Cóś jakby na kształt recenzji

tabazella.blogspot.com 10 miesięcy temu

Ponieważ mła jest zdołowana po bardzo złych kocich wieściach od Dorki i Kocurrka, mła na chama w poniedziałek szukała zajęcia bo czarne myśli mła nie służyły, zwłaszcza przed zabiegami Szpagetki i Cio Mary, które odbyły się w tym tygodniu. Mła wyszukała iż w kinie jest cóś jak "tani poniedziałek" i mła polazła na tych "Chłopów", bo zwiastun mła zaintrygował, no i mła podobał się "Twój Vincent" tych samych twórców co teraz się za "Chłopów" wzięli. interesująca mła była bo skrajnie różne opinie o tym filmie wyczytywała, wysłuchiwała i wyoglądała.

Dobra, zacznijmy od tego iż mła nie podchodzi na kolanach do prozy Reymonta jako do szczytu realizmu, to iż Reymont po raz pierwszy w literaturze polskiej przedstawił wieś jako odrębną formację kulturową nie oznacza iż mła pierwsią własną będzie bronić poglądu iż on taki realista, jakim go widzi duża część ludzi zajmujących się zawodowo przekazywaniem wiedzy o polskiej literaturze. Reymont był dzieckiem swoich czasów, stworzył takie symboliczne "wszechchłopskie" Lipce, których korzonki sięgały Lipiec adekwatnych, do Lipców były te powieściowe Lipce niby podobne ale nie były prawdziwymi Lipcami. Mła to bardzo, bardzo podkreśla, bo uczniom od pokoleń wciskano do głów iż to powieść "naturalistyczna", za to cóś słabiej co rozumiano pod pojęciem realizmu i naturalizmu w czasach Reymonta. Dla mła w warstwie językowej jest to przede wszystkim powieść młodopolska, zaś w warstwie fabularnej... hym, to zdanie mła, nie krytyków literackich - powieść pisał były aktor i to widać. Ustawił ją jak dramat i to klasyczny, wszystkie główne postacie to pewne archetypy. o ile cóś tu realistyczne jak to dziś rozumiemy, to wszystko raczej dotyczy światka postaci drugoplanowych. Tam najwięcej realizmu i mła zaraz doda iż to nie realizm dominuje w tej powieści. O wiele bliżej realnych Lipiec był serial Jana Rybkowskiego, znakomity, który dla wielu z nas jest tymi, jakby to ładnie ująć, "Chłopami" adekwatnymi. Młodopolskie opisy przyrody zastąpiono obrazem, postacie pierwszoplanowe zeszły z koturnów, zdjęły maski i przestały poddawać się przeznaczeniu, chór z wiejska komentujący dramat się rozsypał, wieś została ludzka i swojska. Serial fabularnie był z powieścią sklejony ale hym... sorry, to była całkiem inna opowieść. Mła rozumie iż po wersji Rybkowskiego ciężko jest wrócić do "Chłopów" Reymonta, a z takim powrotem właśnie mamy do czynienia w przypadku nowej wersji. Przesunięcie akcentu, nie mamy tu dominującej warstwy realistycznej "Chłopów", twórcy tego filmu świadomie olali realizm, zarówno w warstwie wizualnej jak i muzycznej. Wolno było kreować symboliczne Lipce Reymontowi, to i oni sobie wykreowali, fabularnie za wiele od Reymonta nie odchodząc. Te Lipce mogą się podobać albo nie podobać, mła ma stosunek, no... tego, przerywany.

