Mechanik
samochodowy Graham Reilly po latach przybywa na farmę, z którą
wiążą się jego najlepsze i najgorsze wspomnienia. Wyprowadził
się po śmierci ojca długo zmagającego się z tajemniczą chorobą,
rodzinną spuściznę zostawiając braciom, Jake'owi i najmłodszemu
Phillipowi, chowającemu urazę za zrzucanie na nich tego problemu,
Grahama bardziej jednak martwi ewentualne dziedzictwo demoniczne,
genetyczne przekleństwo pasożytnicze niekoniecznie zesłane na
tylko jednego z nich. Phillip od niedawna wykazuje objawy opętania,
a podczas pobytu Grahama na rodzinnej farmie następuje gwałtowne
pogorszenie sytuacji. Poróżnieni bracia muszą jak najszybciej
rozliczyć się z bolesną przeszłością lub odsunąć na bok
osobiste urazy do zakończenia walki z czymś potwornie znajomym.
|
Plakat filmu. „The Demon Disorder” 2024, Formation Pictures |
Debiut
reżyserski Stevena Boyle'a (jako Steve Boyle), twórcy efektów
specjalnych ze specjalizacją w tworzeniu potworów (pracował
chociażby przy takich produkcjach, jak „Gwiezdne wojny: Część
II – Atak klonów” George'a Lucasa, „Statek widmo” Steve'a
Becka, „Matrix: Rewolucje” Lany i Lilly Wachowski, „Zombie z
Berkeley”, „Daybreakers. Świt” i
„Winchester. Dom duchów”
Michaela i Petera Spierigów, „Czarna owca” Jonathana Kinga, „30
dni mroku” Davida Slade'a, „Hobbit: Niezwykła podróż” Petera
Jacksona, „Co robimy w ukryciu” Jemaine Clementa i Taika Waititi,
„The Pack”
Nicka Robertsona), założyciela firmy Formation
Pictures z siedzibą w australijskim mieście Brisbane, stolicy stanu
Queensland. Scenariusz „Demona” (oryg. „The Demon Disorder”)
Boyle stworzył we współpracy z Tobym Osborne'em, a produkcja
ruszyła w kwietniu 2023 roku w wiejskiej miejscowości Gleneagle w
regionie Scenic Rim w Queensland. Światowa premiera przypadła na
kwiecień 2024, w ramach Gold Coast Film Festival. W sierpniu tego
samego roku film miał ograniczoną dystrybucją kinową w swojej
rodzimej Australii – szerszej doczekał się w Polsce: w drugiej
połowie października 2024 wystartowała regularna „akcja kinowa”
zorganizowana przez firmę Monolith Films, która już w styczniu
2025 roku udostępniała „Demona” na swojej platformie VOD
(Cineman). W Stanach Zjednoczonych patchworkowy horror Steve'a
Boyle'a zadebiutował na Popcorn Frights w sierpniu 2024, a następnie
pałeczkę przejęła firma Shudder (dystrybucja internetowa od
września 2024).
Steven
Boyle zapowiadał „Demona” jako „wzniosłe dzieło o
relacjach międzyludzkich i dynamice rodziny, łączące w sobie
elementy wczesnego kina Davida Cronenberga i body horroru
przedstawionego dzięki misternych sekwencji efektów wizualnych”.
Toksyczna męskość, trauma rodzinna i nieklasyczne opętanie
demoniczne. Skrzyżowanie
„Dreszczy”
i „Wściekłości”
Davida Cronenberga z „Cierniem” Toby'ego Wilkinsa, a przynajmniej
takie „zdrożne” myśli mogą nawiedzić miłośników gatunku w
obłąkanym świecie braci Reilly. Najbardziej wyeksponowaną
postacią jest Graham (poprawny występ Christiana Willisa, m.in.
