Dom kości – recenzja książki. Ściany mają uszy… i nie tylko uszy

popkulturowcy.pl 2 tygodni temu

Znana powieść Grahama Mastertona, teraz w nowym, barwnym wydaniu. Oto Dom kości wydawnictwa Replika!

John, młody chłopak marzący o tym by zostać gwiazdą rocka, rozpoczyna pracę w agencji nieruchomości pana Vane’a w Streatham. Właściciel to dziwny i tajemniczy osobnik, skrywający mroczny i niebezpieczny sekret. Bohater gwałtownie odkrywa, iż pan Vane posiada specjalną listę domów, których sprzedażą nie pozwala się zajmować nikomu. Okazuje się, iż ludzie odwiedzający te domy znikają w tajemniczych okolicznościach. Tymczasem w jednym z budynków robotnicy natrafiają na dziesiątki szkieletów. John wraz z grupką przyjaciół odkrywa przerażającą prawdę na temat potężnych mocy zagnieżdżonych w ścianach domostw.

Rozpęta się koszmar, jakiego choćby nie śnili.

– opis wydawcy

Sprawa numer jeden, póki jeszcze wszyscy pamiętamy – czy tylko w moim odczuciu ostatnie zdanie opisu wydawcy brzmi mi jakoś tak niezgrabnie? Niby jest poprawne, ale coś mi w nim nie leży. Sama nie wiem. No, ale skoro już sobie ponarzekałam na start, wróćmy do naszej standardowej procedury rozpoczynającej recenzję – przedstawienia jej obiektu. Dom kości, oryginalnie wydany w 1999 roku, to horror dla nieco młodszego odbiorcy niż zwykle u Mastertona bywa. Jak sam autor nadmienił we wstępie, chciał stworzyć książkę bardziej dla nastolatków. Z tego też powodu nie znajdziemy w niej między innymi scen erotycznych – i Bogu niech będą dzięki. Zdarzyło mi się czytać już kilka książek tego pisarza (Wojownicy nocy, Geniusz, Złodziej dusz). Wszystkie miały swoje horrorowe, nieraz dziwaczne koncepty, aczkolwiek z całych tych lektur najgorszymi straszydłami były bezapelacyjnie sceny łóżkowe. Poważnie, część z nich to trauma do końca życia. Chcecie się przekonać? To przeczytajcie sobie pierwszy tytuł z wyżej wymienionych. Na własną odpowiedzialność.

Wracając jednak do fabuły: sam jej zamysł wpisuje się w typowe mastertonowe ramy. Przez dłuższy czas wszystko jest w miarę przyziemne; trzyma jako taki realizm, żeby bliżej rozwiązania akcji wjechać z fantastyką na pełnej. Tę konwencję albo kupuje się z całym dobrem inwentarza, albo wcale. Osobiście bliżej mi do tego pierwszego podejścia, choć wciąż jestem trochę sceptyczna; za każdym razem te magiczne plot twisty wydają mi się o dwa kroki za daleko, ale wciąż są na tyle ciekawe, iż mogę to jakoś przełknąć. Podobnie było także tutaj.

Za pominięciem tego dzikiego zwrotu akcji książka jest ogólnie całkiem w porządku. Może nie zapierająca dech w piersiach, ale ciekawa. Historię czyta się gwałtownie – zarówno z racji języka, jakim ją napisano, jak i ilości stron oraz ogólnej prostoty całej opowieści. Czuć, iż grupą docelową mieli by się nieco młodsi ode mnie odbiorcy. Z pewnością świadczy o tym zresztą także sam główny bohater – John, ledwie przekraczający pełnoletność młodzik, którego sytuacja rodzinna zmusiła do podjęcia pracy zawodowej. Choć w trakcie trwania samej powieści wyobrażałam go sobie jako kogoś kapkę starszego, od samego początku mamy jasno zaznaczone, iż to jeszcze adekwatnie nastolatek, dopiero szukający swojego miejsca na rynku pracy. I, no cóż – niezbyt fartowna posadka mu się trafiła już na sam start.