Warstwa wizualna jest w wypadku nowej filmowej wersji "Chłopów" tematem dla mła śliskim. "Twój Vincent" został wykreowany tak jak malował van Gogh, namalowana wersja świata jednego twórcy. Było to bardzo spójne i... piękne. W przypadku "Chłopów" jest miejscami piękne, z rzadka. Przynajmniej dla mła. Mła rozumie z czego to wynika, mła nie przeniosła się do świata jednego malarza, mła zaserwowano obrazki zerżnięte z obrazów. No niestety mła nie jest w stanie łyknąć wariacji na temat polskiego malarstwa XIX wiecznego, tym bardziej iż mła ma wyryte w mózgu do jakiego stopnia ono było niejednorodne stylistycznie. Kiedy mła widzi nawiązanie do "Babiego lata" Józefa Chełmońskiego z roku 1875, "Kuropatw na śniegu" z roku 1891 autorstwa tego samego malarza to już ma lekki problem bo mła wie iż się Chełmoński wziął i rozwinął ale tu jakby cóś mało Chełmońskiego w obydwu Chełmońskich. "Czesząca się" Władysława Ślewińskiego z roku 1897, powstała pod wpływem malarstwa przyjaciela Władysława, Paula Gaguina, to malarsko zupełnie inna bajka, odległa od Chełmońskiego. No słabo przystająca. Mła widzi zbiór motywów zaczerpniętych z malarstwa XIX wiecznego malowanych płasko, za to bardzo "barwnie", poczworek się u mła z tego w mózgu robi, bo mła się przenosi do świata wykreowanego przez hym... epigonów malujących w jednej manierze, inspirujących się motywami z obrazów twórców, których prace są w rzeczywistości bardzo od siebie odrębne. Szczerze pisząc to mła w połowie filmu ta zastosowana maniera zaczęła wkurzać, bo w żadne światy ją nie przenosiła, za to spłaszczała paskudnie motywy z pierwowzorów. Najbardziej przemawiały do mła te kadry, w których mła nie mogła się dopatrzyć żadnych inspiracji XIX wiecznym malowaniem. Inni mogą odbierać tę warstwę wizualną inaczej, wicie rozumicie, mła ma tzw. wykształcenie kierunkowe i czasem drażliwość u niej w związku z tym występuje.

Cepeliada? No nie, Cepelia to jednak konkret. Zespół Mazowsze może śpiewać i tańczyć góralskie kawałki, ale w kierpcach cóś cinżko mazura tańczyć. Scenograficznie, kostiumowo to jest nawiązanie do wiejskości, nie ma to nic wspólnego z tą ludowością konkretną. Tu wszystko jest umowne, pasiaki, korale, wycinanki, żaden etnograf tego do czegoś konkretnego nie przypisze. Może od biedy sukmany. Podobnie jest z muzyką, tzw. śpiew biały nie jest charakterystyczny tylko dla ludowej muzyki polskiej, w przypadku ścieżki dźwiękowej filmu zdawa się poszli w tym kierunku iż jak biało śpiewajo to nie za bardzo ważne co. No eklektycznie jest, miejscami dość mocno. Rozumiem iż to może drażnić, ale te Lipce filmowe to nie wiadomo gdzie leżą. Sądząc po obrazach, z których ściągnięto motywy to gdzieś tak między Ukrainą, Mazowszem i Paryżem. Zdaniem mła ta ścieżka jest cóś mało rodzima, właśnie dlatego iż akcja tej wersji "Chłopów" dzieje się nigdzie. Źle, ona się dzieje we wschodnioeuropejskiej wsi, każdej. Czy mła muzyka przeszkadza? Mogło być gorzej ale z zachwytu mła nie padła. Miejscami ścieżka jest dobra, są fajne kawałki, miejscami ścieżka taka se, generalnie to jest pop inspirowany folkiem, nierówny. Czy będzie zrozumiała dla "12 letniego Murzyna analfabety" ( przeciętnego odbiorcy produktów kinematografii w Stanach, zdaniem mało poprawnie politycznego w tym wypadku Daniela Passenta )? Śmiem wątpić, może dlatego iż afrocentryzm i streamingi to pojęcia z którymi Passent miał małą styczność. Mła podejrzewa iż ta ścieżka dźwiękowa może robić za wzór europejskiego wyrafinowania i egzotyczność, tak, tak. Wicie rozumicie, w tej Europie majo cóś jak muzykę bluegrass. Czy z tego będzie komercyjny sukces? Przypuszczam iż wątpię. No dobra, podsumowując scenografię, kostiumy i muzę mła bezczelnie stwierdza iż odrealnienie, odkonkretyzowanie posunięte jest dalece iż Lipce mogą być wszędzie, zostaje fabuła czyli opowieść stara jak świat o młódce co nie chciała iść za bogatego starca. Gdyby namalowali śródziemnomorskie krajobrazy i dali podkład z Gipsy King, tarantelli i Gorana Bregovića to przy niewielu zmianach scenariuszowych byłaby to rzecz dziejąca się w jakiejś wiosce na południu Europy.

