Barbara Kowalewska: W tym roku po raz kolejny uczestniczyłaś w World Opera Forum na zaproszenie organizatorów. Poprzednia edycja odbywała się w Hiszpanii. Jaki jest cel tej inicjatywy?
Renata Borowska-Juszczyńska: Rzeczywiście pierwsze World Opera Forum odbyło się w 2018 roku w Madrycie. Było to pierwsze spotkanie na taką skalę, jednoczące osoby związane zawodowo z operą, pracujące na wszystkich kontynentach. Ideą Forum od początku był nie tylko networking, ale przede wszystkim wyłuskanie prądów, idei ważnych dla opery jako dziedziny sztuki i spojrzenie na nią z szerokiej, międzynarodowej perspektywy. W Hiszpanii spotykaliśmy się jednak na gruncie europejskim i to perspektywa europejska była dominująca, choćby ze względu na liczbę delegatów i uczestników reprezentujących instytucje tego regionu. Tym razem było inaczej – spotkanie w Los Angeles siłą rzeczy sprawiło, iż udział osób z państw europejskich był dużo skromniejszy – na siedmiuset uczestników i sześćdziesięciu delegatów tylko dwunastu było z Europy. To znacznie zmieniło perspektywę – choćby dlatego, iż w środowisku amerykańskim operę traktuje się jako biznes. Takie spojrzenie jest odświeżające dla europejskich instytucji, których funkcjonowanie opiera się najczęściej na systemie dotacji.
BK: Jak przebiegła tegoroczna edycja, jakie były główne tematy?
RBJ: Tym razem Forum zostało zorganizowane przez cztery organizacje zrzeszające profesjonalistów z branży operowej – Opera America, Opera Europa, Ópera Latinoamérica i Association for Opera in Canada. Dyskusje były zogniskowane wokół trzech głównych tematów poruszających kwestie związane z produkcją spektakli operowych i ich docelowym odbiorcą, operą rozumianą jako przyjazne środowisko pracy czy odpowiedzialnością łączącą się z tworzeniem sztuki w określonych warunkach społecznych i politycznych. Zaproszenie do udziału w wiodącej dyskusji i otwarcie panelu wraz z dyrektorem Stowarzyszenia Opera America, dyrektorem Teatro Real w Madrycie i dyrektorem Los Angeles Opera było dla mnie ogromnym wyróżnieniem.
fot. A. Polerowicz
Tematy sygnalizowane w dużych dyskusjach panelowych później wnikliwie analizowaliśmy w bardziej kameralnych grupach. To co dla mnie było najbardziej uderzające, to różnorodność opery i warunków społeczno-politycznych, w jakich ta dziedzina sztuki powstaje.
Patrząc z perspektywy europejskiej, mamy wrażenie, iż opera jest interesującym dodatkiem do naszej rzeczywistości, towarem luksusowym, w pięknym opakowaniu, w którym sprzedajemy – no właśnie – co? Piękno? Katharsis? Ale czy przez cały czas potrzebujemy opery? Czy mamy ją we krwi, jak delegatka jednego z państw afrykańskich? Z jak dużymi trudnościami jesteśmy w stanie się zmierzyć, by ją tworzyć? Czy potrafimy sobie wyobrazić sytuację, w której zanim zaczniemy tworzyć, musimy stoczyć walkę z terenem, na którym ma powstać miejsce przeznaczone na działania artystyczne? Czy przez cały czas bylibyśmy na to gotowi? Mam nadzieję, iż tak i iż odpowiedzią jest społeczny wymiar opery.
BK: Niektórzy mogą myśleć, iż w zmieniającym się świecie opera jest już formą archaiczną, iż to swoisty skansen. Jaki jest naprawdę dzisiaj obraz tego gatunku i jak funkcjonują teatry nastawione na ten repertuar?
RBJ: Funkcjonują różnie. Nie ma tu jednej odpowiedzi obejmującej wszystkie instytucje operowe. Dużo zależy od wyobraźni i ambicji osób prowadzących daną instytucję. Jedna rzecz wydaje się jednak wspólna dla europejskich teatrów operowych – dążenie do perfekcji i proponowania „the best of”. I oczywiście – jakość jest ważna i należy o nią dbać. Ale – zwłaszcza w obecnych czasach – nie można zapominać o człowieku, który tę jakość tworzy. jeżeli spojrzymy na proces kształcenia i późniejsze eksploatowanie artystów, to okaże się, iż tę wysoką jakość osiągamy kosztem ludzkich jednostek. Wymagamy wyrzeczeń, a to w dalszej perspektywie może zrodzić problemy i frustracje. Jest też druga strona medalu – wyśrubowana jakość wiąże się z wysokimi kosztami. I to nasze „the best of” może i jest najlepsze, ale przestaje być dostępne. Zaczynamy tworzyć hermetyczną bańkę, która staje się coraz bardziej oderwana od społeczności i jej potrzeb. Być może to właśnie daje wrażenie, iż opera jest formą archaiczną. I znowu – dlatego ważna jest perspektywa globalna, dzięki której możemy zapoznać się z innym podejściem.
