Anna postanowiła zamieszkać wspólnie, ale rzeczywistość rozbiła jej marzenia w pył.
Anna zawsze była osobą, którą wszyscy lubili, jednak życie sprawiło, iż pozostała samotna. W młodości poświęciła się książkom i nauce, które jej rodzice, zwłaszcza matka, traktowali jak skarb. Dorastała w małym miasteczku pod Warszawą, otoczona ciszą i kartkami starych powieści, z dala od zgiełku i światowych pokus.
Pewnego dnia jej życie odmieniło się, gdy pojawił się mężczyzna – dystyngowany, zamożny, z czarującym uśmiechem. Zalecał się do niej z pasją, a ślub wydawał się nieuchronny jak wschód słońca po nocy. Jednak los zadał okrutny cios: nagła śmierć ojca i ciężka choroba matki zniweczyły wszystkie plany. Anna została, by opiekować się chorą, a narzeczony, nie wytrzymując prób, zniknął z jej życia jak zjawa, pozostawiając jedynie gorzki smak zdrady.
Lata później, po odejściu matki, Anna nagle poczuła, jak bardzo brakuje jej bliskości drugiej osoby. Obserwowała, jak jej przyjaciółki odzyskują wolność po rozwodach, jak rozpościerają skrzydła, a mimo to jej serce tęskniło za czułością, za kimś, kto podzieliłby z nią samotność. I oto los połączył ją z wdowcem Januszem. Był człowiekiem o podobnym usposobieniu – kochał literaturę XIX wieku, cytował Prusa i Sienkiewicza, a ich rozmowy przy kominku były iskrą, z której rozgorzał romans. Mimo ostrzeżeń bliskich – „Po co ci to w twoim wieku? Żyj dla siebie!” – Anna i Janusz zdecydowali się na małżeństwo, wierząc, iż miłość pokona wszystko.
Jednak rzeczywistość okazała się zimna i bezlitosna. Wspólne życie nie było sielanką, ale codziennym wyzwaniem. Janusz, z jego zwyczajem zostawiania rzeczy w nieładzie i życia w chaosie, stał się dla Anny prawdziwym koszmarem. Jej świat, gdzie wszystko miało swoje miejsce, gdzie każda książka stała równo na półce, a każda filiżanka znała swoje miejsce, rozsypywał się pod naporem jego nieporządku. Każdy dzień zamieniał się w walkę o cierpliwość, w próbę znalezienia choć odrobiny harmonii w tym chaosie.
Starała się z nim rozmawiać, otwierała swoją duszę, błagała o podzielenie się odpowiedzialnością za ich wspólny dom. ale jej słowa nikły w próżni – Janusz pozostawał głuchy na jej prośby, na jej ból. Po kolejnej sytuacji, gdy znalazła swoje ulubione książki porzucone w kącie, a kuchnię zawaloną brudnymi naczyniami, Anna nie wytrzymała. Łzy dławiły ją, gdy powiedziała: „Chcę odejść. Chcę odzyskać spokój”. Tęskniła za tym cichym, samotnym życiem, gdzie nikt nie wkraczał w jej świat, gdzie była panią swojego losu.
Jednak Janusz, powołując się na swoje sprawy, poprosił o czas, by „wszystko załatwić”. Pozostał w jej domu, a to tylko pogłębiało jej cierpienia. Każdy jego krok, każdy dźwięk jego obecności ranił jej serce jak nóż. Dziewięć miesięcy – tyle trwała ta agonia, to małżeństwo, które stało się dla niej klatką. Wreszcie, rozwód został sfinalizowany, a Anna odzyskała wolność.
Powracając do swojej samotności, poczuła, jak płuca wypełniają się powietrzem, a dusza – dawno zapomnianą radością. Ściany jej małego mieszkania znów stały się jej azylem, jej twierdzą. Siedziała z filiżanką herbaty, patrząc przez okno na jesienny deszcz, i po raz pierwszy od dawna uśmiechnęła się – szczerze, z głębi serca. Wolność, którą sobie przywróciła, była cenniejsza niż jakiekolwiek iluzje o szczęściu we dwoje. Anna zrozumiała: jej życie należy tylko do niej, i nie pozwoli już nikomu zakłócić tego kruchego, ale tak cennego spokoju.