Wchodzący za kilka dni na platformę Netflix "Heweliusz" jest jedną z najbardziej oczekiwanych polskich produkcji tego roku. Serial o tragicznej katastrofie promu "Jan Heweliusz" wymagał aż 105 dni zdjęciowych i zaangażował ponad 120 aktorów, 3000 statystów, 2000 pojazdów grających, 70 lokacji i dziesiątki ton wody wykorzystywanych w specjalnych planach zdjęciowych.
Zastanawiacie się, czy warto zobaczyć tę serialową produkcję?
Na karcie filmu znajdziecie naszą RECENZJĘ. Swoimi wrażeniami dzieli się w niej Jakub Popielecki.
Jak w swoim tekście zauważa Jakub Popielecki, "Heweliusz" jest nie tylko produkcją o zatonięciu promu, a dziełem biorącym sobie za cel pokazanie mnogich konsekwencji tragedii: emocjonalnych, ale i społecznych, kulturowych i prawnych. Aby to zrobić, twórcy zdecydowali się na nielinearną strukturę i złożoną z wielu głosów narrację. Jak pisze recenzent Filmwebu:
"Heweliusz" jest wieloma "Heweliuszami" na raz. To jednocześnie kino katastroficzne o zatonięciu promu, dramat psychologiczny o traumie oraz sądowy thriller o próbie dojścia do prawdy. Stąd te wszystkie liczby, z których wróży się sukces produkcji: twórcy mnożą konwencje i postacie, przeskakują w czasie i oglądają sprawę z najróżniejszych stron. "Heweliusz" zarazem zaczyna się od katastrofy, jak i się katastrofą kończy, część akcji biegnie wprzód, druga część wstecz, a bohaterów obserwujemy przed, w trakcie i po zatonięciu promu, zresztą choćby niekoniecznie w tej kolejności.
Co jeszcze zauważa nasz krytyk?
Niezależnie od jakości samej fabuły, Popielecki chwali także sceny katastrof wskazując, iż ogromny budżet i realizacyjne trudności opłaciły się jego twórcom.
Nie ma co się oszukiwać: jest to show. Sceny katastroficzne to żadne tam "polskie sceny katastroficzne": tonący prom wygląda jak tonący prom, na korytarzach przechylającego się statku aktorzy muszą odstawiać niezłą "Incepcję", zaś człowiek zdaje się tu obcować z materią świata przedstawionego, a nie z rekwizytami czy efektami specjalnymi – pisze krytyk dodając, iż mimo imponującej warstwy technicznej, sama katastrofa nie pozostaje tu jedynym elementem, na który warto w serialu czekać.
Fakt, iż "Heweliusz" nie wpada na mieliznę eksploatacji, jest kwestią prawidłowo ustawionych priorytetów. Spektakl pracuje tu w służbie historii: nie jest celem, tylko środkiem do celu – puentuje autor.
PRZECZYTAJ NASZĄ RECENZJĘ i dowiedz się, dlaczego warto obejrzeć "Heweliusza".
Zastanawiacie się, czy warto zobaczyć tę serialową produkcję?
Na karcie filmu znajdziecie naszą RECENZJĘ. Swoimi wrażeniami dzieli się w niej Jakub Popielecki.
"Heweliusz" – przeczytaj naszą recenzję
Jak w swoim tekście zauważa Jakub Popielecki, "Heweliusz" jest nie tylko produkcją o zatonięciu promu, a dziełem biorącym sobie za cel pokazanie mnogich konsekwencji tragedii: emocjonalnych, ale i społecznych, kulturowych i prawnych. Aby to zrobić, twórcy zdecydowali się na nielinearną strukturę i złożoną z wielu głosów narrację. Jak pisze recenzent Filmwebu:
"Heweliusz" jest wieloma "Heweliuszami" na raz. To jednocześnie kino katastroficzne o zatonięciu promu, dramat psychologiczny o traumie oraz sądowy thriller o próbie dojścia do prawdy. Stąd te wszystkie liczby, z których wróży się sukces produkcji: twórcy mnożą konwencje i postacie, przeskakują w czasie i oglądają sprawę z najróżniejszych stron. "Heweliusz" zarazem zaczyna się od katastrofy, jak i się katastrofą kończy, część akcji biegnie wprzód, druga część wstecz, a bohaterów obserwujemy przed, w trakcie i po zatonięciu promu, zresztą choćby niekoniecznie w tej kolejności.
Co jeszcze zauważa nasz krytyk?
Niezależnie od jakości samej fabuły, Popielecki chwali także sceny katastrof wskazując, iż ogromny budżet i realizacyjne trudności opłaciły się jego twórcom.
Nie ma co się oszukiwać: jest to show. Sceny katastroficzne to żadne tam "polskie sceny katastroficzne": tonący prom wygląda jak tonący prom, na korytarzach przechylającego się statku aktorzy muszą odstawiać niezłą "Incepcję", zaś człowiek zdaje się tu obcować z materią świata przedstawionego, a nie z rekwizytami czy efektami specjalnymi – pisze krytyk dodając, iż mimo imponującej warstwy technicznej, sama katastrofa nie pozostaje tu jedynym elementem, na który warto w serialu czekać.
Fakt, iż "Heweliusz" nie wpada na mieliznę eksploatacji, jest kwestią prawidłowo ustawionych priorytetów. Spektakl pracuje tu w służbie historii: nie jest celem, tylko środkiem do celu – puentuje autor.
PRZECZYTAJ NASZĄ RECENZJĘ i dowiedz się, dlaczego warto obejrzeć "Heweliusza".
"Heweliusz" – zwiastun produkcji
















