Hayao Miyazaki – nieszczęśliwy twórca, szczęśliwe filmy? Porozmawiajmy o mistrzu

news.5v.pl 3 godzin temu

Depresyjne cytaty Hayao Miyazakiego stają się viralami, a ja chciałam zastanowić się, ile w nich jest prawdy i jak pesymistyczne podejście do życia może wpływać na jego twórczość.

Jakiś czas temu natknęłam się w internecie na interesujące porównanie Junjiego Ito i Hayao Miyazakiego, które znajdziecie poniżej.

Obok siebie załączono dwa zrzuty ekranu. Na pierwszym z nich Junji Ito, japoński mangaka, znany z iście makabrycznych i przerażających komiksów grozy, z łagodnym uśmiechem mówi, iż jego ulubionym zespołem jest grupa The Beatles. Na kolejnym jest Hayao Miyazaki, reżyser pięknych i wzruszających animacji ze studia Ghibli, który szorstko i z papierosem w ustach oznajmuje, iż nienawidzi Beatlesów.

Potem zaczęły mi się pokazywać inne memy o tej samej tematyce. Na przykład depresyjny cytat Hayao Miyazakiego, postawionymi obok uroczych zdjęć Junjiego Ito w kocich uszkach. Żart „świat, gdy kochasz Beatlesów” kontra „świat, gdy kure***o nienawidzisz Beatlesów” podbił internet.

Kontrast pomiędzy tymi dwoma zdawał się fascynować internautów. Mamy w końcu Hayao Miyazakiego, który poprzez swoje filmy stara się przede wszystkim promować pacyfizm, nadzieję i życie w zgodzie z naturą. W drugim narożniku siedzi za to Junji Ito, który jest uważany za ikonicznego twórcę horrorów z iście makabrycznymi wizjami. Artysta ma na koncie takie mangi jak Tomie, Uzumaki i Gyo, a próbkę jego twórczości możecie zobaczyć w poniższej galerii (z mangi i anime, przy czym specjalnie wybrałam mało drastyczne ujęcia, ale jeżeli takie obrazy was nie ruszają, sprawdźcie sobie szczególnie Gyo).

Zaczęłam się jednak na poważnie zastanawiać nad tym kontrastem, a przede wszystkim nad naturą twórczości samego Hayao Miyazakiego, którego jestem fanką. Czy naprawdę jest nieszczęśliwym twórcą, który tworzy szczęśliwe firmy?

Hayao Miyazaki – tworzysz najlepiej w obliczu realnej porażki

16 stycznia 2020 roku portal Kotaku opublikował fragment memoir Sharing a House With the Never-Ending Man: 15 Years at Studio Ghibli. Jego autorem jest Steve Alpert, który pracował dla studia przez 15 lat (był między innymi jego przedstawicielem za granicą). W tekście opisano to, w jaki sposób pracuje Hayao Miyazaki. Okazuje się, iż jest to bardzo stresujący proces – i właśnie taki ma być.

Często mówił, iż człowiek jest w stanie dać z siebie wszystko w pracy tylko wtedy, gdy staje w obliczu realnej porażki i idących za nią konsekwencji. Wielokrotnie po ukończeniu któregoś ze swoich filmów Miyazaki sugerował zamknięcie studia i zwolnienie całego personelu. Uważał, iż dzięki temu animatorzy zrozumieją konsekwencje porażki i staną się lepszymi artystami, jeżeli zostaną ponownie zatrudnieni do kolejnego projektu. Nikt nigdy nie był pewien, czy tylko sobie żartował.

W dalszej części tekstu czytamy, iż produkcje studia Ghibli były emitowane w Japonii w bardzo konkretnym harmonogramie: pod koniec grudnia ogłaszano nowy projekt, by zwrócić uwagę ludzi, a dwa lata później, w połowie lipca, gdy prawie wszyscy uczniowie mieli wolne od szkoły, film pojawiał się w kinach. Filmowiec tylko raz nie dotrzymał tego terminu. To wskazuje, iż mamy do czynienia z kimś bardzo zdyscyplinowanym i oddanym pracy.

