Czego nas uczy animowany kot? Reżyser "Flow" opowiada o filmie

filmweb.pl 1 dzień temu
Zdjęcie: plakat


Łotewska animacja "Flow", wyróżniona Złotym Globem i Europejską Nagrodą Filmową, zdobyła właśnie dwie nominacje do Oscara (w kategoriach "Najlepszy pełnometrażowy film animowany" i "Najlepszy film międzynarodowy"). Reżyser Gints Zilbalodis opowiada nam o kotach, o castingu na głosy zwierząt, o kontekście powodzi i o trudności w animowaniu wody. Z twórcą rozmawia Diana Dąbrowska.

Getty Images © Emma McIntyre


Diana Dąbrowska: Uwielbiasz koty i to nie jest twój pierwszy film o tych niesamowitych zwierzakach.

Gints Zilbalodis: Tak, dorastałem z kotami, od małego mogłem się im przyglądać z bliska. W liceum nakręciłam krótki film o kocie, którym opiekowałam się w tamtym czasie. Co ciekawe, była to historia o strachu kota przed wodą. Nie była to jakaś wybitna praca, ale ta myśl o strachu została ze mną już wtedy; zwiększyłem tylko proporcje, bo w "Flow" mamy do czynienia z wielką wodą. Po nakręceniu mojej pierwszej fabuły, "Odległa kraina" (2019), miałem po raz pierwszy okazję pracować z większym zespołem. To oczywistość – ale bez zespołu nie masz filmu. Aby kooperacja przyniosła pożądane efekty, trzeba być solidarnym i zgranym. Chciałem więc opowiedzieć we "Flow" o wspólnym przedsięwzięciu bardzo, ale to bardzo różnych bohaterów. Pomyślałem wtedy, iż kot będzie idealnym przewodnikiem dla tej historii. Kot jako punkt wyjścia. Kot, który raczej chodzi własnymi ścieżkami, jest nieufny, musi otworzyć się na innych. Ale dopiero w grupie pojawia się szansa na przetrwanie.

Czy jest jakieś konkretne wspomnienie lub doświadczenie związane z kotami, które przemyciłeś do swojego filmu?

Niezupełnie. Po prostu dobrze znam zachowania kotów i psów. Całą moją wiedzę chciałem przekuć na wierną reprezentację szczególnie tych dwóch futrzaków, bo wiedziałam, iż ludzie naprawdę będą w stanie wyczuć fałsz w ich zachowaniu. Myślę, iż w przypadku innych zwierząt "stawka realizmu" nie była aż tak wysoka jak przy psie i kocie. Tutaj mogliśmy pójść bardziej w stronę pewnych wyobrażeń o ptaku czy kapibarze. Ale z kotami i psami nie ma zmiłuj.

Ten naturalizm reprezentacji nie przekłada się w filmie wyłącznie na kwestie wyglądu postaci, ale też na ich usposobienie.

Pracowaliśmy nad naszymi bohaterami jak nad archetypami. Kot jest oczywiście bardzo niezależny, pies zaś przyjazny, zadowolony. Ale w trakcie wspólnej podróży zaczynamy przełamywać te stereotypy i postacie coraz odważnej wychodzą poza sferę oczywistości. Właśnie te momenty wyjścia poza schemat były dla najbardziej interesujące. Wszystko jest bardziej złożone, niż początkowo sobie wyobrażaliśmy. Kiedy kot uczy się ufać innym, pies – na kontrze – staje się bardziej niezależny.



Ostatecznie postawiliście na piątkę głównych postaci: kot, pies, kapibara, lemur i ptak.

Wiedzieliśmy, iż muszą być one bardzo charakterystyczne i iż w trakcie podróży będą musiały się uzupełniać. A do tego powinna być między nimi chemia. Lemur może chwytać różnego rodzaju rzeczy i skakać. Wiedziałam, iż musi być w ekipie ptak – odpowiednio duży, oryginalny z wyraźnie zarysowaną sylwetką. Taki ptak, którego zwłaszcza kot będzie podziwiać i szanować. Na szczęście znaleźliśmy wśród dużych ptaków dumnego, pięknego sekretarza z RPA. adekwatnie podczas tej podróży charakter kapibary zmienia się najmniej. Wszyscy się czegoś uczą, przechodzą jakieś próby charakteru, a kapibara pozostaje spokojną, wyluzowaną kapibarą (śmiech). Ale w tej szalonej, pełnej wyzwań sytuacji spokój też jest niesamowicie istotny i nie wyobrażam sobie tego teamu bez kapibary.

