Gdańsk, rok 1860. Miasto wciąż jeszcze osnute mgłą hanzeatyckiej potęgi, a już drgające w rytmie przemysłowych przemian. To właśnie ten Gdańsk był dla mnie jednym z głównych bohaterów powieści. Ulice, zaułki, patrycjuszowskie kamienice przy Langgasse… Sellnick z czułością i precyzją odmalowuje realia miasta, które tętni życiem i powoli zaczyna wymykać się spod władzy tradycji. I ten obraz historycznego Gdańska — może nieco melancholijny, czasem przytłumiony, ale jakże prawdziwy — był największym atutem tej książki.