Jednak Miyazaki wierzył, iż twórcy filmów animowanych właśnie tak powinni pracować – zawsze na celowniku. Studio tylko raz nie dotrzymało lipcowego terminu, ale zaistniały okoliczności łagodzące, na które reżyser nie miał wpływu.

Kolejną ciekawą kwestią jest to, iż według książki Miyazaki nigdy nie wiedział, jak kończyć filmy. Gdy dochodzono do tej części historii, w studiu pojawiały się pierwsze oznaki kryzysu. Reżyser przestawał pracować nad scenariuszem, a zamiast tego zajmował się rzeczami, które nie miały związku z filmem – na przykład rąbał drewno do pieca. Trzeba jednak przyznać, iż zastój twórczy nigdy nie trwał tyle, co u George’a R.R. Martina.

Później nadchodził przełom i praca ruszała ze zdwojoną siłą. Wszyscy pracowali „nielegalną” liczbę godzin, by skończyć film. Animatorzy, którym kazano wrócić do domu się przespać, odmawiali albo udawali, iż wychodzą, przemykając z powrotem do swoich biurek. Reszta ekipy także zostawała w nimi – w geście solidarności i z powodu japońskiej kultury pracy. A gdy film trafiał do kin, szczęśliwy Hayao Miyazaki mógł wrócić na jakiś czas do swojego domku w górach i rodziny. Póki nie naszła go kolejna niemożliwa do stłumienia fala inspiracji. I cykl zaczynał się od nowa.

Fot. Studio Ghibli

Hayao Miyazaki – najsurowszy dla samego siebie?

Można by uznać, iż to bardzo surowy szef, który nie stosuje taryfy ulgowej choćby wobec swojego syna. Z Sharing a House With the Never-Ending Man: 15 Years at Studio Ghibli wiemy, iż miał podwójnych standardów. Co interesujące miejsce pracy Miyazakiego nie różniło się w żaden sposób od pozostałych animatorów. Zanim jeszcze wzmożono ochronę w studio, pozwalał odwiedzającym fanom na przypatrywanie mu się w trakcie pracy. A jeżeli był w humorze, witał się z nimi i pozwalał na chwilę rozmowy. Łatwiej jest komuś wybaczyć surowość, jeżeli jest przy tym skromny i najostrzej ocenia samego siebie.

Miyazaki jest w stanie poznać się na cudzym talencie. Jak pokazano w dokumencie The Birth of Studio Ghibli, gdy trwały prace nad jego pierwszym filmem, Nausicaä z Doliny Wiatru, studio szukało nowych animatorów. Jednym z kandydatów był Hideaki Anno. Miyazaki zobaczył jego portfolio i był pod ogromnym wrażeniem. Tak dużym, iż nie tylko go zatrudnił, ale też powierzył nakręcenie jednej z najważniejszych scen w filmie – ataku „Giant Warrior”. Fakt, iż był w stanie otoczyć tak dużym zaufaniem nowego pracownika, wiele mówi o jego charakterze.

Gdy to pisałam, przypomniało mi się stare nagranie z Timem Burtonem, gdy jeszcze pracował dla Walta Disneya (możecie zobaczyć je poniżej). Choć nie dzieje się na nim nic specjalnie szokującego czy kontrowersyjnego, wielu internautów uważa, iż współpracownicy nabijali się wtedy z młodego kolegi po fachu. Oczywiście, to może być nadinterpretacja, ale nie da się ukryć, iż trudno jest się wybić młodym artystom. I nie tylko – na pewno wiele osób z Waszego otoczenia zgodziłoby się, iż rzadziej niż częściej przełożeni są w stanie ich docenić.

Hayao Miyazaki – smutny twórca, szczęśliwe filmy?

