W ostatnią niedzielę w gdańskim Starym Maneżu odbył się wyjątkowy koncert zespołu Poluzjanci. Po dłuższej przerwie grupa powróciła na scenę z nowym albumem oraz trasą koncertową, na którą fani czekali z ogromnym entuzjazmem. Występ przyciągnął tłumy słuchaczy, którzy przyszli, by na żywo usłyszeć utwory z najnowszej płyty „4P”, a także najbardziej znane i lubiane kompozycje z wcześniejszych lat.
Dla tych, którzy nie wiedzą. Poluzjanci to polski zespół grający muzykę z pogranicza soulu, funku, jazzu i popu, znany z rewelacyjnych aranżacji i świetnego warsztatu muzycznego. Grupę tworzą zawodowi muzycy, absolwenci Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Frontmanem zespołu jest Kuba Badach – jeden z najbardziej cenionych wokalistów w Polsce. Ich twórczość łączy energię i groove z refleksyjnymi, inteligentnymi tekstami. Choć nie są zespołem mainstreamowym, mają niezwykle wierną publiczność i uchodzą za kultowy projekt wśród fanów ambitnej polskiej muzyki.
Koncert rozpoczął się punktualnie i trwał blisko dwie godziny, podczas których czas dosłownie stanął w miejscu. Gdy zespół pojawił się na scenie, publiczność przywitała go gromkimi brawami. Tuż po nich Kuba Badach opowiedział kilka słów o najnowszym albumie „4P”, który został poświęcony pamięci ich zmarłego gitarzysty Przemka Maciołka. Jak wspomniał, utwory powstały już ponad dziesięć lat temu, ale dopiero teraz nadszedł adekwatny moment, by płyta ujrzała światło dzienne. Na jej okładce znalazło się zdjęcie Przemka. Jest to piękny i symboliczny gest, który poruszył publiczność.
Po tej zapowiedzi rozpoczęła się muzyczna podróż. Koncert otworzyły utwory „Kosmos” i „Znikło Miasto”, a następnie zabrzmiał pierwszy numer z nowego krążka „W głębi”, pełen emocji i subtelnego napięcia. Później przyszedł czas na moją ulubioną piosenkę z tej płyty „Kowbojski”, utrzymaną w nieco lżejszym, ciepłym klimacie, z charakterystycznym groove’em i tekstem, który długo zostaje w głowie. Z nowego materiału mogliśmy jeszcze usłyszeć takie kompozycje jak „Krótki lot”, „Hell of a Summer” i „Po angielsku”. Nie zabrakło również klasyków, bez których żaden koncert Poluzjantów nie mógłby się odbyć – „Trzy metry ponad ziemią”, „Tralala 300”, „Nie ma nas” czy „Doskonale”. Publiczność śpiewała głośno razem z zespołem, a energia płynąca ze sceny była naprawdę wyjątkowa.
Atmosfera koncertu była niezwykle różnorodna od spokojnych, refleksyjnych momentów, po żywiołowe, funkowe fragmenty z mocnymi instrumentalnymi akcentami. Dla mnie osobiście było to doświadczenie zupełnie nowe. Na co dzień słucham zupełnie innej muzyki, a jednak ten koncert okazał się wyjątkowym przeżyciem. Otworzył mnie na inne brzmienia i pokazał, iż warto czasem wyjść poza swoje muzyczne przyzwyczajenia.
Ogromne wrażenie zrobiła na mnie również sama publiczność. Pełna zaangażowania i emocji. Dawno nie byłam na koncercie, na którym ludzie tak bardzo oddali się muzyce, zamiast nagrywać i robić zdjęcia. Oczywiście ktoś tu i ówdzie sięgnął po telefon, ale większość po prostu klaskała, śpiewała i tańczyła. Dzięki temu atmosfera była prawdziwie koncertowa i szczera – i właśnie to sprawiło, iż bawiłam się świetnie, mimo iż zespół znałam zaledwie od tygodnia.
Na ogromny plus zasługuje też kontakt zespołu z publicznością. Między utworami muzycy dzielili się anegdotami, żartami i wspomnieniami. Najbardziej rozbawiła mnie historia o rozmowie z Chatem GPT, który „pomylił” Kubę Badacha z Andrzejem Piasecznym i uznał go za wokalistę Poluzjantów – publiczność wybuchła śmiechem.
Samo wydarzenie było zorganizowane na najwyższym poziomie. Perfekcyjne nagłośnienie, doskonałe oświetlenie i wspaniała oprawa wizualna. Całość dopięta była na ostatni guzik, co tylko podkreśliło profesjonalizm zespołu i organizatorów. Repertuar również został świetnie dobrany. Idealny na jesienny, październikowy wieczór. Klimatyczna muzyka, wartościowe teksty i wyjątkowa atmosfera sprawiły, iż kilka utworów z tego koncertu od razu trafiło na moją playlistę.
Po koncercie można było zakupić album i zdobyć autografy od muzyków. Była to świetna okazja dla fanów i kolekcjonerów płyt CD czy winyli. Niestety ja nie zdążyłam skorzystać, ponieważ musiałam wyjść od razu po koncercie, ale słyszałam, iż wielu uczestników wyszło z pamiątkami i szerokim uśmiechem z klubu.
A wy jeżeli nie macie jeszcze planów na weekend, a chcecie posłuchać dobrej, polskiej muzyki z duszą, gorąco polecam! Ostatnie trzy koncerty tej trasy odbędą się już w ten weekend – w piątek w Krakowie, w sobotę w Katowicach, a finał w niedzielę we Wrocławiu.
Zespół na koniec złożył serdeczne podziękowania publiczności za wspieranie muzyki na żywo – ja również chciałbym do nich dołączyć. Niech ta energia i euforia z muzyki niosą się dalej! Wspierajmy muzykę na żywo, bo to właśnie w niej tkwi prawdziwa magia.
Relacja : Laura