W trakcie tej niezwykłej podróży konwencja realistyczna zostaje też przełamana na poziomie kreacji świata przedstawionego. Chwilami krajobraz i otoczenie, które bezpośrednio wpływają na perypetie postaci, stają się bardziej surrealistyczne, symboliczno-mitologiczne wręcz. Jak pracowałeś nad tymi dwoma poziomami opowieści?

Myślę, iż więcej było tu intuicji i spontaniczności niż świadomych decyzji (śmiech). Traktuję świat przedstawiony przede wszystkim jako przedłużenie tego, co czują nasze postacie. To nie jest tylko ładna dekoracja, wszystko jest tutaj funkcjonalne. Wszystko jest po coś. Nie zaczynam nigdy od estetycznego osadzenia świata, a potem wymyślenia, jakie sceny mogłyby się w nim rozegrać. jeżeli na przykład mam do zrobienia scenę, w której muszę przekazać, iż kot jest niespokojny, projektuję świat w ten sposób, aby pomógł mi przekazać konkretne emocje bohatera. Może rzeczywiście jest tak, iż zaczynam blisko ziemi, żeby podróż nabrała z czasem rozmachu i mogła stać się bardziej metaforyczna czy choćby surrealistyczna. Od naturalizmu idę w stronę magicznego realizmu, rzeczywistości napędzanej uczuciami i intuicją – bardziej niż żelazną logiką.


Ogromnych emocji dodaje również kontekst pozaekranowy. Jesienią 2024 zarówno Polska jak i na przykład Hiszpania (gdzie film również miał regularną dystrybucję) – podobnie jak bohaterowie "Flow" – musiały mierzyć się z ogromnymi szkodami i niebezpieczeństwami wywoływanymi przez powodzie. W twojej animacji ponadczasowość historii spotyka się z tym, co pilne i aktualne.

Trudno było nie myśleć w ogóle o tym, co poza ekranem. Szczególnie wtedy, gdy zostaliśmy zaproszeni z filmem na festiwal do Hiszpanii. Akurat nie w Walencji; jechaliśmy do Sevilli przez Malagę, która była w środku kryzysu powodziowego. To dziwne doświadczenie pokazywać właśnie ten film w momencie, gdy kraj i jego mieszkańcy dzielnie walczą z dewastującym żywiołem. Publiczność bardzo przeżyła ten seans. Niezależnie od wieku odnajdywali cząstkę siebie w tych przestraszonych kocich oczach czy wesołości psa. Byli wzruszeni, ale też pełni nadziei. Zresztą we "Flow" pojawiają sygnały, które świadczą o tym, iż wcale nie mamy do czynienia z pierwszą katastrofą, która nawiedza świat przedstawiony. Na początku filmu widzimy łódź na drzewie. Nie jest to zatem pierwszy raz, być może też nie ostatni. Jedno jest pewna: ratunkiem jest wspólne solidarne działanie. Myślenie nie tylko o "własnym futrze", ale o dalszym życiu całej bandy.

Dźwięk jest jednym z bohaterów filmu. Głosy zwierząt brzmią bardzo autentycznie, przekazują też bardzo dużo emocji. Jak nad tym pracowaliście?

To prawdziwe głosy zwierząt. Od początku wiedzieliśmy, iż nie chcemy użyć ludzkich głosów, które naśladują zwierzęta. Tym bardziej, iż odgłosy kotów są tak bardzo charakterystyczne i powszechnie rozpoznawalne. W większości słyszymy w filmie "głos" jednego kota, ale jest kilka momentów, gdzie byliśmy zmuszeni do użycia większej liczby kocich aktorów. Co ciekawe, najdłużej pracowaliśmy nad kapibarą. Kapibary wcale nie są takie gadatliwe, wręcz przeciwnie – są bardzo ciche! Pamiętam jak pracownik zoo głaskał kapibarę żeby zachęcić ją "do rozmowy", ale kiedy wreszcie przemówiła, brzmiała jak mały piesek. Jej głos był bardzo wysoki i niespokojny, kompletnie nie pasował do zaprojektowanej przez nas postaci.