„Observance”
Josepha Simsa-Dennetta), właściciel warsztatu
samochodowego, zatrudniający młodą kobietę Cole Nichols
(charyzmatyczna Tobie Webster), która jest jedyną stałą osobą w
jego poplątanym życiu. Ze swoimi najbliższymi krewnymi główny
bohater „Demona” praktycznie zerwał kontakt po śmierci
patriarchy rodu George'a Reilly (perfekcyjny John Noble), samotnie
wychowującego trzech synów na niewielkiej farmie – niebogaty dom
pełen miłości zniszczony przez nieobliczalną (bardzo rzadką?)
chorobę. W każdym razie Graham od wyprowadzki starał się unikać
braci, ale w tym zrywaniu rodzinnych więzi wytrwale mógł mu
przeszkadzać Jack (niezła kreacja Dirka Huntera; m.in. „Zombie z
Berkeley” Michaela i Petera Spierigów) – najmłodszy z nich,
Phillip (przykuwający uwagę Charles Cottier), nie tyle uszanował
decyzję Grahama, ile pielęgnował w sobie urazę, w duchu
przeklinał brata za dezercję, ucieczkę ze skażonego miejsca. Z
pokojem zabitym dechami, który w pierwszym odruchu przypomniał mi
siódmą komnatę Sinobrodego i piwnicę z „Martwego zła” Sama
Raimiego. Tak czy inaczej, tradycja gatunku uczy: lepiej nie zaglądać
do takich pomieszczeń. choćby przez dziurę w drzwiach? Cóż,
wystarczy obejrzeć
„Lśnienie”
Stanleya Kubricka, żeby odeszła
ochota na takie badania przestrzeni za „porządnie”
(paranoicznie?) zabezpieczonymi drzwiami. Z drugiej strony, kto
normalny zignorowałby oznaki świadczące o niepożądanej obecności
we własnym domu, czy tam domu krewnych? Dźwięki dobywające się z
pomieszczenia, które powinno być puste. Grahama na rodzinną farmę
sprowadził Jake, ale powodem był Phillip – rzekomo jego
dwudzieste ósme urodziny, a w rzeczywistości domniemany
(nie)genetyczny „prezent” od rodzica. Choroba psychiczna
odziedziczona po ojcu? W zasadzie starsi bracia podejrzewają demona;
tego samego pasożyta, który odebrał im troskliwego tatę,
ewentualnie innego przedstawiciela jego piekielnego gatunku. Graham i
Jack spodziewali się ciężkiej przeprawy, ale wszystko wskazuje na
to, iż choćby przeżycia z teoretycznie opętanym rodzicielem nie
przygotowały ich... na takie robactwo. Rzeź na farmie –
przygnębiający widok przed zaniedbanym domem, krwawy szlak
prowadzący do kurnika – „endoskopowy zabieg” w nieprzytulnym
salonie i zwariowane poszukiwania „bękarta z Nostromo”.
Noworodek, który w gruncie rzeczy uruchomił u mnie lawinę
przepięknych wspomnień z różnych światów przedstawionych – od
„Obcego – ósmego pasażera Nostromo” Ridleya Scotta,
przez „Dreszcze”, „Wściekłość” i „Potomstwo” aka
„Pomiot” Davida Cronenberga, po
„Inwazję porywaczy ciał”
Jacka Finneya, jej filmową adaptację z 1978 roku w reżyserii
Philipa Kaufmana (pol. „Inwazja łowców ciał”), „Robale”
Jamesa Gunna i
„Kleszcze”
Tony'ego Randela.
|
Plakat filmu. „The Demon Disorder” 2024, Formation Pictures |
Zgodnie
z przewidywaniami pierwsze reżyserskie przedsięwzięcie Stevena
Boyle'a największą skutecznością wykazuje się w sztuce efektów
specjalnych – wyróżniające się elementy świata
przedstawionego, który z kolei mocno zawodzi relacjami
interpersonalnymi. Trzech mężczyzn i młoda dama, czy jak kto woli
wyszczekana panna kontra UWAGA SPOILER interesujące organizmy
z odmienioną duszą ojca – charakter zmieniony przez chorobę
psychiczną lub, co bardziej prawdopodobne, szatańskiego pasożyta,
przybysza z Piekła (ewentualnie nowy bądź dotąd nieodkryty
ziemski gatunek, ostatecznie najeźdźca z Kosmosu). Oślizgłe
żyjątka (duże, pulchne larwy, nadpobudliwe ośmiorniczki), które
w jakiejś dalszej, pewnie niezbyt odległej, perspektywie
(błyskawiczne dorastanie) upodobnią się do okrutnie zdeformowanej
humanoidalnej istoty, która w drugim „akcie” „Demona”
wylezie spod pachy Phillipa KONIEC SPOILERA. O większą uwagę
