Dzieci traumy

kulturaupodstaw.pl 2 godzin temu
Zdjęcie: fot. Alex Shuper, Unsplash+


Wszyscy jesteśmy z Traumalandu

Wydany w 2024 roku „Traumaland” Michała Bilewicza, psychologa społecznego i politycznego, doczekała się aż siedmiu dodruków i ponownego wznowienia w tym roku. Popularność książki wiele mówi o tym, w jak czuły punkt Polaków trafił autor. Swoją tezę, iż emocje i zachowania kolejnych generacji naszego narodu zostały w dużym stopniu ukształtowane przez traumatyczną historię, ale także przez stosunek do owej historii i praktyki codziennego życia, oparł na wielu badaniach. To, co wielu z nas odbiera intuicyjnie – iż przeszłość wpływa znacząco na naszą emocjonalność i reaktywność wobec teraźniejszości – daje się „obejrzeć” na gruncie nauk społecznych. Bilewicz, cytując badania nad dziedziczeniem, zwraca jednak uwagę, iż nie ma prostego „przekazywania” traumy pomiędzy generacjami. Potoczna obserwacja nie jest spójna z badaniami. Okazuje się, iż oprócz śladów biologicznych ekstremalnych dla organizmu przeżyć (jak doświadczenie głodu w poprzednim pokoleniu) ogromny udział w powstawaniu PTSD (zespołu stresu pourazowego) ma kontekst, w którym żyje pokolenie traumy i kolejne generacje, a także społeczne i jednostkowe zachowania związane z wychowaniem. Słowem: wpływ mają nie tylko – i nie przede wszystkim – geny, ale także to, co myślimy, mówimy, robimy w konsekwencji owych przeżyć i jaki kulturowy przekaz kierujemy do naszych dzieci, jaką atmosferę do życia tworzymy oraz jaką hierarchię nadajemy przeszłości, teraźniejszości i przyszłości.

Martyrologizowanie wychowania

O ile PTSD zrozumiałe jest w przypadku ludzi, którzy bezpośrednio doświadczyli wojny, obozów koncentracyjnych czy innych ekstremalnych przeżyć, o tyle nie da się tego już tak prosto wyjaśnić u potomków owych osób. Atmosfera wychowawcza, w której wzrastały dzieci pokoleń wojennych, bardzo często pełna była lęku, napięcia i poczucia zagrożenia, ale Bilewicz cytuje znamienne statystyki, iż objawy PTSD występują w naszym kraju o wiele częściej niż w innych, które także przeżyły wojnę.

Michał Bilewicz „Traumland”. Polacy w cieniu przeszłości”, Wydawnictwo Mando.

W Polsce stwierdzono takie objawy u aż 29% populacji, podczas gdy średnia w Europie Zachodniej to około 5–10%. Ma to niewątpliwy wpływ na utrwalanie się martyrologicznego stosunku do przeszłości i na decyzje wychowawcze. Autor „Traumalandu” pisze o zjawisku „wtórnej traumatyzacji”, w której uczestniczą politycy, media, a także w dużym stopniu system edukacji.

Szkoły organizują na skalę masową wycieczki do Oświęcimia, bez refleksji nad wiekiem dzieci, które w tym uczestniczą. Bilewicz przypomina, iż w 2021 roku minister Przemysław Czarnek ogłosił program, który tego rodzaju przedsięwzięcia miał dofinansowywać. „Pokolenie polskich uczniów wyczerpane zdalnym nauczaniem i obostrzeniami epidemicznymi miało dostać silny zastrzyk treści martyrologicznych” – zwraca uwagę autor. Kolejnym sposobem na podobną indoktrynację jest organizowanie udziału dzieci w rekonstrukcjach historycznych. Nie chodzi o zabawy w średniowiecznych rycerzy, ale na przykład o odtwarzanie likwidacji żydowskiego getta (Będzin), zbrodni katyńskich z inscenizacją strzału w tył głowy (Łomża) czy zbrodni wołyńskiej z całym arsenałem siekier, kos i scenami mordów (Radymno na Podkarpaciu). Podobny traumatyzujący wpływ na dzieci ma prowadzenie ich do kin bez ograniczeń wiekowych na filmy takie jak „Katyń” Andrzeja Wajdy czy „Wołyń” Wojciecha Smarzowskiego. Bilewicz słusznie bije na alarm: „Polska kultura traumy tabuizuje seksualność, jednak przemoc i zbrodnia mogą być dostępne dla wszystkich, choćby dla najmłodszych”.

