Zdjęcie: 01.02.2025. Kielce. Teatr im. Stefana Żeromskiego w Kielcach. Premiera spektaklu „Drzwi percepcji” / Fot. HaWa/ Teatr imienia Stefana Żeromskiego w Kielcach - Facebook
Jest taki fragment w filmie „Iluminacja” Krzysztofa Zanussiego gdy narrator z offu opowiada o naukowym eksperymencie, podczas którego badano zakonników w klasztorze medytacyjnym podczas głębokiej modlitwy i okazało się, iż organizm w tym czasie wytwarzał w ich mózgu substancję, której skład chemiczny był niemal identyczny ze składem dietyloamidu kwasu lizergowego czyli LSD. Przypomniałem sobie ten fragment podczas premiery sztuki „Drzwi percepcji” inspirowanej esejem Aldousa Huxleya a napisanej i wyreżyserowanej przez duet Mateusz Atman i Agnieszka Jakimiak w Teatrze imienia Stefana Żeromskiego w Kielcach, konkretnie w pierwszej części spektaklu prezentującej quasi debatę na temat legalności środków psychodelicznych. Uczestnicy podzieleni są z grubsza na dwa obozy zwolenników i przeciwników co pokrywa się też z podziałami politycznymi obserwowanymi dziś w krajach zachodniej cywilizacji, innymi słowy każda z opinii tworzy zamkniętą bańkę uniemożliwiając wymianę poglądów nie mówiąc już o wypracowaniu jakiegoś konsensusu. Przy takim twardym podziale zwolennicy zażywania środków psychodelicznych nie uznają duchowej ścieżki, na której można samą medytacją osiągnąć podobny stan poszerzenia percepcji i na odwrót. Początkowo dość drętwa debata przeradza się w czarną komedię, bo niby śmieszy pełna obraźliwych wulgaryzmów jatka w finale sporu, jednak ostatecznie przeraża. Twórcom spektaklu udało się w tej części przedstawienia pokazać jak w soczewce dzisiejszy dylemat wszelkich publicznych sporów czyli od samego początku niemożliwe do wypracowania porozumienie, bowiem sprzeczają się nierównorzędni partnerzy. To tak jak podczas pandemii w polskim Sejmie zorganizowano właśnie taką debatę, na którą zaproszono lekarzy i przeciwników szczepień, przedstawicieli wiedzy medycznej i jakiś dziwnych ludzi nafaszerowanych dziwnymi opiniami czerpanymi z dziwnych źródeł. Bez sensu, z lekarzem na temat medycyny może rozmawiać lekarz ewentualnie wykształcony biolog, a nie ktoś, kto przeczytał coś w internecie. Ale to w ogóle problem naszych czasów, kiedy odrzuca się w imię fałszywej równości wszelkie hierarchie, łącznie z hierarchią wiedzy.
Sam spektakl rozpoczyna się jak u Hitchocka swoistym trzęsieniem ziemi, po którym napięcie będzie tylko narastać, rzecz jasna nie zdradzę o co chodzi, potem wspomniana debata, w której aktorzy odgrywają fikcyjne postaci pod swoimi nazwiskami. Ta część płynnie przechodzi w swoiste intermedium, depresyjny monolog „myślny” głównej postaci, a ta część z kolei wprowadza widzów w transyczny pod każdym względem „trip” tegoż głównego bohatera.
Konstrukcja doskonale przemyślana i w pełni uzasadniona psychologicznie, równie dobrze przedstawiona na scenie dzięki świetnie dopracowanym wszystkim elementom przedstawienia. Kolejny raz muszę też powiedzieć, jak niezwykle pomogła w realizacji takiego właśnie pomysłu nowoczesna baza techniczna zmodernizowanego kieleckiego teatru. Połączenie doskonałej scenografii Niny Sakowskiej z projekcjami wideo Martyny Chojnackiej na trzech przesłonach wzorowanych na migawce analogowego aparatu fotograficznego, tworzy przestrzeń symboliczną i dosłownie wizyjną, a gdy do tego dodać ambientową i psychodeliczną muzykę Łukasza Jędrzejczaka, która nie jest wyłącznie „wypełniaczem” scenicznej treści, ale poprzez imersyjny system dźwięku głęboko koreluje z różnymi fazami reakcji organizmu po zażyciu substancji psychodelicznej, to trzeba powiedzieć, iż już jest to doskonale przemyślana praca, a to dopiero przygotowanie przestrzeni do gry aktorów.
Najważniejszą rolę dziennikarza w stanie depresji kreuje Mateusz Bernacik i jest w swej roli oszczędny oraz całkowicie przekonujący, a już jego taniec (odnosząc się do tytułu eseju Huxleya i kieleckiego przedstawienia – tuż po uchyleniu drzwi) bardzo sugestywnie obrazuje swoistą synestezję, gdy różne zmysły reagują na różne bodźce i siła grawitacji jakby maleje, i znów są to rzeczy adekwatne stanom poszerzonej percepcji. W tańcu aktora widać pracę choreografa Oskara Malinowskiego widać też w płynnych i doskonale zgranych ruchach pozostałych aktorów „uczestniczących” w wizji bohatera.
Jeżeli panuje dość powszechne przekonanie, iż narkotyczne wizje są nieprzekładalne na język komunikatu, także na język sztuki, to wydaje mi się, iż jednak twórcom kieleckiego spektaklu to się udało. W części przedstawienia prezentującej quasi debatę pada nazwisko Stanisława Ignacego Witkiewicza i przypomnienie sposobu sygnowania przez niego obrazów, głównie zamawianych portretów, ale wspominam tu Witkacego w związku z jego teorią „czystej formy”, według której sztuka skonstruowana zgodnie z jej zasadami powinna wywoływać u widza po obejrzeniu przedstawienia stan podobny do wybudzenia się z dziwnego snu. Tak było po sobotniej premierze, czego i Państwu gorąco życzę. Spektakl bardzo udany, polecam.