Mój były mąż obiecał synowi mieszkanie, ale pod warunkiem, iż znów go poślubię
Mam sześćdziesiąt lat i mieszkam w Krakowie. Nigdy bym nie pomyślała, iż po wszystkim, co przeszłam, po dwudziestu latach ciszy i spokoju, przeszłość wróci tak bezczelnie. A najboleśniejsze jest to, iż inicjatorem tego powrotu jest mój własny syn.
Kiedy miałam dwadzieścia pięć lat, byłam szaleńczo zakochana. Marek wysoki, czarujący, pełen życia wydawał mi się spełnieniem marzeń. gwałtownie się pobraliśmy, a rok później urodził się nasz syn, Kacper. Pierwsze lata były jak bajka. Mieszkaliśmy w małym mieszkaniu, marzyliśmy razem, snuliśmy plany. Ja pracowałam jako nauczycielka, on jako inżynier. Wydawało się, iż nic nie może zniszczyć naszego szczęścia.
Ale z czasem Marek się zmieniał. Coraz częściej wracał późno, kłamał i się oddalał. Nie chciałam wierzyć plotkom, ignorowałam jego nieobecności, obcy zapach perfum. W końcu stało się oczywiste: zdradzał mnie. I to nie raz. Przyjaciele, sąsiedzi, choćby rodzice wszyscy wiedzieli. A ja? Próbowałam ratować rodzinę. Dla naszego syna. Wytrzymałam za długo, licząc, iż opamięta się. Ale pewnej nocy, gdy obudziłam się, a jego nie było, zrozumiałam: dość.
Spakowałam nasze rzeczy, wzięłam pięcioletniego Kacpra za rękę i wyprowadziłam się do mamy. Marek choćby nie próbował nas zatrzymać. Miesiąc później wyjechał za granicę podobno do pracy. niedługo znalazł inną kobietę i najwyraźniej wymazał nas z życia. Żadnych listów, telefonów. Całkowita obojętność. A ja zostałam sama. Mama odeszła, potem tata. Kacper i razem przeszliśmy przez wszystko szkołę, hobby, choroby, radości, maturę. Pracowałam na trzy zmiany, żeby mu niczego nie brakowało. Nie miałam związku nie było na to czasu. On był dla mnie wszystkim.
Gdy Kacper dostał się na uniwersytet w Warszawie, wspierałam go, jak mogłam paczkami, pieniędzmi, dobrym słowem. Ale mieszkania nie byłam w stanie mu kupić nie starczyło. Nigdy nie narzekał. Mówił, iż da radę sam. Byłam z niego dumna.
M