Kogo zatem słyszymy w filmie?

Przeprowadziliśmy otwarty casting z rożnymi zwierzętami. Okazało się, iż najlepszym zwierzęciem do użyczenia głosu filmowej kapibarze będzie… wielbłąd. Mały wielbłąd. I uważam, iż bardzo dobrze, iż zdecydowaliśmy się wyjść poza realizm i użyliśmy innego głosu, który nie wybija z rytmu, nie odciąga zbytnio uwagi.

W ogóle praca przy "Flow" uświadomiła mi, jak potężnym narzędziem artystycznym może być dźwięk. Tak bardzo skupiamy się na tym, co widzimy, a przecież to często niezwykle żmudna praca przy architekturze dźwięku sprawia, iż możesz skupić się na obrazie. Nasz nieoceniony sound designer Gurwal Coïc-Gallas w zasadzie sam był jednym z głównych aktorów. To jego wrażliwość i umiejętności budują występ danego zwierzaka w filmie. I nie chodzi wyłącznie o kwestie parametrów technicznych, takich jak chociażby faktura dźwięków. Gurwal musiał nieustannie myśleć nad motywacjami i emocjami naszych postaci. zwykle nad dźwiękiem pracuje się pod koniec produkcji filmu. Specjaliści muszą więc działać szybko. Nasz projektant dźwięku zaczął jednak pracę już na etapie preprodukcji "Flow". Dzięki temu był czas na eksperymenty, poszukiwania artystyczne. Gurwal musiał wyobrazić sobie pewne sceny, a dopiero później dostosował dźwięk do obrazu, bo nie dysponował od razu ostateczną wersją animacji.


Czy dotarła do ciebie jakaś informacja zwrotna o tym, czy dorośli inaczej odbierają "Flow" od dzieci?

Kiedy tworzyliśmy ten film, w ogóle nie myślałem o jego grupie docelowej. Chciałem zrobić film, który sam miałbym ochotę zobaczyć. Moi producenci nie byli za bardzo zadowoleni, bo, żeby zdobyć dofinansowanie, musieli jakoś opisywać nasz projekt, porównywać go z czymś. Swoją drogą uważam, iż trzeba szanować inteligencję młodego widza, który jest w stanie dużo rzeczy rozgryźć samemu. Zauważyłem podczas spotkań, iż dzieci chcą najczęściej rozmawiać o tym, co mogło się stać z daną postacią, co będzie się z nią działo w przyszłości. Tej pozaekranowej, już w ich wyobraźni. Lubię słuchać ich teorii, domysłów, różnych zabawnych propozycji interpretacyjnych.

Czy jakaś baśń a może inna książka, na przykład "Folwark zwierzęcy" George'a Orwella była dla ciebie źródłem inspiracji?

Szczerze mówiąc, totalnie unikam takich skojarzeń literackich czy choćby filmowych, które są bezpośrednio powiązane z tematem mojej pracy. Boję się, iż cudza wizja mogłaby mną zawładnąć. Próbuję całkowicie iść swoją drogą. jeżeli szukając inspiracji sięgałem do jakiś tekstów kultury, to nie miały one nic wspólnego z kotami, zwierzętami czy filmem animowanym. Były to przede wszystkim filmy aktorskie, często klasyki filmowe. Lubię przypatrywać się niezwykłej pracy kamery, choreografii ruchów. Jak przenieść na świat animacji immersyjne techniki ze świata kina aktorskiego i fabularnego?


Zdradzisz nam jakieś tytuły?

Są to dzieła Alfonso Cuaróna, Paula Thomasa Andersona i Sergia Leone. Cały czas od nich się czegoś uczę. Myślę, iż za dwadzieścia lat, kiedy ktoś mnie spyta o inspiracje filmowe, wymienię dokładnie te same nazwiska (śmiech).

