Architektura – śmiertelnie poważna sprawa

kulturaupodstaw.pl 6 godzin temu
Zdjęcie: fot. Jadwiga Subczyńska


W „Szarej godzinie” pisarz i reporter uderza w grubego zwierza. W branżę architektoniczną. Bo architektura:

„to nasz ludzki sposób bycia w przestrzeni. Nasz styl bycia na planecie. I to czyni ją śmiertelnie poważnym tematem.”.

„Architektura pilnie potrzebuje nowej wizji. – pisze Filip Springer w swojej najnowszej książce, „Szara Godzina” – Ta, do której przywykliśmy, nie przystaje do naszych czasów i wyzwań, jakie stoją przed ludzkością”.

Podobnie jest z „Figurą architekta autora”. Wydaje się, iż dzisiaj architekt to ten, który czasem zaniecha projektowania albo ten, który łączy stare z nowym, jak laureaci Nagrody Pritzkera z 2021 roku Anne Lacaton i Jean-Philippe Vassal.

„Nadzieje i marzenie o poprawie życia wielu ludzi ożywają dzięki ich pracy” – stwierdziło jury nagrody.

Architekci nagrodzeni zostali m.in. za renowację modernistycznych bloków mieszkalnych, których powierzchnię zwiększyli o dobudowane, przeszklone balkony i ogrody zimowe. jeżeli dobrze pamiętam, przebudowa była konsultowana z mieszkańcami, a oczkiem w głowie architektów jest dobre doświetlenie przestrzeni naturalnym światłem i troska o cyrkulację powietrza.

Poza tym przebudowa była tańsza niż zaproponowana przez inne biuro architektoniczne budowa od zera. Tańsza i skromniejsza emisyjnie.

Mieszkańcami bloków nie była francuska socjeta. Myślę o tym, czytając kolejne teksty o najlepszych do życia osiedlach w Poznaniu. Na mieszkanie na żadnym z nich mnie nie stać. Są zielone, zaprojektowane tak, iż ma się albo sporo przestrzeni wokół ślicznych bloków, segmentów, albo duże balkony, a jak dobrze pójdzie, to choćby zieleń na dachu, tarasie i przy wejściu do klatki.

Ostatnie takie zestawienie „najlepszych do życia” czytałam w „Tygodniku Powszechnym”.

Beata Chomątowska z rozbrajającą szczerością na końcu napisała coś o tym, iż są to miejsca zwykle droższe. Wiem, regularnie patrzę na ceny.

Tymczasem Springer wchodzi jak gradowa chmura i mówi, iż nie luksus, a przedefiniowanie pojęcia „komfort”, wystarczalność, potrzeba, zrozumienie zmian, DOGĘSZCZANIE, minimalizowanie emisji. I jeszcze ma czelność nie być architektem, tylko samozwańczym krytykiem architektury. I w dodatku niestety ma rację. Słowem, nie może być gorzej.

Którędy do pralni?

fot. Jadwiga Subczyńska

„Dogęszczanie (…) pozwoli nam realnie odnieść się do wyzwań klimatycznych, musi oznaczać mniejsze metraże, mniej słońca w mieszkaniach, brak parkingów i wyprowadzenie niektórych funkcji poza przestrzeń prywatną. Na przykład osobny pokój do pracy albo łazienki wystarczająco duże, by pomieścić pralkę, są w tej wizji luksusem. W Paryżu ludzie piorą w pralniach publicznych.

– Przestrzenie coworkingowe już mamy na niektórych osiedlach – mówi Olbryk, a skądinąd wiem, iż jego firma kończy pierwsze budynki ze wspólnymi pralniami. – Swoją drogą, o wiele łatwiej wprowadzać takie innowacje tam, gdzie mieszkania są wynajmowane, a nie własnościowe – dodaje”.

To fragment „Szarej godziny”, w którym Springer spotyka dewelopera Waldemara Olbryka, z którym rozmawia m.in. o możliwości włączenia się deweloperów w sojusz z ruchami miejskimi i świadomymi wyzwań klimatycznych architektami.

Czy to możliwe? Odpowiedź w książce, bo ja bym chciała pogadać o tych wspólnych pralkach. Wydaje mi się, iż znowu wracamy do rozmowy o wspólnocie, porozumieniu, dzieleniu przestrzeni i potrzebie komunikacji tak istotnych w dobie kryzysu klimatycznego.

