Dom Masek – recenzja książki

popkulturowcy.pl 2 dni temu

Dom Masek to propozycja skierowana do czytelników enigmatycznej, ale szalenie popularnej kategorii, czyli Young adult. Gotycki horror dla młodszych, ale czy ma to sens?

Otumaniające zapachem niebieskie róże, kolorowe witraże, odstręczające robaki i tajemnice, które skrywają się w zakurzonych kątach ponurej rezydencji… Odważysz się sprawdzić, co kryje się za wkomponowanymi w okna szklanymi maskami?

Dom spowity mrocznymi sekretami, które zatrważają lokalną społeczność, staje się dla Libby szansą na rozpoczęcie wszystkiego od nowa. Po dramatycznych wydarzeniach i zdiagnozowaniu choroby afektywnej dwubiegunowej dziewczyna przeprowadza się z rodziną do posiadłości, w której dawno temu odbywały się seanse spirytystyczne. Wiktoriańskie wnętrza naznacza groza enigmatycznych zaginięć, a osobliwe zjawiska, których doświadczają nowi domownicy, to niezaprzeczalny dowód, iż w mozaikach z niepokojącymi scenami może skrywać się prawda o zniknięciach z przeszłości. Mama Libby wymownie milczy, stanowczo odsuwa od siebie i swoich córek bolesne wspomnienia z dzieciństwa, ale młodzieńcza ciekawość za nic ma rodzicielskie zakazy. Dwie siostry i nowo poznany chłopak z sąsiedztwa rozpoczynają prestidigitatorski spektakl, by rozwiązać zagadkę. Wykorzystują do tego niezwykłe maski w kształcie owadów. Zło zaczyna się budzić…

– opis wydawcy.

Nie jestem fanką literatury z gatunku Young adult, do głowy przychodzą mi dwie serie z młodziutkimi bohaterami – Harry Potter i Zmierzch, które raczej postawiłabym na dwóch przeciwnych biegunach, jeżeli miałabym oceniać m.in. autorski kunszt pisarski i podejmowaną tematykę. Nie są to jednak typowe książki o dorastaniu i problemach z nimi związanych, które musi napotkać młody człowiek.

Epicentrum tego motywu w książce Ann Fraistat są maski, które zapobiegają konfrontacji z nieprzepracowaną traumą. To w końcu gęba, którą przyprawiamy sobie sami. Te maski nas uwodzą i oferują to, czego akurat nam brakuje. To narkotyk, który nas usidla, a my musimy zerwać te więzi, by dojść do wniosku, iż to czym nas mamił – siła, spokój, szczęście – od początku były w nas, ale głęboko ukryte.

Czy jest strasznie? Ciarki po plecach nie mają kiedy przebiegać. Może doliczyłam się jednego momentu, góra dwóch, które przypominają mi Ludzką stonogę, czy Kła (2014). To wątek metamorfozy, który w powieści Fraistat przewija się na wiele sposobów – nierzadko z robactwem spadającym ze ścian. A w tych wydzielinach, karaluszkach i żuczkach znalazł się również wątek romantyczny bazujący na ukradkowych spojrzeniach i paru pocałunkach rodem z białego, niewinnego Harlequina. Jedną z tych uwwikłanych w romans postaci jest Flynn, czyli rudowłosy, piegowaty chłopak o lekko łobuzerskim usposobieniu. No, ale oczywiście to tylko pozory, ponieważ za nieczułą powierzchownością kryje się postać, którą choćby można polubić. Stara się twardo stąpać po ziemi i korzystać z każdej nadarzającej się okazji do…zarobku.

Z panów to by było na tyle. Epizodycznie ujawnia się ojciec Flynna, którego rola polega na klepaniu młodych po pleckach. Jakie są kobiety powieści? Naiwne. Jeszcze w przypadku 16-latki i młodszej 13-latki jest to zrozumiałe, ale ich mama zdaje się przekraczać wszelkie granice. Plusem jednak jest fakt, iż nie znika z powieści. Wręcz przeciwnie, interesuje się swoimi dziećmi. To dom pełen zasad, w którym nastolatka nie popadnie w gorący romans ze starszym chłopakiem. Tę obecność osoby dorosłej oceniam na plus. Relacje między siostrami są pełne niedomówień i ukrywaniu prawdziwych uczuć. Maski, które noszą, utrudniają budowanie autentycznych więzi.

Podobnie do innych książek z domem w tytule, centrum tej powieści jest posiadłość. Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, iż około 90 procent opisów dotyczy wyglądu domu. Poprzez sprzątanie, odkrywanie podłogi, witraży, masek, aż po niepokojące dźwięki desek i stóp… Wątek spirytystyczny natomiast zdaje się uzupełniać martwą architekturę, nadając jej odpowiedniego nie tylko klimatu… ale i ducha. Tutaj autorka raczej śmiało czerpie z tradycji okultystycznych, niż daje się ponieść wodzy fantazji. Również choroba głównej bohaterki – Libby – została zainspirowana prawdziwymi doświadczeniami Fraistat. Sprawia to, iż powieść nabiera realizmu rodem z filmów grozy opierających się na faktach.

Podsumowując, Dom Masek aspiruje w kierunku mrocznej literatury, ale przede wszystkim to intrygująca opowieść o dorastaniu, tożsamości i przemianie. Nie jest to jednak książka na miarę takich autorów jak: Edgar Allan Poe, Gaston Leroux czy Sheridan Le Fanu. Największy niepokój rozbudza w czytelniku dobrze sportretowane doświadczenie choroby psychicznej, która sprawia, iż Libby niejednokrotnie podważa autentyczność następujących po sobie wydarzeń – a razem z nią czytelnik. Powieść Ann Fraistrat dotyka rzeczy ważnych, które mogą pomóc dorastającym osobom odnaleźć siebie, ale dla starszego zaprawionego w boju mola książkowego jest to bardziej upupiająca powiastka niż porządne dzieło grozy. Na pewno spodoba się tym, którzy uwielbiają wszędobylskie robactwo i motyw starych posiadłości, ale zarazem nie oczekują brzydoty, czy turpizmu rodem z Padliny Baudelaire’a.


Autor: Ann Fraistat
Tłumacz: Jolanta Kozak
Wydawca: HarperYA
Premiera: 30 października 2024 r.
Oprawa: miękka
Stron: 464
Cena katalogowa: 46,99


Powyższa kooperacja powstała w ramach współpracy z wydawnictwem HarperYA. Dziękujemy!
Fot. główna: materiały promocyjne – kolaż (HarperYA)

Idź do oryginalnego materiału