Aktorsko jest bardzo różnie. Szczerze pisząc to mła się coś nie wczuła w tragedię trójkąta. Jakby to ująć, jak dla mła to za mało drapieżnie, na małą społeczność było cóś za gładko. No i troszki łopatologicznie rozegrane, wicie rozumicie, malowany ptak i stado wróbli ale ten ptok odmieniony to akurat kanarek na wróbla malowany w stadzie wróbli a nie odwrotnie. To przez Jagusię bo ta Jagusia słaby ogienek pod kiecą miała, mła chciała wierzyć iż chłopstwo leciało do niej jak pszczoły do miodu ale cóś nie mogła. Prędzej by uwierzyła iż chłopstwo miało ochotę poznać się bliżej z Wójtową. Jakoś tak ta Jagusia nie pasiła mła na wsiową femme fatale. Wycinaneczki sobie dziewczę o dobrym serduszku cięło, na chłopa cielęcym wzrokiem spoglądało a temperamentne słabo było. Zapodanie aktorskie zrobiło z Jagusi wsiowego matoła a nie duszę nie mieszczącą się w wiejskich konwenansach. Szkoda, na szczęście niektórzy aktorzy ze swoich ról wycisnęli co się da, vide Dorota Stalińska w roli Jagustynki. Jeden dialog na temat pany zabiorą i ustawiła całą akcję z bitwą. W ogóle tu baby są najlepiej zagrane, Ewa Kasprzyk jako Dominikowa czy Sonia Bohosiewicz jako Wójtowa. Z męskich ról Mirosław Baka udźwignął Borynę. Reszta panów tak se zapamiętywalna.

Czy na ten film warto iść? Hym... jak kto liczy iż temperatura trailera się utrzyma to lepiej nie, o ile nie liczy a chce sobie na coolorowo spędzić jakiś czas to czemu nie. To nie jest film zły, ale bardzo dobry też nie jest. Dla mła to jest taki film letni, szczerze pisząc to nie wiem o co te spory, wydawa mła iż może o zamach na rodzimość, do której obrony z racji "najpolstszego" pierwowzoru literackiego się poczuwamy. Choć przeca twórcy nie postawili na warstwę realistyczną powieści Reymonta, więc te zarzuty o cepeliadę to tak ni w kij ni w oko. Ma ten film prawo się podobać i choćby z czasem być kultowym, jak wiele filmów dozwolonych do lat dwudziestu, he, he, he, ale mła jest stara rura. Obejrzała i zapomni. Dalej sobie będzie wzdychać do "Twojego Vincenta" bo kadry z tego filmu zostały w niej na długo, o "Chłopach" mła już nie pamięta. No dobra, dzisiejszy wpis ozdabiają obrazy Ferdynanda Ruszczyca, a to po temu iż mła się wydawa iż styl jego malowania był tym którego twórcy animacji postanowili użyć. Ruszczycem znaczy malowali. W Muzyczniku cóś w stylu onych filmowych "Chłopów" z 2023 roku. Ojla, ojla, dana, dana.

Idź do oryginalnego materiału