Oblężona twierdza

W tej niekończącej się tradycji podtrzymywania martyrologicznych treści jesteśmy podobni do innych narodów, które wiele wycierpiały (Kurdów, Greków czy Żydów). Bilewicz wskazuje na łączącą nas „mentalność oblężonej twierdzy”, przejawiającą się między innymi w tym, iż szukamy wciąż wrogów w naszym otoczeniu.

fot. Polly Sander, Unsplash+

Może mieć to dramatyczne skutki, jak to widzimy w przeszłych i obecnych – coraz bardziej się radykalizujących – poczynaniach Izraela wobec Palestyńczyków. Autor „Traumalandu” zwraca uwagę, iż w zjawisku mentalności oblężonej twierdzy ważne są dwa czynniki: poczucie zagrożenia i konieczności ciągłej obrony (oraz wynikające z tego ślepe posłuszeństwo wobec władzy) oraz przekonanie, iż ofiara nie może stać się sprawcą.

Jak niebezpieczne to przekonanie, jaskrawo pokazały wydarzenia w Strefie Gazy. Doszło do tragicznego paradoksu: potomkowie ofiar Holokaustu dokonują ludobójstwa na innym narodzie, próbując jeszcze uzasadniać ten proceder podkreślaniem, iż ofiarami są wciąż głównie oni. Także my, Polacy, ryzykujemy, iż będziemy ślepi na łamanie zasad, a wreszcie przemoc, której się dopuszczamy, uważając narcystycznie, iż mamy do tego prawo, bo lista „wrogów” jest długa.

Jak urządzony jest ten kraj

Michał Bilewicz podaje i analizuje cechy mieszkańców symbolicznego Traumalandu: oprócz skupienia się na martyrologicznych aspektach historii – zamiast na pozytywnych rysach i sukcesach narodu – oraz wspomnianej mentalności oblężonej twierdzy wskazuje na narcyzm, wzmożoną nieufność do innych ludzi, a szczególnie rządzących, oraz większą niż gdzie indziej skłonność do ulegania teoriom spiskowym. Te dwa ostatnie aspekty są o tyle interesujące, iż w zależności od sytuacji mogą pełnić pozytywną lub destrukcyjną funkcję. Autor zwraca uwagę, iż nieufność i podejrzliwość, utrudniające współpracę z innymi w okresie pokoju, w czasie wojny były postawami często ratującymi życie.

fot. Museums Victoria, Unsplash+

Można by je wówczas nazwać ostrożnością i rozsądnym dystansem. Niestety, dzisiaj ów problem pogłębia się wobec zewnętrznych zagrożeń: działań Rosji i Białorusi tuż za granicą, hakerskich ataków, coraz bardziej rozwijającej się internetowej przestępczości. Poziom niepewności rośnie, a nasze lęki i nieufność zagospodarowują cynicznie populistyczni politycy.

Mam jednak pewne wątpliwości co do gloryfikowania ufności jako zawsze pożądanego elementu zachowania. Trudno się dziwić Polakom, iż nie ufają rządzącym – i nie da się wszystkiego złożyć na zaborową czy okupacyjną przeszłość. Czy jeżeli ci, którzy konstytuują rząd, okazali się niegodni zaufania, to „zdrową” reakcją będzie ufność czy jednak ostrożność lub choćby bunt przeciw takiej władzy? Michał Bilewicz pisze: „To właśnie w metaforach z traumatycznej przeszłości zakotwiczamy doświadczenie”. Czy rzeczywiście chodzi tylko o metafory i przeszłość? Tego rodzaju interpretacje wymagają dużej ostrożności. Psychologia zbudowała obraz „toksycznej matki”, który mocno utrwalił się w popkulturze. Dziś usiłuje ten przekaz złagodzić, co jednak nie jest łatwe, bo stereotyp ten utrwalił się tak mocno we współczesnych społeczeństwach, iż problematyczne staje się dostrzeżenie innych czynników, które w nie mniejszym stopniu niż matki formują dzieci i młodzież: rówieśników, przedstawicieli szkolnictwa, innych dorosłych czy wartości społecznych (np. tak zwanej kultury kapitalizmu). Tak samo nieufność nie musi być tylko wynikiem historycznej traumy, ale reakcją – i to często zdroworozsądkową – na bieżącą sytuację. Poważne wątpliwości budzi we mnie stwierdzenie autora: „Wiara, iż świat jest niesprawiedliwy” to „anomalia psychologiczna”. Naprawdę? Zatem świat jest sprawiedliwy?