Robię taki test: pytam co jakiś czas różnych ludzi (od partnera, przez znajomych, po studentów, których uczę), czy zgodziliby się na współdzieloną pralkę. Słyszę zazwyczaj, iż tak, ALE: ludzie na to nie pójdą, za bardzo przywiązali się do własnej pralki, dopiero odszedł PRL, w którym korzystano ze wspólnych pralek (czy co kto miał) i suszarni; słyszę, iż zepsuło nas pięćset plus (kuriozalne?) oraz, iż to trochę obrzydliwe.

fot. Jadwiga Subczyńska

Rozumiem, sama nie mogłam doczyścić pralki, gdy przeprowadziłam się z jednego wynajmowanego mieszkania do kolejnego, a poprzedni lokatorzy zaniedbali sprzęt koszmarnie. Na wspólne pralnie trudno będzie się też zgodzić (fun fact) producentom pralek.

Ale jednak: w mojej dzielnicy funkcjonuje publiczna pralnia (mam świadomość anegdotyczności tej statystyki), a powyższy cytat z „Szarej godziny” pokazuje, iż exodus pracy i czynności domowych do przestrzeni wspólnych dzieje się i jest możliwy.

W jednej z powieści szwedzkiego autora Roya Jacobsena bohaterka przeprowadza się z wyspy do miasta na lądzie, z chatki do bloków. Przysyła stamtąd listy i bardzo zapadło mi w pamięć, iż jest zafascynowana funkcjonowaniem we wspólnocie lokatorskiej, gdzie m.in. są wspólne pralnie. Więc to nie tylko my, w szarej peerelowskiej rzeczywistości korzystaliśmy ze wspólnego. Co więcej:

fot. Jadwiga Subczyńska

„Nie sądzę, by coraz ciaśniejsze mieszkania pomogły w walce z kryzysem klimatycznym, ratunku upatruję raczej w dzieleniu się zasobami. Robienie prania to idealny przykład. Od 1910 roku buduje się w Szwecji bloki mieszkaniowe ze wspólnymi, sąsiedzkimi pralniami. To żaden radykalny postulat, ten system działa sprawnie od lat. Zadziwiające, iż po tylu dekadach korzystania ze wspólnych pralni musimy na nowo potwierdzać skuteczność tego rozwiązania w obliczu deweloperskich standardów wprowadzających udogodnienia w rodzaju prywatnej pralki, żeby podbić cenę za metr kwadratowy” – mówi Helen Runting, badaczka szwedzkiego mieszkalnictwa w wywiadzie dla pisma „Autoportret”.

Czeka nas więc znów szukanie środka między dogęszczaniem, czyli również minimalizacją metraży, a zaspokojeniem podstawowych potrzeb, łącznie z tymi do wyrażania siebie w twórczości (miejsce na sztalugę w domu?), aktywności społecznej (spotkania z przyjaciółmi?).

Gdzieś w tej matni czyha ten zły deweloper, który minimalizację metrażu usprawiedliwi troską o klimat. Znowu: business as usual.

Lekcje architektury

„Zmiany klimatu już dziś bardzo poważnie dotykają Ukrainę – mówi Ołeh Drozdow. – Szacuje się, iż w ciągu dwudziestu–trzydziestu lat strefy klimatyczne w kraju przesuną się o sto kilometrów na północ. Architektura musi się do tego odnieść zarówno teoretycznie, jak i praktycznie. Ale spójrz na Czarnobyl i jego okolice. Dziś to jeden z najcenniejszych przyrodniczo terenów w naszym kraju. Stało się tak dlatego, iż na skutek katastrofy człowiek się stamtąd wycofał. To też jakaś lekcja”.

To fragment rozdziału o tym, jak Ukraina przygotowuje się do odbudowy kraju po wojnie. Stanie na wielu rozdrożach, zmierzy się z korupcją i znów z biznesem, który z odbudowy będzie chciał wycisnąć maksimum zysków.