najgłośniej dopraszały się dawne dzieje – retrospekcje z życia
chłopaków ze wsi. Szczęśliwe dzieciństwo i zdecydowanie mniej
kolorowa, mimo utrzymującej się słonecznej aury, wczesna
dorosłość Grahama, Jake'a i Phillipa Reilly. Autor zdjęć Terry
King zadbał o inne skontrastowane zestawienie kolorystyczne -
umownej teraźniejszości (ciemne, smutne, zimne) i przeszłości
(jasne, wesołe, ciepłe) – ale kilka z tego wynika. Można
wręcz odnieść wrażenie, iż „Demon” Steve'a Boyle'a powstał
jedynie z potrzeby wypróbowania paru pomysłów na małe i duże
paskudy. Fabuła skonstruowana pod intencjonalnie odrażające,
wstrętne, niesmaczne efekty, potraktowana jako pretekst do
pochwalenia się, przyznaję, niebanalnymi praktycznymi (chyba też
cyfrowymi) efektami specjalnymi: lepkie rekwizyty (bezbarwny śluz),
nieminimalistyczna charakteryzacja (bombowy makijaż protetyczny) i
oczywiście trochę czerwonej substancji (przekonująca imitacja
krwi). Warto wspomnieć, iż muzykę skomponował Peter Spierig, przy
niejednym filmie którego Steve Boyle pracował. Akcja najpierw
rozgrywa się w nieco obskurnym gospodarstwie domowym – też mała
ferma drobiu; zdaje się hodowla tylko na użytek własny – na
ponurej posesji Jake'a i Phillipa, a później przenosi na teren
Grahama: mroczniejsza, naturalnie zagracona i bardziej
klaustrofobiczna sceneria, gdzie zespół „współczesnych
egzorcystów” powiększy się o jedną osobę. Albo dzielne
chłopaki napytają sobie jeszcze większej biedy w wyniku
przypadkowego spotkania z nieusłuchaną dziewczyną. A niektórych
widzów może najdzie piękne skojarzenie z
„Wiklinowym koszykiem”
Franka Henenlottera i/lub
„Substancją”
Coralie Fargeat. Najpierw
wyjmowanie obrzydlistwa z gardła, potem „trzecie oko”, ale to
błahostki w porównaniu do tego, co zadzieje się w warsztacie
samochodowym brata marnotrawnego. A zagadka tego „demonicznego
opętania” - czy zostanie rozwiązana? I tak, i nie. Dostaniemy
bardzo ogólne wyjaśnienie UWAGA SPOILER - klątwa
pokoleniowa czy coś w tym rodzaju (nadzwyczaj niefortunna przysięga
wymuszona przez rodzica, który chce umrzeć na swoich zasadach, nie
godzi się na wegetację, przedłużanie męki i dalsze narażanie
życia najbliższych) KONIEC SPOILERA - które niestety nie
wyglądało mi na ukłon w stronę zwolenników historii celowo
niedopowiedzianych, pokładających wiarę w inteligencję i
wyobraźnię swojej grupy docelowej. Prędzej niechlujstwo
scenarzystów; ciąg dalszy niedbalstwa architektów tej prymitywnej
budowli fabularnej. Nader uproszczonej, spłaszczonej historii
rodzinnej. Coś takiego powinno budzić większe emocje – nie
ukrywam łezka raz w oku się zakręciła, ale seans „Demona”
Steve'a Boyle'a zakończyłam z poczuciem bezsensownego zmarnowania
niezgorszego, całkiem obiecującego, szkieletu fabularnego. W
trakcie napisów końcowych pozostało jedna scenka, klasyczne
zamknięcie „każdego” szanującego się horroru klasy B z
dawnych lat. Takie epilogi wyszły z mody najdalej na przełomie XX i
XXI wieku, ale czepiać mogą się tylko ci, którzy nie dopatrzą
się w „Demonie” wyznania miłosnego do niskobudżetowego kina
makabrycznego i na swój sposób zabawnego (poważne klimaty
Cronenberga i bardziej groteskowe, swobodniejsze igraszki mistrzów
campu) przede wszystkim z szalonych lat 80.
Na
moje niewprawne oko średni start w reżyserskiej karierze Stevena
Boyle'a (forma w porządku, gorzej z treścią). A może to tylko
jednorazowa przygoda zasłużonego twórcy efektów specjalnych? Nie
wiem, czy czołowy twórca „Demona” ma w planach kolejne projekty
– czy zamierza rozwijać się jako reżyser i/lub scenarzysta –
ale na jego miejscu tak gwałtownie bym nie rezygnowała. Tym bardziej, że
nie trzeba samemu wymyślać i jeszcze pisać – dobry scenariusz
filmowy zawsze można kupić:)