Dziecko ciemności – recenzja książki. Warszawski Pennywise

popkulturowcy.pl 1 miesiąc temu

Mamy Mastertona w Polsce? Ano mamy – i to choćby tego oryginalnego!

W centrum Warszawy dochodzi do serii brutalnych morderstw. Ofiary pozbawiane są głów i odnajdywane w całym mieście, między innymi na placu budowy nowoczesnego Hotelu Senackiego. Nadzorująca inwestycję Sarah Leonard, chcąc uniknąć opóźnień spowodowanych strachem robotników przed „Oprawcą”, wzywa na pomoc emerytowanego policjanta Claytona Marsha. Doświadczony gliniarz we współpracy z polskim policjantem Stefanem Rejem prowadzą nieoficjalne śledztwo. gwałtownie okazuje się, iż dobór ofiar nie był przypadkowy, a morderca prawdopodobnie nie jest do końca człowiekiem.

Konfrontacja z potworem, przyczajonym w kanałach Warszawy, jest nieunikniona i prowadzi do serii dramatycznych wydarzeń.

Dziecko ciemności to, jak głosi jego główne hasło marketingowe, jedyna powieść Grahama Mastertona osadzona w całości w Polsce. A konkretnie, oczywiście, w Warszawie – jak widać stolicocentryzm towarzyszy nam już co najmniej od 1996 roku i położył swe macki również na obcokrajowcach. Tak więc, w naszej stolicy ma miejsce seria zatrważających zabójstw. Ich znakiem rozpoznawczym jest brak głów u ofiar, choć zdarzają się też przypadki nieco odstępujące od tej reguły. Przykładowo, tzw. Oprawcy zdarza się wpaść w szał i rozszarpać niektórych nieszczęśników na strzępy, a raz choćby wyrwać jednemu rękę poprzez otwór na listy w drzwiach. Tak więc, kimkolwiek Oprawca jest, cechują go doprawdy nieludzkie umiejętności wykorzystywane w równie nieludzko brutalnych celach.

Fot. materiały promocyjne (Replika)

Nie zgodziłabym się jednak z opisem wydawcy w kwestii słowa „szybko”. O ile mnie pamięć nie myli, na jakikolwiek trop w sprawie motywu zabójstw Rej wpada dopiero za połową książki, natomiast ostatecznie potwierdza je po trzysetnej stronie z pięciuset. Powiedziałabym więc raczej, iż wręcz przeciwnie – sposób doboru ofiar poznajemy relatywnie późno. Zanim zaś się to dzieje, nasi bohaterowie błądzą w ciemności i łapią się każdego możliwego pomysłu na popchnięcie śledztwa do przodu, w tym choćby seansów spirytystycznych. W mojej opinii tak późne odsłonięcie tej karty wypada tutaj na spory plus. Dzięki temu dostajemy naprawdę dużo czasu, by wczuć się w beznadziejną sytuację śledczych, bezradnych w obliczu coraz to kolejnych aktów przemocy. Było to nieco frustrujące – celowo zresztą – ale przy tym niezwykle wciągające.

Wewnątrz książki poznamy wiele postaci. Wśród nich mamy między innymi Bena, czyli kawał napastliwego sukinsyna; Marka, nastoletniego imprezowicza rebelianta czy też Claytona, wykwalifikowanego detektywa sprowadzonego ze Stanów właśnie w związku ze sprawą Oprawcy. Takich „najgłówniejszych” bohaterów mamy jednak dwoje – Sarah Leonard, nadzorczynię budowy, na której dokonano czterech zabójstw przypisywanych Oprawcy oraz Stefana Reja, komisarza pierwotnie odpowiedzialnego za to śledztwo, jednak później od niego odsuniętego.