BK: W jaki sposób udział w World Opera Forum i nawiązane kontakty wpłynęły na twoje myślenie o prowadzeniu teatru operowego?
RBJ: Takie spotkanie działa w dwie strony. My przyglądamy się innym, czerpiemy od nich, ale mamy też możliwość przedstawienia naszych praktyk. Zależało mi na tym, żeby na forum międzynarodowym pokazać, w jaki sposób myślimy o Moniuszce – jego twórczości i postaci.
fot. A. Polerowicz
W jaki sposób budujemy społeczność wokół kompozytora, który jest patronem poznańskiej opery. To, iż myślimy o nim dwutorowo – z jednej strony pokazujemy wartość jego twórczości muzycznej w nowych interpretacjach (nieprzypadkowo reprezentantką środowiska operowego była również Ilaria Lanzino – reżyserka „Jawnuty” Moniuszki, który to spektakl został nagrodzony International Opera Award) czy prezentujemy koncertowe wykonania jego dzieł za granicą, z drugiej – staramy się wcielić w życie idee społeczne, które również dla niego były ważne.
Czas płynie, a my wciąż walczymy o prawa kobiet, o tolerancję, o przeciwdziałanie wykluczeniu czy biedzie. Te wszystkie tematy zawarte są w dziełach Moniuszki, potrzebują tylko świeżego języka, żeby poruszyć współczesnego widza. Dlatego proponujemy widowni „Jawnutę” , „Straszny dwór” czy „Parię” w świeżej interpretacji reżyserskiej.
BK: Jakie wzorce myślenia o zarządzaniu taką instytucją są dla ciebie ważne? Masz swoich mistrzów?
RBJ: Zdecydowanie autorytetem dla mnie był Graham Vick, który tworzył teatr operowy dla i z udziałem społeczności. Dążył do tego, by sprowokować u widza intensywne przeżycia, fascynację sztuką operową, sprawić, iż widz poczuje, iż spektakl, którego doświadcza, jest także o nim. Naszym zadaniem jest tworzenie sztuki operowej, która porusza, i docieranie z nią do odbiorcy. Często wydaje nam się, iż wszyscy wiedzą, czym jest Teatr Wielki w Poznaniu. To naturalne, bo dla osób pracujących w operze jest on codziennością. Ale dla widza nie jest. Widz nie ma obowiązku przychodzić do teatru. Musimy sprawić, żeby to nasze miejsce było również jego miejscem. Znanym, oswojonym, ale przez cały czas intrygującym. Z takiego myślenia zrodził się np. realizowany już jakiś czas temu projekt Moving Opera, w ramach którego organizowaliśmy warsztaty choreografii sztuk walki dla młodzieży z jednej ze szkół z dzielnicy Głównej czy wspólnie z mieszkańcami Wildy (pod okiem Maliny Prześlugi i Jerzego Fryderyka Wojciechowskiego) tworzyliśmy operę dzielnicową. Założyliśmy, iż to my powinniśmy wyjść z teatru do mieszkańców, a nie czekać, aż oni przyjdą do nas. I okazało się, iż jest to interesująca przygoda dla obydwóch stron.
BK: Prowadzicie jeszcze inne działania społeczne jako placówka kultury.
RBJ: Od wybuchu wojny w Ukrainie, wspólnie ze Stowarzyszeniem Pegaz, prowadzimy program „Opera helps U”, którego zadaniem jest wsparcie dla artystów i ludzi teatru z Ukrainy. Uzupełniamy to działanie programami rezydencyjnymi i działaniami integrującymi zespół.
fot. A. Polerowicz
Staramy się być czujni i odpowiadać na pojawiające się potrzeby w adekwatny sposób. Pozwalają nam na to środki od indywidualnych darczyńców oraz zebrane we współpracy ze stowarzyszeniem Opera Europa. Wspieranie środowiska operowego jest ważnym aspektem działalności instytucji. Przekłada się też bezpośrednio na jej funkcjonowanie i sygnał, który wysyłamy w świat.
Chcielibyśmy, żeby był pozytywny i żebyśmy byli postrzegani jako teatr otwarty na drugiego człowieka i różnorodność, którą każda indywidualna jednostka ze sobą wnosi.
BK: Finansowanie tak dużej instytucji jak Teatr Wielki musi być wyzwaniem?