Lista rzeczy, których nie lubi Hayao Miyazaki, jest niemal tak długa, jak Jade z Victoria to znaczy zwycięstwo. Dość głośno było na przykład o jego cytacie, iż „anime jest pomyłką”, który nie jest do końca prawdziwy. Mam przez to na myśli, iż choć filmowiec nie powiedział tego dosłownie, to mniej więcej to miał na myśli. Stwierdził wtedy bowiem, iż w branży pracuje wiele otaku, którzy „nienawidzą patrzeć na innych ludzi”. Skrytykował więc fakt, iż wiele modeli postaci w anime jest przerysowanych i nierealistycznych. Hayao Miyazaki ganił też: używanie AI w sztuce, za co chętnie zbiłabym z nim piątkę, amerykańskie kino, w którym zabicie człowieka nie jest czymś złym, o ile jest wrogiem (za co dostało się między innymi Władcy Pierścieni), kapitalizm, filmowego Indianę Jonesa, tablety i ludzi wgapionych w ekrany w komunikacji miejskiej. A to tylko wierzchołek góry lodowej.

Hayao Miyazaki zdecydowanie nie przeszedł żadnego szkolenia z PR-u, bo mówi dokładnie to, co myśli. Nie boi się też robić rzeczy, które mogłyby wkurzyć Hollywood, dlatego gdy Spirited Away było nominowane do Oscara, nie udał się na ceremonię – nie chciał odwiedzać kraju, który bombardował Irak. Takie podejście budzi mieszane reakcje wśród widzów. Niektórzy podziwiają go za szczerość, inni zbierają najbardziej przerysowane cytaty, by trochę się pośmiać, a jeszcze inni nie są zadowoleni, iż ciągle narzeka i porównują go do dziadka, który nie potrafi ruszyć naprzód. Ja chciałabym się jednak pochylić nad tym, jak taki pesymizm mógł wpłynąć na jego twórczość.

Widzę przyszłość wyraźnie: wszystko się rozpadnie. Dlaczego miałbym się martwić? To nieuniknione.

Zawsze kochałam silne bohaterki w filmach Ghibli. Niedawno podczas oglądania filmu Nausicaä z Doliny Wiatru zrozumiałam, iż nigdy nie musiałam się bać o seksualizowanie kobiecych postaci przez Hayao Miyazakiego. A chyba każdy fan anime i animacji zdaje sobie sprawę, jak bardzo ten gatunek może być wypełniony niepotrzebnym fanserwisem i nierealistycznymi proporcjami, szczególnie w okolicach klatki piersiowej.

Moim zdaniem fakt, iż Hayao Miyazaki dostrzega te mroczne aspekty branży, pozwala mu w pełnej okazałości tworzyć coś, co jest ich zaprzeczeniem. Powiem więcej – fakt, iż dopuszcza do siebie tyle mroku, sprawia, iż może dawać od siebie mnóstwo światła, które działa na widzów jak latarnia morska, prowadząca ich w dobrym kierunku. Emocje w jego filmach są prawdziwe i bliskie odbiorcom, ponieważ twórca uważnie obserwuje ludzi wokół. Wszystkie jego produkcje mają pacyfistyczne przesłanie, ponieważ w przeciwieństwie do amerykańskiego kina, które tak chętnie krytykuje, nie uważa, iż zabicie złoczyńcy jest dobrym zakończeniem.

Chciałbym zrobić film, który powie dzieciom: „warto żyć”.

To nie tak, iż Hayao Miyazaki tworzy jedynie „szczęśliwe” filmy. To byłoby duże uproszczenie. W końcu często dotyka trudnych tematów, takich jak żałoba, czego dowodem są: Mój sąsiad Totoro, Nausicaä z Doliny Wiatru czy niedawno nagrodzony Oscarem Chłopiec i Czapla. Jednak dostrzega się w nich pewien schemat. Choć nie mają przesadnie optymistycznego zakończenia, to biorą widzów za rękę i udają się z nim w podróż. Wszystko po to, byśmy mogli przejść przez trudne emocje i nauczyć się z nimi żyć. Dają nadzieję na lepsze jutro.

Idź do oryginalnego materiału