Dziedzictwo dźwięków i siła charakteru. „Tańczące Eurydyki” zapoczątkowały jej legendę. Tak Katarzyna Gaertner stała się ikoną polskiej muzyki

viva.pl 5 godzin temu
Zdjęcie: Fot. SZYMON SZCZEŚNIAK/VISUAL CRAFTERS


Stworzyła niezapomniane polskie przeboje - "Małgośkę", "Wielką Wodę" czy "Tańczące Eurydyki". Współpracowała z najpopularniejszymi polskimi artystami. Katarzyna Gaertner w szczerej rozmowie z magazynem VIVA! odsłania nieznane kulisy swojego życia – od pierwszego fortepianu, który otrzymała w wieku sześciu lat, przez debiut kompozytorski jako 13-latka, aż po dramatyczne chwile, gdy w żałobie po mężu straciła dorobek życia. Mimo wszystkich ciosów, które otrzymała od losu nie przestała tworzyć. Muzyka to jej cały świat.

Katarzyna Gaertner w wywiadzie VIVY! o miłości do muzyki. Kiedy zaczęła komponować?

– Masz długie i barwne życie, ale los nieraz Cię krzywdził.
Krzywdzi i wynagradza, bo mam muzykę, która jest dla mnie bardzo ważna.

– Po kim odziedziczyłaś talent?
Ojciec grał na fortepianie. Mama też uczyła muzyki. Pochodzę jednak z niemieckiej rodziny zajmującej się przemysłem. Dziadkowie ze strony mamy mieli kolekcję książek, a nie płyt.

– Twoja muzykalność pochodzi więc jednak od rodziców?
Ojciec, gdy miałam sześć lat, przywiózł mi w prezencie porzucony przez Niemców fortepian, a ja zaczęłam na nim brząkać. I muzyka nie opuściła mnie do tej pory.

– Kiedy zaczęłaś komponować?
Postanowiłam napisać piosenkę na konkurs specjalności młodzieżowych, który wygrałam. I wtedy powiedziałam mamie: „Zostanę kompozytorem”. Już jako 13-latka czułam, iż to będzie moja droga. A kiedy miałam lat 18, napisałam „Tańczące Eurydyki”, które na festiwalu w Szczecinie zaśpiewała Hela Majdaniec. I od tego się zaczęło…

– Później jednak „Eurydyki” śpiewała Anna German.

Anna zaśpiewała tę piosenkę dwa lata później w Opolu, a ja po jej występie i owacjach wiedziałam już, iż wybrałam adekwatną drogę. [...]

TYLKO W VIVIE!: Gdy opłakiwała męża, straciła dorobek życia. „Byłam półprzytomna, zrobiłam wszystko, co mi kazali”, mówi Katarzyna Gaertner

– gwałtownie stałaś się sławna…
Czy ja wiem? Sławni są wokaliści i aktorzy, a kompozytor zawsze zostaje w cieniu. Dla mnie nagrodą była nie moja popularność, tylko popularność moich piosenek.

– Powinnaś to wszystko opisać w swojej biografii.
Piszę ją od dawna, ale ciągle jest nieskończona, bo ciągle coś nowego się dzieje.

– Z pewnością wiele miejsca poświęcisz Agnieszce Osieckiej, z którą bardzo się przyjaźniłaś.
Bardzo. Z Agnieszką można było być blisko albo wcale. Odbierałyśmy na podobnych falach. Przysyłała mi swoje nowe wiersze. Często pisała je też u mnie w domu nad jeziorem, na Kaszubach. Tam powstała między innymi „Wielka woda”. A kiedy się już napracowałyśmy, chodziłyśmy po polach i lesie i gadałyśmy o życiu.

– Bardzo przeżyłaś jej śmierć?
Bardzo. I żałowałam, iż mnie wtedy przy niej nie było. Ale tydzień przedtem przysłała mi wiersz, który napisała w szpitalnym łóżku. O życiu, o miłości, która już była… To brzmiało jak jej pożegnanie ze światem i ze mną. Mam zamiar napisać muzykę do tego wiersza. I do wszystkich nieznanych teksów Osieckiej, których mam dużo.

– Wierzę, iż z Twoim samozaparciem postawisz na swoim.
Też w to wierzę. Niełatwo mnie złamać. Przeżyłam udar, białaczkę, przeżyłam pożar domu. Uratowano mnie, znosząc z poddasza na rękach. I cały czas pracowałam, odkąd skomponowałam pierwszy przebój. „Małgośkę” śpiewają do dzisiaj różni wokaliści. A moja „Msza beatowa” zdobyła międzynarodową popularność od pierwszego nagrania dla Polskich Nagrań w 1997 roku. Wielu artystów dzięki mnie i moim kompozycjom wypłynęło na szerokie wody. A to, co dzieje się ze mną teraz, być może jest ceną za te wszystkie sukcesy… [...]

– Jak wygląda proces twórczy, kiedy nie zapisujesz nut i nie odtwarzasz tej muzyki na fortepianie, którego tu nie masz?
Ten proces jest we mnie. Wiem, iż melodia musi być taka, a nie inna. I trzeba tylko wydać ją na świat jak dziecko. A to związane jest z pieniędzmi. Potrzeba kogoś, kto sfinansuje nagrania, bo przecież nut światu nie pokażę i nikt ich nie usłyszy. Musi być zapis muzyczny. A potem odtworzenie tego to już żywioł. Mój mąż stworzył mi doskonały warsztat pracy, który straciłam. Nie wiem, czy bezpowrotnie, ale mam nadzieję, iż nie i iż apelacja przyniesie dobry skutek.

TYLKO W VIVIE!: "Zabrakło mi siły, żeby walczyć". Dziś Olaf Lubaszenko mówi, co naprawdę wtedy czuł

Całość rozmowy – tylko w najnowszym numerze magazynu VIVA!, dostępnym przez dwa tygodnie od czwartku, 22 maja.

Idź do oryginalnego materiału