RBJ: Tak, to prawda. Wspominałam o modelu amerykańskim, dla którego opera to biznes. Możemy się nim inspirować, ale inne są nasze warunki funkcjonowania. Dla opery europejskiej samofinansowanie się jest niemożliwe. Klasyczna opera potrzebuje orkiestry, chóru, tancerzy – to są potężne zespoły wykonawcze. Rzadko zdajemy sobie sprawę, iż jeden spektakl operowy to ponad sto osób na scenie. Dodajmy do tego zespoły techniczne i administracyjne oraz weźmy pod uwagę wymogi, zgodnie z którymi instytucja publiczna musi być prowadzona, a także konieczność zadbania o dobrą formę wszystkich zespołów. To wszystko razem sprawia, iż nie sprawdza się na naszym gruncie model stricte biznesowy. Nie znaczy to jednak, iż nie pracujemy nad widownią i nad pozyskiwaniem środków na naszą działalność. Poznańska publiczność stawia poprzeczkę wysoko – mamy duże grono operowych entuzjastów. To dla nich w repertuarze pojawiają się takie propozycje jak „Śpiewacy norymberscy” Wagnera czy „Wyprawy pana Broučka” Janáčka. Jakość, forma, interesujący repertuar – to wszystko wymaga olbrzymiego zaangażowania od zespołów i od każdej osoby indywidualnie. Ważne, żeby wynagrodzenie było adekwatne do tego zaangażowania.
BK: Powiedziałaś, iż jesteśmy w świetnym dla kultury momencie, ale gdy zderzyć to z tym, jak politycy różnych opcji myślą o tym sektorze, trudno w to uwierzyć. Wciąż mierzymy się z faktem, iż wsparcie dla kultury jest niewystarczające.
RBJ: Pozycjonowanie kultury i sztuki jako potrzeby to rzecz, o którą powinniśmy się starać. Niestety, kultura wciąż nie kojarzy się z priorytetową potrzebą. Budżety są niewielkie, a gdy przychodzą trudności, to cięć dokonuje się zwykle najpierw w tym obszarze. Ale wierzę, iż to się może zmienić. Dużo w tej kwestii zależy od edukacji. Spektakle repertuarowe, które proponujemy widzowi dziecięcemu, np. „Królowa śniegu”, cieszą się ogromną popularnością. I to daje nadzieję na przyszłość. Staramy się wspierać potrzebę odkrywania opery przez młodszych i tych trochę starszych. W ubiegłym sezonie zrealizowaliśmy prawie trzysta działań edukacyjnych, wliczając w to lekcje, warsztaty, spotkania czy małe formy koncertowe. Młody widz, wspierany przez otoczenie, rośnie i wraca, sam poszukując drogi do teatru jako nastolatek czy dorosły.
BK: Co sprawia, iż wracają?
RBJ: Dobre doświadczenie z poprzedniej wizyty. Być może trudno w to uwierzyć, ale młodego odbiorcę naprawdę może poruszyć chór czy aria Desdemony z „Otella”. Ale trudno w to uwierzyć dopóty, dopóki się z widzem nie rozmawia. Staramy się rozmawiać, a nie bazować na założeniach. Stąd pomysł na klasę patronacką, stąd projekty, w ramach których mamy bliższy kontakt z odbiorcą.
BK: To ich kręci?
RBJ: Jednych to, innych co innego. Młodzi ludzie są różni.
fot. A. Polerowicz
Nie możemy ich traktować jak jeden organizm. Na szczęście opera od zawsze była różnorodna i składała się z wielu sztuk. To daje nam pewne pole manewru.
I znów wracamy do czujności społecznej i Grahama Vicka, który proponował taki teatr operowy, iż ludzie ściągali na jego spektakle z całego świata.
BK: Jak rozpoczniecie nowy sezon?
RBJ: Naszym najsilniejszym akcentem na otwarcie sezonu będzie wspomniana wcześniej „Jawnuta”, którą będziemy grać 3, 4, 5 i 6 października. To spektakl, który stworzyliśmy wspólnie z Romami, bo nie możemy opowiadać historii o relacjach polsko-romskich bez udziału romskiej wspólnoty. Współpracujemy z muzykami z dynastii Czureja. Przedstawienie powstało w trakcie remontu sceny głównej i było prezentowane w hali MTP, a teraz po raz pierwszy zostanie zeprezentowane na naszej scenie. Warto zobaczyć historię zderzenia dwóch światów, która podbiła serca publiczności i została nagrodzona operowym Oscarem (International Opera Award). Zapraszamy serdecznie na ten spektakl, jak i na pozostałe propozycje zaplanowane w ramach Festiwalu Moniuszki, który rozpocznie się pod koniec września.
Renata Borowska-Juszczyńska – dyrektor naczelna Teatru Wielkiego w Poznaniu. Aktywnie wspiera działania Stowarzyszenia Opera Europa, dzięki którym Teatr zaangażowany jest w projekt OperaVision i współpracuje z najważniejszymi instytucjami Europy. Jurorka prestiżowych konkursów: AsLiCo Competition for Young Opera Singers, Guido Cantelli International Conducting Award Competition w Turynie, FEDORA Digital Prize. W 2024 uczestniczyła w Opera Conference & World Opera Forum w Los Angeles. Konsekwentnie promuje twórczość Stanisława Moniuszki w Polsce i na świecie, czego efektem są International Opera Awards za realizację Parii i Jawnuty.