Jestem matką trójki dzieci – dwóch chłopców i dziewczynki. Całe życie pracowałam, ale na siebie wydawałam minimalnie. Przed zamążpójściem często wyjeżdżałam na wakacje, ale po urodzeniu dzieci starałam się spędzać jak najwięcej czasu z rodziną. Poza tym trzeciego syna urodziłam z dużą przerwą po pierwszej dwójce, mając 37 lat.
Mój mąż jest normalny – wszystko dla domu, nie pije, nie pali. Ma jednak drogie hobby – jest myśliwym. Ma wszystko – namioty, radia, trzy rasowe psy. Już nie wspomnę o całym arsenale broni.
A mi choćby kota nie można mieć, bo on nie chce. Ogólnie w wieku 55 lat, gdy najmłodszy syn skończył 18 lat, zrozumiałam, iż nie chcę już tak żyć. Przeszłam na emeryturę i zaproponowałam mężowi rozwód.
Warunki przedstawiłam uczciwe dla obu stron – jemu nasze trzypokojowe mieszkanie z meblami, garaż, samochód, broń, psy i wszystko inne, a mnie dwupokojowe mieszkanie w dzielnicy sypialnej. Ponieważ dzieci już się wyprowadziły, a nas nic nie łączyło, od razu się zgodził.
Przeprowadziłam się do pustego mieszkania z jedną walizką i w końcu poczułam się wolna. Zaczęłam remontować, wymieniać hydraulikę, planować wystrój. W końcu wzięłam dwa sfinksy. Ale najważniejsze, iż co roku zaczęłam jeździć nad morze, uczestniczyć w wycieczkach, poznawać nowych, interesujących ludzi.
Z dziećmi mam świetne relacje, doskonale się rozumiemy. Teraz mam 61 lat, jestem naprawdę szczęśliwa i nie chcę już wychodzić za mąż, w którym byłam całe 33 lata. Jest mi komfortowo i radośnie, iż znalazłam w sobie siłę, aby wyrwać się z tego zamkniętego kręgu.