Ballady o morderstwach i braterstwie. The Dead South w Warszawie

strefamusicart.pl 8 godzin temu
Zdjęcie: unnamed(89)


Nie są z Nashville, choć wyglądają, jakby stamtąd właśnie przyjechali – w białych koszulach, szelkach i kapeluszach. Ale The Dead South to nie amerykańskie country, tylko kanadyjska preria – surowa, niezależna i dumna z własnej ścieżki. Grają na banjo, mandolinie, wiolonczeli i gitarze, łącząc folk, bluegrass, country i alternatywną Americanę w stylu, którego nie da się jednoznacznie zaszufladkować. Nie interesuje ich nieustanne wymyślanie się na nowo – od początku konsekwentnie trzymają się swojej wizji. Dzięki temu dotarli na szczyt na własnych zasadach. 30 lipca wystąpią w warszawskiej Progresji, przywożąc ze sobą nie tylko ballady o morderstwach, zdradach i duchach, ale też społeczność wiernych fanów, którzy z całego świata zjeżdżają się na ich koncerty – często przebrani w sceniczny uniform zespołu.

Zaczynali w 2012 roku w Reginie, stolicy Saskatchewan, gdzie czterech muzyków – Nathaniel Hilts, Scott Pringle, Colton Crawford i Danny Kenyon – postanowiło stworzyć formację inspirowaną bluegrassem, ale pozbawioną konwenansów. Ich muzyka jest szybka, chropawe i często mocno niepokorna – zamiast opowieści o życiowych trudnościach, śpiewają o trupach, duchach i zdradach; zamiast wzniosłych ballad serwują folkowy punk. Na lokalnych scenach barowych wypracowali swój charakter, ale prawdziwy przełom przyszedł wraz z singlem „In Hell, I’ll Be in Good Company”. Teledysk – czarno-biały marsz w rytmie banjo – podbił internet, gromadząc dziś ponad 400 milionów wyświetleń.
Jednak The Dead South to nie tylko internetowy fenomen. Przez ponad dekadę stworzyli własne miejsce między bluegrassem, punkiem, country i alternatywnym rockiem. Ich koncerty to rytuały – publiczność często naśladuje estetykę zespołu, ubrana w charakterystyczne stroje: białe koszule, szelki i kapelusze – i staje się aktywną częścią spektaklu. Wokół nich wyrosła globalna wspólnota fanów, określająca się jako „Good Company” – ludzie różnych kultur, przekonań i języków, którzy zjeżdżają się, by wspólnie śpiewać o grzechu, śmierci i odkupieniu, i którzy w tych pieśniach odnajdują siłę wspólnoty

Ich najnowszy album Chains & Stakes ukazał się 9 lutego 2024 roku – wyprodukowany w Mexico City przez Jimmy’ego Nutta i sam zespół, ten materiał pokazuje bardziej refleksyjne, dojrzałe oblicze The Dead South, ale wciąż zakorzenione w surowym folkowym brzmieniu. Natomiast 16 kwietnia 2025 wydali cover „Joey” legendarnej Concrete Blonde – reinterpretację rockowego klasyka uznanego za bardzo udaną, zaprezentowaną w charakterystycznym klimacie appalachijskiego żalu.

30 lipca w warszawskiej Progresji (Fort Wola 22) Kanadyjczycy pokażą, o co chodzi w ich muzyce i społeczności. Support – duet Striking Matches z Nashville, znany z mocnego gitarowego brzmienia i szczerości sceniczej – idealnie otworzy wieczór, by potem scena należała do emocjonalnej intensywności The Dead South. To będzie wieczór nie tylko muzyki, ale spotkanie północnego chłodu i południowego ognia, plemiennego rytuału i nowoczesnej wspólnoty.

Idź do oryginalnego materiału