Wrzesień przyniósł do klasy nową uczennicę – Alinę. Była tak delikatna i wątła, iż zdawało się, iż mocniejszy podmuch wiatru połamie ją jak patyk. Zawsze nosiła obszerny sweter, spod którego wystawały ostre, chude ramiona. Rzadkie, jasne włosy zaplecione były w cienkie warkoczyki ozdobione ogromnymi różowymi kokardami. Wielkie oczy na bladej, trójkątnej twarzy patrzyły smutno i z zaskoczeniem.
Michał, wysoki i wysportowany, uznał ją za baśniową księżniczkę, którą trzeba chronić. Z zapałem wziął to na siebie. Dziewczyny od razu znienawidziły nową.
„Patrzcie na nią – kościotrup, a zachowuje się jak księżniczka… Ledwo zipie, a już najlepszego chłopaka sobie przywłaszczyła” – szeptały złośliwie na przerwach.
Alina nie jadała w szkole. Obiady w stołówce przyprawiały ją o mdłości. Codziennie przynosiła wielkie jabłko. Gryzła maleńkie kęsy i przeżuwała tak wolno, iż choćby przez długą przerwę nie mogła go skończyć. Dziewczyny prychały, widząc w koszu niedojedzoną, ogromną ogryzkę. Michał połykał obiad w pośpiechu i biegł do Aliny, by ją chronić.
Odprowadzał ją do domu i niósł jej tornister. Żaden z chłopaków nie śmiał się z niego – drogo by ich to kosztowało, bo Michał słynął z siły. niedługo wszyscy przywykli, iż zawsze chodzą razem.
Michał stoczył ciężką walkę z rodzicami i po maturze nie wyjechał do Warszawy na studia. Było mu wszystko jedno, gdzie się uczyć – byle tylko nie rozstawać się z Aliną. Został w swoim miasteczku, poszedł do technikum. Rodzice Aliny uwielbiali Michała i spokojnie powierzali mu córkę. Ona sama uczyła się dobrze, ale egzaminy zdawała ledwie – każdy przyprawiał ją o ataki mdłości. O dalszej nauce nie było mowy.
Alina była późnym dzieckiem, rodzice drżeli nad nią – nie daj Boże zachoruje, zestresuje się. Choć adekwatnie nie chorowała tak często.
Na rodzinnym zebraniu uznali, iż dla dziewczyny najważniejsze nie jest wykształcenie, ale dobre zamążpójście. Tutaj sprawy układały się doskonale. Michał był idealnym kandydatem. Matka Aliny, lekarka, załatwiła córce posadę sekretarki u dyrektora przychodni. I tak Alina siedziała w recepcji, pisała na maszynie i odbierała telefony.
Tylko rodzice Michała nie byli z niej zadowoleni. Nie takiej synowej pragnęli dla syna. Namawiali go, by się opamiętał – mówili, iż jeszcze nie rozumie, na co się skazuje. Ona nie będzie dla niego podporą, może choćby nie urodzi dziecka…
A Michał choćby o tym nie myślał. Po prostu lubił opiekować się kruchą dziewczyną. Sam przy niej wydawał się jeszcze silniejszy. Podobało mu się, iż nie była jak inne dziewczyny, a jej wielkie szare oczy patrzące na niego wypełniały go dumą. Ale rodzice tak go zmęczyli rozmowami o małżeństwie, iż w końcu oświadczył się Alinie.
Jej rodzice cieszyli się, iż córka znalazła takiego dobrego męża. Teraz mogli umrzeć spokojni – ich dziecko nie zginie. Co prawda, Alinka nie była wprawną gospodynią, więc postanowili, iż młodzi zamieszkają z nimi na początku, aż się przyzwyczają. Mieli większe mieszkanie.
Rodzice Michała też byli zadowoleni. Chociaż syn będzie najedzony.
Młodzi żyli spokojnie i zgodnie. Nie mieli choćby o co się kłócić. Kiedy Alina zaszła w ciążę, rodzice nie od razu uwierzyli. choćby pod koniec brzuch był mały. Nie widzieli też między nimi wielkiej namiętności. Kiedy kładli się spać, z pokoju nie dobiegał ani jęk, ani szept.
Alinkę trzymano pod kloszem – nie dźwigała nic cięższego niż książka, by donosiła ciążę. Rodzice choćby spania razem im zabronili. Kupili drugą kanapę, na którą przenieśli Michała.
Michał nie lubił spać z dala od żony, więc zaczął nocować u rodziców. I znowu wszystkich to zadowalało. Tylko jego rodzice ciągle marudzili, iż związał się z tą chucherkiem i teraz będzie jej służył do końca życia. Denerwował się, wychodził z domu i szukał pocieszenia u przyjaciół.
Pewnego wieczoru poznał Katarzynę – mocno zbudowaną, kształtną i wyzywająco seksowną brunetkę. Dwójka zdrowych, młodych ludzi pociągnęła się nawzajem z niepohamowaną siłą. Oboje stracili głowę – rzucali się sobie w ramiona jak głodne zwierzęta na zdobycz. Ich namiętność rosła z dnia na dzień.
Rodzice ganili Michała, iż ucieka od żony, gdy ta go najbardziej potrzebuje. Ale Alina się nie martwiła. Wsłuchiwała się w swoje ciało, w nowe życie, które w niej rosło, i tylko to ją zajmowało. Dziecko nie dawało spokoju, kopiąc, i budziło w niej niepohamowany apetyt. Uspokajało się tylko na świeżym powietrzu. Dlatego Alina godzinami siedziała na balkonie i czytała książki.
Może dziecko odziedziczyło temperament po ojcu, może znudziło mu się ciasne wnętrze matki – ale urodziło się przed terminem. Choć małe, było niesamowicie ruchliwe i wyglądało jak Michał. choćby rodzice Aliny to przyznali i cieszyli się.
Michał był wtedy z Katarzyną. Dopiero następnego dnia zadzwoniła matka do pracy i powiedziała mu, iż został ojcem. Natychmiast przybiegł do szpitala, stał pod oknami i patrzył na swoją zmęczoną porodem Alinę, która wydawała się jeszcze chudsza.
Gdy żonę z dzieckiem wypisano, Michał niósł syna przez całą drogę do domu. Alina była zbyt słaba. Zastanawiające, jak w ogóle urodziła. Miała małe piersi, jak u nastolatki, a mleka było tyle, iż dziecko mogło się nim upić. Chłopiec jadł, nabierał sił i po miesiącu stał się pulchnym, zdrowym urwisem z donośnym głosem i niezłym apetytem.
Rodzice przejęli wszystkie obowiązki związane z dzieckiem. Alinie pozwalali tylko na spacery z wózkiem. Patrzyła na śpiącego syna i nie wierzyła, iż to jej dziecko. Nic po niej nie odziedziczył – cały był w ojca.
Początkowo Michał zaraz po pracy wracał do żony i syna. Ale potem znów zaczął znikać wieczorami – u Katarzyny. Jednak zawsze spał w domu, z Aliną.
Oboje rodzice rozumieli, iż z Aliną nie było mu łatwo, wzdychali i zostawiali go w spokoju. Wierzyli, iż w końcu się ustatkI gdy pewnego cichego poranka Alina już się nie obudziła, Michał zrozumiał, iż przez całe życie kochał tylko ją, a tamten gorączkowy płomień z Katarzyną był tylko ucieczką od strachu, iż jego krucha księżniczka pewnego dnia po prostu się rozpadnie.