Czy warto wybaczyć mężczyźnie, który wrócił ze skruchą? Nie chcę żyć tak jak teraz, ale nie jestem gotowa wrócić do niego

newskey24.com 7 godzin temu

Czy warto wybaczyć mężczyźnie, który wrócił z pokorną głową? Nie chcę żyć tak jak teraz, ale też nie jestem gotowa do niego wrócić.

Z Jakubem byliśmy w związku małżeńskim czternaście lat. Wydawałoby się, iż wiele przeszliśmy, wiele razem zbudowaliśmy. Czytałam nawet, iż większość rozwodów zdarza się w pierwszych trzech latach małżeństwa, a potem — coraz rzadziej. My chyba byliśmy wyjątkiem. Może to banalna historia: mąż odszedł do młodszej. Ale dla mnie to był upadek. Życie pękło jak lód pod nogami, a ja wpadłam w pustkę.

Jakub oświadczył mi się, gdy byliśmy jeszcze prawie dziećmi. Ja — zwykła dziewczyna z przeciętnej rodziny, on — jedyny syn z wpływowego, zamożnego domu. Rodzice pomogli — podarowali nam duże mieszkanie na Starym Mieście w Warszawie. gwałtownie wzięliśmy ślub. Z początku nie mogliśmy mieć dzieci, traciłam nadzieję, ale w końcu urodził się syn, a dwa lata później — córka. Żyłam jak we śnie: ciepły dom, rodzina, dzieci. Wszystko wydawało się prawdziwe.

A potem pojawiła się ona. Nowa w pracy — słodka, usłużna, z oczami ofiary i postawą triumfatorki. I nagle — wyrzucił mnie z dziećmi. Po prostu. „Tak będzie lepiej” — powiedział. Został w mieszkaniu, płacił alimenty — tylko formalnie. A jak ja miałam żyć bez wykształcenia, bez doświadczenia, z dwójką dzieci?

Rodzice przygarnęli nas do starego mieszkania babci. Było ciasno, ciężko, strasznie. Uczyłam się oddychać od nowa. Uczyłam się oszczędzać, prać manualnie, biegać z wózkiem po sklepach i pracować do upadłego. Powoli zbierałam się do kupy. Stawałam się silniejsza. Pogodziłam się z losem.

Minął rok. I nagle — telefon. Jakub. „Przepraszam” — mówił. „Pomyliłem się. Nie wiedziałem, co tracę.” Mówił, jakbyśmy rozstali się wczoraj. Prosił o spotkanie. Długo się wahałam, ale w końcu się zgodziłam. Spotkaliśmy się na jakiejś zapomnianej ulicy, w tanim barze — nie tam, gdzie kiedyś piliśmy wino, patrząc sobie w oczy.

I wiecie co? Przede mną siedział już nie on. Nie ten zadbany, pewny siebie, dumny Jakub. Ten był zgarbiony, z opuchniętymi oczami, z tygodniowym zarostem. Był pusty. Wszystko, co czyniło go mężczyzną mojego życia, zniknęło. Jego opowieść też nie była oryginalna: ona chciała pieniędzy, prezentów, wyjazdów. Rozwaliła mu biznes, sprzedała informacje konkurencji. I odeszła. A on został sam.

Płakał. Klęczał. Mówił, iż my jesteśmy jego rodziną, iż kocha dzieci, kocha mnie. Bałam się, iż się złamię. Ale nie. Patrzyłam na niego i nic nie czułam. Ani litości. Ani bólu. Ani miłości. Tylko obojętność.

Powiedziałam mu: „Przestań się robić pośmiewiskiem.” Nie ze złości — tylko ze zmęczenia. Nie chciałam już słuchać jego jęków, widzieć tego żałosnego spojrzenia. Wszystko mi jedno, czy będzie krzyczał. Są przecież ludzie, którzy wrzeszczą na ulicach — i nikt nie zwraca uwagi. Po raz pierwszy w życiu poczułam wolność od niego.

Ale w domu zrobiło się pusto. Nie z powodu samotności — przez pytania bez odpowiedzi. Podzieliłam się myślami z mamą i przyjaciółkami. Przyjaciółki były stanowcze: zdradził — zdradzi znowu. Uważały, iż choćby nie powinnam się z nim spotykać. Mama z kolei się ucieszyła. Mówiła, iż dzieci potrzebują ojca. Że ja, jako kobieta, nie powinnam wszystkiego odrzucać. Że rodzina jest ważna, choćby jeżeli serce milczy.

Słuchałam wszystkich, ale odpowiedzi nie znalazłam. Minął miesiąc. przez cały czas mieszkam u babci. Sam gotuję, sama decyduję, jak żyć. Jakub zaczął przysyłać więcej pieniędzy, przestał pić. Wciąż prosi, żebym wróciła. Próbuje pokazać, iż się zmienił. A ja patrzę na swoje życie i rozumiem — nie chcę, żeby tak wyglądało. Ale też nie potrafię do niego wrócić.

Nie jestem dzieckiem. Nie mam dwudziestu lat. A jednak czuję się jak w pułapce. Boję się zrobić krok. Do przodu — w nieznane. Do tyłu — w zdradę. Nie wiem, gdzie iść. I każdego wieczoru, gdy dzieci zasypiają, patrzę w okno i proszę samą siebie: żebym tylko zrozumiała, czego naprawdę chcę. Żebym znów nauczyła się czuć.

Idź do oryginalnego materiału