Myślę, iż każdy teraz ma przed oczami "Grawitację" Cuaróna. Nie ma żadnych japońskich inspiracji w tym zestawieniu?

Są, ale ze świata gier. To wybitny projektant gier Hideo Kojima. Absolutny mistrz. Nawiązaliśmy porozumienie już przy moim poprzednim filmie, "Odległa kraina". Napisał mi kilka bardzo miłych komentarzy na temat japońskiej wersji. Utrzymaliśmy kontakt, a kiedy z okazji pokazów "Flow" mogłem odbyć wreszcie podróż do Japonii, spotkaliśmy się na żywo. Jest bardzo sławny w swojej ojczyźnie i na świecie, cieszę się, iż znalazł dla mnie czas. Pokazał mi swoje studio, które wygląda jak szalony statek kosmiczny z dziwnymi światłami. Pokazał mi, nad czym pracuje. To była niesamowite doświadczenie!

Jeśli "Flow" jest – jak sam mówiłeś w wywiadach – "filmem o kocie, który próbuje przezwyciężyć swój strach", to czy realizacja tego filmu również pomogła ci przezwyciężyć jakieś lęki?

W pewnym sensie tak. Odbija się to już w refleksji o wartości wspólnej pracy. Ale chcę powiedzieć o czymś innym. Oczywiście zależało mi na pokazaniu, iż kot przezwycięża pewne lęki. Ale część obaw i lęków przez cały czas w nim pozostaje. Nie bardzo wierzę, żebyśmy mogli zmienić się jako ludzie w całości, niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Możemy pracować nad tym, aby stać się lepsi, możemy się doskonalić, ale mamy też swoje ograniczenia. I taki właśnie jest czarny kotek, który pozwala, aby inni go wsparli. Nie musi być ze wszystkim sam. Myślę, iż do mnie też wreszcie dotarło, iż mogę zaufać większej liczbie ludzi. Mój łotewski producent nigdy nie zajmował się dotychczas animacją, a francuski partner nigdy do tej pory nie robił animacji 3D. Razem podołaliśmy przez ostatnie 5 lat niejednemu kryzysowi, a ja zrozumiałem, iż naprawdę pewnych rzeczy można się po prostu nauczyć, można też stale poszukiwać nowych i ciekawych rozwiązań.


Związanych chociażby z tym, jak panować nad żywiołem wody?

Z reguły każdy ci mówi, żeby unikać w filmie wody… (śmiech). Woda jest naprawdę bardzo trudna do kontrolowania i to niezależnie od rodzaju filmu. Poza tym nie ma jednego sposobu "robienia" wody. Mamy w filmie rzekę, ocean, kałużę… Każde z nich to zupełnie inny system, kształt, tekstura i wymaga zupełnie innych narzędzi. Nasza ekipa naprawdę była bardzo skromna i mieliśmy tylko dwie osoby zajmujące się tzw. efektami wodnymi. Doprowadziło to między innymi do tego, iż kilka ostatnich ujęć skończyliśmy dopiero na kilka dni przed oficjalną premierą. Tak intensywna była to praca. Jedno wiem na pewno: w moim następnym filmie nie będzie wody.

"Flow" zdobyło już Złotego Globa, Europejską Nagrodę Filmową, może cieszyć się nominacją do prestiżowej nagrody BAFTA. Ale chyba najciekawsza jest jednak droga po Oscara.

To wszystko jest niezwykle ekscytujące. Nie spodziewaliśmy się takiego rozwoju spraw, kiedy pracowaliśmy w naszym małym studio na Łotwie. To niesamowite, iż animowane "Flow" pisze nowy rozdział w historii naszej małej narodowej kinematografii! Szczerze mówiąc, ze względu na brak klasycznie rozumianych dialogów nie byliśmy pewni, czy w ogóle będziemy mogli zakwalifikować się do kategorii "Najlepszy Film Międzynarodowy". Język nie jest w naszym przypadku ludzki – ale to nie znaczy, iż nie ma go w filmie.
Idź do oryginalnego materiału