Ludvig Kahlen (Mads Mikkelsen) pragnie zostać szlachcicem. Marzenie niemalże nieosiągalne dla takiego jak on bękarta. W osiemnastym wieku do grona błękitno krwistych można było się dostać jedynie na dwa sposoby: albo dzięki pieniądzom, albo dokonawszy czegoś wyjątkowego. Ludvig jest właścicielem marnej renty kapitańskiej, dlatego pozostaje mu tylko drugi sposób. Z tego powodu bohater spróbuje użyźnić nieprzyjazne dla ludzi wrzosowiska, co może pozwolić mu wkupić się w łaski króla i tym samym zdobyć tytuł szlachecki.
Formalnie Bękartowi (Bastarden, 2023, reż. Nikolaj Arcel) najbliżej do Bez przebaczenia (Unforgiven, 1992, reż. Clint Eastwood). Klasyczna narracja z delikatnie przesuniętymi akcentami fabularnymi. Niby wszystko to już gdzieś widzieliśmy, ale ogląda się to bez częstego w takich przypadkach, wrażenia wtórności. Niczym klasyczny dramat jako żywo wyciągnięty z kart lektur szkolnych, z tym, iż smakuje (w odróżnieniu do niektórych lektur) wyśmienicie.
Na plus, po pierwsze, zaliczyć należy tempo filmu. Cała akcja toczy się w rytmie gry w tenisa: uderzenie - odbicie, uderzenie - odbicie, czyli: akcja - reakcja, akcja - reakcja itd. Równe odstępy, bez przerwy. Minuty nudy nie uświadczymy, wszystkie zwroty akcji wyliczone są z iście matematyczną precyzją. Nie zabrakło również pewnych, tak lubianych przeze mnie, zabaw z przyzwyczajeniami widzów. Ciekawie skonstruowany został w tym kontekście wątek romantyczny. Początkowo bardzo klasyczny, po pewnym czasie zamienia się w coś bardzo nieoczywistego (ale ostatecznie, tak bardzo do fabuły pasującego) tworząc antyromans ze swoistym happy endem.
Po drugie, bohaterowie. Trudno kogoś wyróżnić, bo wszystkie postacie napisane są wyśmienicie. Początkowo moje serce całkowicie skradzione zostało przez nieletnią ciemnoskórą złodziejkę Anmai Mus w przeuroczej interpretacji Meliny Hagberg. Jej wygląd zewnętrzny, z wielkimi niewinnymi oczętami, w połączeniu z zadziornym (sympatyczne przekleństwa), ale na swój sposób uroczym, charakterem, urzekają. Z rozbrajającą szczerością zjednuje przychylność widza, przez co nie mamy żadnych wątpliwości, iż potrafiła dotrzeć i niejako zmiękczyć twarde serce głównego bohatera.
Na szczególną uwagę zasługuje postać Frederika De Schinkela, czyli głównego antagonisty w filmie. Mamy tutaj do czynienia z całkowitym psychopatą wiarygodnie sportretowanym przez Simona Bennebjerga. Posługując się przypisaną do jego stanu społecznego bezkarnością, próbuje za wszelką cenę zdobyć uznanie ludzi podobnego mu stanu. Wyjątkowo niebezpieczny i słaby, a ostatecznie i szalony człowiek, w rękach którego władza przemienia się w skrajne bestialstwo. Trudno to przyznać, patrząc na jego zachowanie, ale do pewnego stopnia jest go widzowi szkoda. Nie tego, co się z nim ostatecznie stanie - bo na to sobie w pełni zasłużył - tylko tego, jakim żałośnie małym człowiekiem (pomimo pozycji) się stał.
Byłaby to może i najlepsza kreacja w Bękarcie, gdyby do głównej roli nie zaangażowano Madsa Mikkelsena. To prawda, iż w tym filmie wszyscy aktorzy spisali się wyśmienicie, ale ostatecznie całkowicie przysłonięci zostali przez kreację aktorską głównego bohatera. Nikolaj Arcel, reżyser filmu, dobrze wiedział komu powierza główną rolę, ponieważ ponad dekadę temu współpracował już z tym samym aktorem na planie innego dramatu kostiumowego Kochanek królowej (En kongelig affære, 2012). Determinacja Ludviga w interpretacji Mikkelsena jest tak przekonująca, iż podążamy za nim i aprobujemy wszystkie jego wybory, choćby te, z którymi podświadomie się nie zgadzamy.
Bękart to film o determinacji i zawziętości, która nie zważa na żadne przeciwności. Mając w głowie tylko jeden cel Ludvig wyzbywa się wszelkich odruchów ludzkich, bo tego wymaga potrzeba. Tylko metodą po trupach do celu, osiągnie swoje zamierzenia - przynajmniej tak mu się początkowo wydaje. Z czasem, na drodze Ludviga pojawią się ludzie, którzy spowodują zmianę w jego sposobie myślenia. Na wrzosowiskach bohater otrzyma dar o wiele większy niż tytuł szlachecki. Obudzi się z letargu, w którym tkwił przez większość swojego życia i odszuka prawdziwą wartość.