wynikające z osobistej perspektywy świadka historii, z upływu czasu. Dla mnie ta mieszanka jest fascynująca. Uważam, iż oba spojrzenia – oficjalna i ta społeczna, mała, czy wręcz osobista, historia – powinny się uzupełniać. o ile chcemy otrzymać najbardziej pełny obraz historii, to warto zaglądać tu i tu.

fot. Waldemar Stube

I tak w przypadku historii naszej biblioteki można przeczytać monografię (wydaną dekadę temu) i wtedy poznajemy oficjalną wersję losów instytucji. Mam jednak odczucie, iż dopiero głosy bibliotekarek, które przez kilka dekad były jej częścią, ożywiają ten statyczny obraz. Nie tylko czytamy o dziejach biblioteki, ale trochę odczuwamy, czym zaiste była. To daje pełniejsze zrozumienie. Nie same mury tworzą instytucję.         

Utrwalanie historii mówionych w tej chwili na pewno zyskuje na popularności, choćby dzięki Centrum Archiwistyki Społecznej powołanemu przez Fundację Ośrodek KARTA. I chwała im za to. Mamy ku temu doskonałe możliwości techniczne – każdy z nas ma w kieszeni urządzenie, którym może nagrać wspomnienia czy to dziadków, czy starszych sąsiadów, mieszkańców wioski, miasteczka, dzielnicy itd.

Jestem przekonana, iż warto to robić. Po pierwsze, by – to banał, ale jakże prawdziwy – ocalić ich świat od zapomnienia. Po drugie, by nauczyć się słuchać – a to zanikająca umiejętność. Po trzecie, by rejestrować coś, co jest prawdziwe. Bo przecież my wszyscy teraz na potęgę rejestrujemy swoimi telefonami.

Pytanie: co rejestrujemy? Rzeczywistość? Ile z tego oceanu nagrań to kreacja, wyreżyserowany kontent? Ale to już temat na inną rozmowę.

K.K.-B.: A co cię urzekło w opowieściach bibliotekarek i jednego z dyrektorów oraz w dziejach książnicy?

M.W.: Łatwiej byłoby mi powiedzieć, co mnie nie urzekło. W tych wspomnieniach mnóstwo jest kapitalnych anegdot, słucha się ich jak opowieści amerykańskich pionierów. Bardzo interesujące, ze względu na sporą odległość czasową, są wspomnienia najstarszych emerytek, pracujących w bibliotece od lat sześćdziesiątych.

fot. Waldemar Stube

To był wtedy zupełnie inny świat: katalogi skrzynkowe, bibliotekarki w fartuszkach, książki owinięte w szary papier. Słucha się tego jak wspomnień o świecie, który przeminął.

Można do niego wracać z nostalgią, ale zarazem nie da się ukryć, iż komputeryzacja biblioteki ułatwiła pracę. Wcześniej obsługa czytelnika, cała praca biblioteczna, inwentura – to było wielki wysiłek, także fizyczny, wszystko trzeba było robić manualnie.

W tych wspomnieniach odbijają się mocno przemiany społeczne kolejnych powojennych dekad. Biblioteki, a zwłaszcza czytelnie, miały swój niebagatelny udział w awansie społecznym powojennego miasta. Rozrastające się Gniezno powszechnie się edukowało, studiowało, często zaocznie, a tego nie dało się robić bez korzystania z bibliotek i pomocy bibliotekarzy. Jak wspominają koleżanki, w czytelniach było wtedy „gęsto od ludzi”. Bez wątpienia gnieźnieńska książnica była ważnym miejscem na mapie miasta i zaważyła na biografii wielu mieszkańców.

Niezwykłą placówką była też Filia Muzyczna, gromadząca i udostępniająca zbiory nieksiążkowe. Tam słuchało się płyt, przegrywało je – teraz byśmy powiedzieli: po piracku, uczyło się języków obcych w specjalnych kabinach lektorskich. Ta filia ukształtowała muzycznie kilka pokoleń
gnieźnian.

Takich soczystych anegdot, smaczków zarejestrowanych w „Fonotece” jest mnóstwo, warto ich odsłuchać. Są jak dźwiękowe pocztówki z przeszłości biblioteki. Podane są niczym gawędy, z ust do ucha, więc liczę na „uszy szeroko otwarte”.

K.K.-B.: Kto jeszcze miał wpływ na ostateczny kształt „Fonoteki”?

M.W.: „Fonoteka” to wypadkowa pracy kilku osób. Na etapie przygotowań bardzo pomocna była moja koleżanka Alicja Twardowska, kierująca Działem Gromadzenia, Opracowania i Bibliografii Regionalnej. To nasza biblioteczna strażniczka pamięci, zresztą jej wspomnienia również nagraliśmy.

fot. Waldemar Stube

Wspomniany już Jakub Dzionek rejestrował wywiady i potem montował nagrania. Fotografik Waldek Stube wspaniale sportretował nasze świadkinie historii. Powstały piękne portrety bibliotekarek, z ich ulubionymi książkami.

Natomiast podstronę „Fonoteki” stworzył grafik Maciej Polus. To wszystko są osoby, z którymi pracuję nie po raz pierwszy – bardzo sobie cenię ich profesjonalizm, pełne zaangażowanie i stoicki spokój. Serdecznie im dziękuję – i wiem, iż nie jest to nasza ostatnia wspólna robota.

K.K.-B.: Czy w związku z jubileuszem biblioteki oraz planami dalszych nagrań książnica częściej zacznie sięgać po dźwiękowe narracje?

M.W.: W styczniu chcemy nagrać kolejne osoby, bo w „Fonotece” powinno się znaleźć jeszcze wiele wspomnień. I znajdzie się – dopilnuję tego. A co do jubileuszu, to będziemy go świętować cały rok, na różne sposoby, nie wszystko chcemy od razu zdradzić.

fot. Waldemar Stube

Osiemdziesiąte urodziny obchodzimy dokładnie 18 lutego – to wtedy, w 1945 roku otworzyła się Czytelnia Miejska w Gnieźnie. Mnie jest tę datę łatwo zapamiętać, bo w tym dniu wiele dekad później urodził się mój syn, tego dnia ma też urodziny nasza koleżanka z biblioteki Barbara Hrab, której mama Bogumiła Swat też pracowała w gnieźnieńskiej bibliotece i została nagrana.

Jak widać, historia oficjalna zawsze splata się z osobistymi opowieściami, dzięki temu żyje nie tylko w dokumentach, książkach i podręcznikach, ale i w nas.

Idź do oryginalnego materiału