Początek liceum to jeden z najbardziej burzliwych okresów w życiu nastolatka. Nowe środowisko, nieznani ludzie oraz pierwsze miłości wspólnie tworzą wybuchową mieszankę. Pojawia się też dużo chaosu – konflikty z rówieśnikami, a przede wszystkim z własnymi rodzicami. Rick Remender postanowił przenieść nas do tego właśnie okresu wraz ze swoim najnowszym dziełem Żółtodzioby.
Jest rok 1984. Młody Rick przeprowadza się z rodziną do Sacramento w Kalifornii, gdzie rozpoczyna naukę w szkole średniej. Próbuje odnaleźć się w trudnej sytuacji i nawiązać nowe przyjaźnie, ale nikt nie chce mieć z nim czegokolwiek wspólnego. Z uwagi na swoją naturę buntownika oraz pasję, jaką jest jeżdżenie na desce, wpasowanie się do reszty dzieciaków przychodzi mu z trudem. Na jego drodze pojawia się jednak chłopak o imieniu Brian, który również jest skaterem. To spotkanie nierozerwalnie splata losy tej dwójki i zmienia ich życia bardziej niż którykolwiek z nich mógłby się spodziewać.
Fot: kadr z komiksuTo, co Żółtodzioby robią szczególnie dobrze, to ukazanie lat 80. Próba oddania tego okresu we wszystkich mediach zwykle wychodzi sztucznie. Autorzy zdają się imitować jego popkulturowy obraz zamiast oddać prawdziwe realia. Historia Ricka Remendera jest jednak w stanie bardzo trafnie zobrazować warunki, w jakich wychowywał się typowy amerykański nastolatek z tamtych lat. Scenarzysta wyraźnie przelał swoje własne doświadczenia z dzieciństwa na papier, co jeszcze bardziej widać, gdy zauważymy zbieżność imion z głównym bohaterem. Z tego powodu historia wydaje się być bardziej szczera i osobista, a w konsekwencji o wiele bardziej emocjonalna. Upadki bohaterów bolą nas o wiele bardziej, ponieważ czujemy się, jakbyśmy z boku obserwowali prawdziwe dzieciaki.
Skoro już o bohaterach mowa, całe grono nastolatków, których losy śledzimy, to bardzo sympatyczna grupa. Główny duet ma świetną i konsekwentnie budowaną relację, dzięki której ich przyjaźń wydaje się wiarygodna. Znakomicie oddano tutaj dynamikę, jaką mieliby ze sobą czternastoletni chłopcy wychowani na rocku oraz kontrkulturze. Postaci drugoplanowe również wypadają bardzo dobrze. Ojciec Ricka, z którym chłopak ma bardzo burzliwą relację, jest świetnie pogłębiany w trakcie trwania historii, stając się niejednoznaczną postacią. Podobnie jest z dziadkiem Briana, którego tragiczny los boli tym bardziej, iż gwałtownie zdobywa sympatię czytelnika.
Komiks nie działałby też tak dobrze, gdyby nie rysunki Bretta Parsona, którego bardzo dynamiczna i stylizowana kreska świetnie współgra z klimatem całej opowieści. Dzięki wyglądowi – przede wszystkim stylowi ubioru – jaki artysta nadał każdej postaci, wszyscy wydają się być charakterystyczni i unikalni. Przemoc jest tu też ukazana w bardzo graficzny sposób, przez co niektóre sceny budziły spory dyskomfort. Jest tutaj też parę kreatywnych sekwencji, w których artysta naprawdę mógł się popisać swoim ołówkiem. Wyraziste i żywe kolory pozwalają rysunkom być jeszcze żywszymi, przez co cały komiks jest ucztą dla oka.
W swoich założeniach Żółtodzioby wydaje się być bardzo sztampową historią coming-of-age. Mamy tutaj odhaczone chyba wszystkie możliwe klisze. Jest jednak powód, dla którego motywy takie jak nastoletnia miłość czy szkolny bully są tak często wykorzystywane. jeżeli są zastosowane umiejętnie, za każdym razem działają tak samo świetnie. Remender po raz kolejny udowadnia, jak utalentowanym jest scenarzystą, i wykorzystując klasyczne chwyty fabularne, potrafi naprawdę uderzyć czytelnika emocjonalnie. jeżeli poszukujecie prostej, ale naprawdę solidnie napisanej historii o nastolatkach, jest to zdecydowanie pozycja dla was.
Fot. wyróżniająca: oficjalna strona wydawcy