Z charakteru John nie wyróżnia się adekwatnie niczym konkretnym. Jest trochę roztrzepany, ma tendencję do spóźniania się i dość ugruntowany kręgosłup moralny, ale to wciąż raczej typowy everyman. Jego marzenie o karierze gwiazdy rocka nijak nie wpływa na historię ani nie objawia się w żaden sposób oprócz może ze dwóch dialogów. A szkoda – skoro już zdecydowaliśmy się na coś tak… no cóż, stereotypowo „nastolatkowego”, dobrze byłoby to przynajmniej jakoś wykorzystać. Chociaż w jakimś małym stopniu, sama nie wiem, jakkolwiek. Zawsze nadałoby mu to co-nieco charakteru, którego w obecnej wersji mu brakuje. Jest sympatyczny, ale nic więcej.

Dom kości wiele rzeczy upraszcza, by czytało się go szybciej i płynniej. Co do zasady to dobrze – z dwojga wolę opisy lakoniczne niż przepis na bigos na trzy strony jak w pewnej pamiętnej lekturze szkolnej. Problem w tym, iż pomiędzy tymi uproszczeniami pojawiają się pewne luki, na których historia – nieznacznie, bo nieznacznie, ale jednak – cierpi. Przykładowo, oprócz Johna mamy jeszcze damską semi-główną bohaterkę, Lucy. adekwatnie od początku można się domyślić, iż między nią a Johnnym coś się wydarzy. Problem w tym, iż z jednej sceny wynika, iż Lucy ma chłopaka, którego temat nigdy więcej już jednak nie wraca. Czym więc jest jej relacja z naszym protagonistą? Trudno powiedzieć. Być może podczas upraszczania wyleciała jakaś istotna scena, która by nam to wyjaśniła. Może tamten gość to jednak nie był jej partner? A może zerwali w międzyczasie? Nie wiadomo. I pewnie nigdy się już nie dowiemy.

Dom kości to jednak nie jest powieść nowa – odświeżono jedynie jej wydanie. Jak więc wypadają jego kwestie techniczne? Ano, naprawdę dobrze. Graficznie wydanie jest po prostu śliczne. Ilustracja na okładce i wyklejce świetnie gra kontrastującymi ze sobą barwami, manewrując czerwienią, pomarańczowym oraz niebieskim i fioletem w sposób, obok którego trudno przejść obojętnie. Dobrze dopasowano do tego również barwione brzegi, jak dotychczas jedne z ładniejszych, jakie dotychczas zebrałam na swojej półce. jeżeli miałabym kupować tę powieść na miejscu kogoś, kto jeszcze jej nie zna, to z pewnością zdecydowałabym się właśnie na to wydanie.

Podsumowując, Dom kości to dobra książka dla wszystkich, kto szuka krótkiego, prostego horroru na jeden czy dwa wieczory – zwłaszcza jeżeli zalicza się przy tym do kategorii nastoletnich czytelników. Jak na Mastertona jest dosyć bezpieczna; nie uświadczymy w niej żadnych scen erotycznych ani nadmiernie odklejonych, obrzydzających rzeczy charakterystycznych dla jego „dorosłych” opowieści. Miejscami jednak wydaje mi się ona aż nazbyt prosta, co odbiera jej nieco osobowości. Gdybym miała podsumować całość tego tytułu jednym zdaniem, brzmiałoby ono: w porządku, chociaż dupy nie urwało. Ale za to przynajmniej oprawa graficzna jest śliczna.


Autor: Graham Masterton
Tłumacz: Paweł Wieczorek
Wydawca: Replika
Premiera: 5 listopada 2024 r.
Oprawa: twarda
Stron: 232
Cena katalogowa: 59,90


Powyższa kooperacja powstała w ramach współpracy z wydawnictwem Replika. Dziękujemy!
Fot. główna: materiały promocyjne – kolaż (Replika)

Idź do oryginalnego materiału