Nazywam się Marek. Ze swoją żoną Małgorzatą przeżyłem 30 lat. Zawsze zarabiałem na rodzinę, a moja żona była gospodynią domową. Nie chciałem, żeby pracowała – pasowała mi w tej roli. Jednak z czasem zaczęła mnie strasznie męczyć.
Nasze małżeństwo było stabilne, szanowaliśmy się nawzajem, ale miłość zniknęła. Myślałem, iż to normalne. Wszystko mi odpowiadało. A potem wszystko się zmieniło.
Pewnego dnia poszedłem z kolegami do baru i tam poznałem Wiktorię. Była ode mnie młodsza o 20 lat, piękna, urocza i pełna życia. Po prostu ideał. Zaczęliśmy się spotykać, a po krótkim czasie została moją kochanką.
Po dwóch miesiącach zrozumiałem, iż nie chcę już wracać do domu po pracy. Kochałem Wiktorię i chciałem, żeby została moją żoną.
Kilka dni później powiedziałem Małgorzacie prawdę. Nie robiła scen. Była spokojna, więc uznałem, iż już mnie nie kocha. Dopiero teraz wiem, jak bardzo ją wtedy skrzywdziłem.
Rozwiedliśmy się. Mieszkanie, w którym żyliśmy przez lata, sprzedaliśmy. Wiktoria nalegała, żebym nic nie zostawiał byłej żonie.
Małgorzata kupiła sobie kawalerkę, a ja, dzięki oszczędnościom, kupiłem z Wiktorią dwupokojowe mieszkanie. Nie pomagałem byłej żonie finansowo, choć wiedziałem, iż jest w trudnej sytuacji. Nie obchodziło mnie to.
Moi synowie zerwali ze mną kontakt. Uznali, iż zdradziłem ich matkę i nie mogli mi tego wybaczyć. Ale wtedy kilka mnie to obchodziło – Wiktoria była w ciąży, a ja czekałem na narodziny dziecka.
Gdy urodził się nasz syn, zauważyłem, iż nie jest do mnie podobny. Moi znajomi też mieli wątpliwości, czy to moje dziecko, ale nie chciałem ich słuchać.
Nasze życie z Wiktorią było koszmarem. Ja pracowałem, zajmowałem się domem i dzieckiem, a ona tylko żądała pieniędzy i imprezowała. Wracała do domu nad ranem, pijana, robiła awantury.
Z powodu ciągłego zmęczenia i stresu zacząłem mieć problemy w pracy, aż w końcu mnie zwolniono.
Po trzech latach wspólnego życia mój brat zrobił badania DNA i okazało się, iż nie jestem ojcem dziecka. Zaraz po tym się rozwiedliśmy.
Po rozwodzie postanowiłem wrócić do Małgorzaty. Kupiłem kwiaty, wino, tort i pojechałem do niej. Okazało się, iż się przeprowadziła. Nowa właścicielka podała mi jej adres.
Kiedy zapukałem do drzwi, otworzył mi mężczyzna. Dowiedziałem się, iż Małgorzata znalazła dobrą pracę i wyszła za mąż za swojego kolegę z pracy. Była szczęśliwa i wszystko u niej układało się świetnie.
Spotkałem ją przypadkiem w kawiarni. Poprosiłem, żeby do mnie wróciła. Spojrzała na mnie jak na wariata, wstała i wyszła.
Teraz mam 54 lata. Nie mam żony, pracy, a moi synowie nie chcą mieć ze mną kontaktu. Straciłem wszystko, co było dla mnie ważne. I sam jestem temu winien.
Tej pomyłki nie da się już naprawić…