W rozmowach z projektantami Springer nieustannie buja się od entuzjazmu do codziennych problemów. Sprowadza go na ziemię choćby Ołeh Drozdow. Odbudowa Ukrainy to ogromna szansa na przemyślenie architektury, stworzenie planu elastycznego dopasowywania się do zmiany strefy klimatycznej, szansa na ogromne, niemal narodowe konsultacje społeczne.

Ale biznes, ale architekci, ale korupcja. Bądźmy realistami. I mimo to nie desperujmy. Jak mówi pod koniec książki duet architektoniczny Centrala, w pięknym rozdziale o istocie „szarej godziny” w domu Zofii i Oskara Hansenów, jeszcze jest czas do wykorzystania.

Nawet jeżeli na końcu tego czasu będziemy jak bohaterowie filmu „Nie patrz w górę”, to mamy teraz szansę by robić dobre i interesujące rzeczy również w architekturze.

Nie dajmy sobie wmówić, iż Polska to nie Szwecja, nie będzie wspólnych pralek, iż Polska to nie Wiedeń, nie będzie więcej mieszkań zarządzanych przez miasto, iż Polska to nie Holandia, Francja, podstaw dowolne państwo. jeżeli nie uda się naprawić wszystkiego, może uda się wprowadzić część zmian.

Bo są ludzie, dla których jest to ważne. Kilkoro z nich jest bohaterami książki Springera.

Czwarta przyroda

W rozmowie Springera z Drozdowem docieramy też w końcu do nie-ludzkich mieszkańców miasta. Zła architektura przyczynia się do pogłębiania kryzysu klimatycznego. Dobra – może być próbą odpowiedzi na kryzys.

fot. Jadwiga Subczyńska

W „Szarej godzinie” Przyroda przedstawiona jest jako pożądany deweloper. To fenomenalny wątek. Zrównanie architektury ludzkiej i docenienie nie-ludzkiej to również trend, który będzie (mam nadzieję) postępował.

Springer w swojej podróży w poszukiwaniu nadziei dla architektury jedzie m.in. do Stoczni Gdańskiej. Miejsca, które w polskiej opowieści narodowej wydaje się wyjątkowo mocno osadzone. A jednak teren stoczni przejmują deweloperzy.

To tutaj pojawia się pytanie: a gdyby przynajmniej częściowo tereny postoczniowe oddać przyrodzie? I nie chodzi o zaprojektowanie parku.

„Pomysł oddawania pozaludzkiej przyrodzie kolejnych obszarów nie jest (…) oderwany od tego, jak o ochronie środowiska zaczyna się myśleć na świecie. W takim wariancie deweloperem działającym na terenie stoczni stałaby się przyroda: jest działka, jest inwestycja, jest wzrost wartości. Tym razem wyrażony jednak nie w złotówkach, tylko w bioróżnorodności. Ludzkie się rozpada i zanika, nie-ludzkie coraz bardziej się panoszy”.

Czy jesteśmy gotowi na przewalutowanie? Ze złotówek na bioróżnorodność? Czy jesteśmy gotowi na zaniechanie, nieingerowanie?

Jednym z moich ulubionych fragmencików z książki Springera jest ten podsumowujący projekt „Grow Green”, który przeprowadzono na wrocławskim osiedlu Ołbin.

„Celem projektu jest przystosowanie miasta do zmian klimatu między innymi poprzez stworzenie katalogu demonstracyjnych rozwiązań zapewniających schronienie przed upałem, lokalne obniżenie temperatury, poprawę jakości powietrza i umożliwiających wykorzystanie wód opadowych. Te przykładowe rozwiązania to właśnie parki kieszonkowe, zielone ściany i ulice” – tak o „Grow Green” pisze miasto.

Springer sprawdza, czy i na ile się udało. Po odpowiedź na to pytanie zapraszam już do książki, a na koniec zostawiam cytat z „Szarej godziny”, słowa dr Kornelii Kwiecińskiej z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu, badaczki zajmującej się projektem:

„Wiesz, co się stało na Ołbinie? Miasto zostało punktowo dogęszczone – wyjaśnia Kornelia Kwiecińska. – Tylko iż nie mieszkaniami, a terenami zieleni. W ten sposób też zaspokaja się potrzeby mieszkaniowe, chociaż nie ludzi. Może to również sposób myślenia o miejskiej gęstości”?

Idź do oryginalnego materiału