Gdy zorientowałam się, iż przez większość fabuły będziemy towarzyszyć dwójce dorosłych singli, wiedziałam już, iż czeka nas tutaj wątek romansowy. I nie myliłam się, a jakże. Czuć to było w powietrzu adekwatnie od początku. Ale czy zawiodłam się, kiedy moje podejrzenia stały się faktem? Cóż, adekwatnie to nie. Powiem więcej, na pewnym etapie niemalże sama już wyczekiwałam, kiedy wreszcie przyjdzie co do czego. Relacja Sarah i Stefana rozwija się stosunkowo powoli, dzięki czemu rzeczywiście miałam szansę w nią uwierzyć oraz zaakceptować jej słuszność. Zresztą, oboje byli całkiem sympatycznymi postaciami, więc nic tylko kibicować ich szczęściu – również temu wspólnemu.

Niestety, warunki świata przedstawionego nie działają na korzyść dla przyszłości ich związku. W przeciwieństwie do korzyści dla tej książki. Dziecko ciemności rozgrywa się niedługo po upadku komuny – najprawdopodobniej w 1995 lub 1996 roku, sądząc po dacie premiery oryginalnego wydania. Starsi czytelnicy prawdopodobnie odczują nutkę nostalgii, czytając tę pozycję. Dla kogoś natomiast, kogo w tamtym czasie to jeszcze choćby w planach nie było – czyli np. mnie – pojawia się tu trochę ciekawych informacji kulturoznawczych, o których w szkole nas przeważnie nie uczyli (historia współczesna w większości placówek oświaty kończy się zaraz po II wojnie światowej). Na przykład, kiedy przeczytałam, iż chłop się cieszy z podwyżki na 700 złotych miesięcznie, to myślałam, iż się jakaś cyfra na początku nie wydrukowała. Ale jednak – w tamtym okresie to rzeczywiście był dobry pieniądz. Jakże to czasy się zmieniają…

Fot. materiały promocyjne (Replika)

Nie zmieniła się za to od tamtego czasu niestety korekta – a przynajmniej tak przypuszczam. Tekst ma masę pomniejszych potknięć korektorskich i edytorskich. Część z nich może wynikać z różnic w zasadach poprawnej polszczyzny powstałych przez tych 20 lat (pierwsze polskie wydanie to 2005 rok), ale zdecydowania większość to zwykłe niedopatrzenia. Literówki, braki myślników pomiędzy treścią dialogu a wtrętem narracyjnym, tego typu rzeczy. Było ich na tyle dużo, iż jestem zmuszona odjąć za to punkt w finalnej ocenie – choć z żalem, bo treściowo książka naprawdę mi siadła i miała potencjał na wyższą notę.

Co zaś się tyczy oprawy graficznej, czyli adekwatnie największej zmiany w stosunku do poprzednich wydań – jest ładna, choć nie aż tak jak w Domu kości. Sam front wygląda estetycznie, mimo iż nie powala. Najładniejszą część stanowi jednak wyklejka w środku, doprawiona zauważalnie większą liczbą detali. Bardzo fajnie prezentują się też zresztą barwione brzegi książki. Armada szczurów tam umieszczonych może jednak odstraszyć niejednego musofoba – czujcie się więc ostrzeżeni.

Dziecko ciemności to może nie jakaś odkrywcza, ale naprawdę wciągająca książka. Główne śledztwo trzyma w napięciu i nie daje czytelnikowi zbyt gwałtownie domyślić się kluczowych kwestii. Prowadzący je bohaterowie natomiast wypadają sympatycznie, dzięki czemu rzeczywiście im kibicujemy i trzymamy kciuki za ich przeżycie. Nowe wydanie wygląda ładnie i dobrze prezentuje się na półce obok poprzednich mastertonowych reedycji. Jedynie korekta zawiodła, po czym pozostanie mi niestety leciuteńki zawód.


Autor: Graham Masterton
Tłumacz: Michał Wroczyński
Okładka: Mikołaj Piotrowicz
Wydawca: Replika
Premiera: 11 lutego 2025 r.
Oprawa: twarda
Stron: 512
Cena katalogowa: 69,90


Powyższa kooperacja powstała w ramach współpracy z wydawnictwem Replika. Dziękujemy!
Fot. główna: materiały promocyjne – kolaż (Replika)

Idź do oryginalnego materiału