Cenzurowanie opowieści

Interesujący jest – nie pierwszy już w literaturze przedmiotu – opis kontekstu, który stwarza warunki do przepracowania traumy i poradzenia sobie z nią. Wielu autorów, w tym Michał Bilewicz, podkreśla, jak ważne jest w tym procesie wsparcie społeczne: empatia i gotowość słuchania ofiary ze strony bliskich, ale także akceptacja społeczna dla indywidualnej opowieści, która nie musi być spójna z narracją większościową.

fot. Levi Meir Clancy, Unsplash+

Aby to się udało, potrzebne jest poczucie bezpieczeństwa: by za ujawnienie swoich doświadczeń ofierze nic nie groziło. Za władzy komunistycznej zakazane były na przykład opowieści o gwałtach żołnierzy radzieckich na polskich kobietach oraz wyznania AK-owców. Dziś w wielu kręgach nie wolno mówić o nagannych zachowaniach niektórych członków AK czy o pedofilii w Kościele katolickim.

Zmieniająca się władza narzuca ramy dla tego, o czym można jawnie zaświadczyć, a co musi pozostać przemilczane, o ile nie chcemy ponieść poważnych konsekwencji. Należy pamiętać, iż cenzurowanie indywidualnych opowieści, nieprzystających do dominującej narracji, zawsze kończy się potęgowaniem traumy milczących i wtórnie niszczy całą społeczność.

Czy z Traumalandu da się uciec?

Pytanie to staje się zasadne, gdy uświadomimy sobie skutki mechanizmów rządzących miejscem, w którym przyszło nam żyć. Autor książki pokazuje to na przykładzie wyzwalaczy powrotu do zachowań bliskich PTSD. Były nimi takie wydarzenia, jak katastrofa samolotu w Smoleńsku, panika roku 2015 w reakcji na wzmożoną migrację, pandemia covid czy wojna w Ukrainie. Bilewicz pokazuje jednak drogi wyjścia z traumatycznego schematu, a choćby wejścia na inny poziom rozwojowy dzięki przeformułowaniu trudnych wydarzeń w proces nazwany przez psychologów „wzrostem potraumatycznym”.

fot. Enxh Shehi, Unsplash+

Nadzieją napawa, iż część osób po przeżytej traumie wykazuje altruizm wobec innych cierpiących, doceniają także prostotę życia, doświadczają zmian w relacjach z innymi ludźmi, a czasem również przemiany duchowej. Tyle iż – tu zastrzeżenie – badania (stosunkowo od niedawna prowadzone) wskazują, iż to raczej ich potencjał osobowościowy sprzed traumy miał znaczenie dla tego, jak się zachowywali po niej.

Różne inne uwarunkowania miały wpływ na odporność lub jej brak u danej osoby po tragicznych wydarzeniach. I tak, skrajna bezradność nie pozwala na wzrost potraumatyczny, natomiast wspiera ten proces poczucie kontroli (jak u członków rozmaitych ruchów oporu). Psycholodzy twierdzą, iż doświadczenie cierpienia wzmacnia motywację do pomagania innym, chociaż z pewnością nie zawsze tak się dzieje. Ważna jest jednak inna psychologiczna obserwacja: wzrost potraumatyczny nie jest – jak pisze Bilewicz – „alternatywą zaburzeń stresu pourazowego. Nieraz bowiem z nim współwystępuje”. Ponieważ również dzisiaj doświadczamy wysokiego poziomu nieprzewidywalności, ucieczka z Traumalandu nie dla wszystkich jest możliwa. Być może jednak samo poszukiwanie form godnego przyjęcia naszej historii i tego, co możemy nazwać kondycją ludzką, jest jakąś drogą do uwrażliwienia na innych i odnalezienia sensu mimo tragicznego losu.

Idź do oryginalnego materiału