Spider-Man jest chyba jednym z najpopularniejszych i jednocześnie najbardziej lubianych bohaterów Marvela. To stwierdzenie tyczy się także mnie, dlatego chętnie sięgnęłam po komiks o jego przygodach. Chociaż głównym bohaterem nie jest tu Peter Parker, ale jego klon, to wcale nie wydało mi się to mniej ciekawe. Wiele różnych osób przywdziewało kostium pająka i to w ogóle nie jest dziwne, gdy pod maską nie ma Petera. Do żadnego innego bohatera nie pasuje mi to tak bardzo jak właśnie do Spider-Mana.
Ben Reilly, klon Spider-Mana, znów w akcji! Przeszedł przez piekło, ale teraz, dzięki pomocy korporacji Beyond, wraca do Nowego Jorku i ma ambicję stać się najlepszym Spider-Manem w historii. Benowi na pewno przyda się wsparcie techniczne i dobre szkolenie, ale o to zadbają pracownicy korporacji. Jego działania ściągają jednak uwagę Morbiusa i Kravena, którzy jak zawsze są żądni krwi. Czy z nimi da sobie radę sam? Peter Parker nieprzytomny trafia do szpitala. Lekarze nie potrafią mu pomóc, ciocia May decyduje się więc na bardzo zaskakującą współpracę, żeby go ratować.
– opis wydawcy
Klony, korporacje i Spider-Man w jednej sieci, iż tak pozwolę sobie na pajęczą analogię – co mogło pójść nie tak? Wiadomo, iż wielkie korporacje nie mogą być dobre i ten komiks fantastycznie to pokazuje. Beyond uczyniło ze Spider-Mana znak towarowy, swoją markę własną, a iż w mieście oprócz Bena działali też Peter Parker oraz Miles Morales, zrobiło się dosyć gęsto. O ile ten pierwszy gwałtownie wypadł z gry, to obrońca z Brooklynu był naszej korporacji solą w oku. Zresztą nie tylko on.
Powiedzmy, iż Ben miał mały problem z autorytetami i wykonywaniem rozkazów swoich firmowych zwierzchników. Trudno mu się dziwić – jest bowiem podobny do Parkera nie tylko z wyglądu. Spider-Man, również ten sklonowany, zawsze był wolną duszą i jego styl pracy nie pasował do korporacyjnych wytycznych. Beyond wciąż jednak robiło wszystko, co mogło, żeby trzymać go na krótkiej smyczy, przypominając nieustannie, ile w niego zainwestowali. Ben z kolei bardzo chciał wierzyć, iż dzięki nim zdziała dużo więcej niż sam i naprawdę będzie pomagał ludziom. Co gorsza, faktycznie wiele zawdzięczał korporacji, co czyniło go dość podatnym na manipulacje.

W całej tej sytuacji chyba najbardziej ironiczny wydaje się fakt, iż o ile Reilly uwierzył w całą tę korpo-gadkę, to jego przeciwnicy już bynajmniej. Serio, to było trochę dziwne, kibicować Kravenowi i Otto w ich usilnych dążeniach do wybicia Benowi z głowy tych wszystkich bredni. Jakkolwiek sprzęt i całe to wsparcie techniczne, jakie zapewniała korporacja, wyglądało świetnie i bywało więcej niż przydatne, w ostatecznym rozrachunku minusy naprawdę przewyższały wszelkie korzyści.
Wracając naszych antagonistów i ich powodów, by wyrwać Bena ze szponów firmy, o ile Otto Octavius miał cokolwiek skomplikowaną motywację, o tyle Kraven był po prostu szaleńcem, skupionym na swoich świętych łowach. Upatrzył sobie Spider-Mana na swoją idealną ofiarę, ale pokonanie go, podczas gdy pracuje dla jakiejś bzdurnej korporacji, to jakby zabić lwa uwięzionego w klatce w zoo. Najpierw musiał więc wyrwać pajączka spod jarzma Beyond, które według łowcy uczyniło go słabym. Kraven nie będzie przecież walczył ze Spider-manem, dopóki ten nie jest w pełni swoich sił. Chyba powinno mnie niepokoić, iż w tej kwestii się z nim zgadzam. Spider-man naprawdę wydaje się najsilniejszy bez wyszukanej technologii i gadżetów za miliony dolarów.
Korporacja Beyond ma dodatkowo świetnie poprowadzone wątki poboczne. Szkoda tylko, iż zajmują one znaczną część fabuły, spychając głównego bohatera na dalszy plan.Odniosłam wrażenie, iż jego historia to jakaś jedna trzecia tomu. Drugie tyle poświęcono Peterowi i pomimo świetnej realizacji nie tego się spodziewałam czytając opis. Sądziłam, iż choroba Parkera będzie wygodnym sposobem na pozbycie się go z historii, żeby narracja mogła skupić się na Benie.
Kontynuując temat pobocznych motywów, córki smoka, czyli Misty Knight i Collen Wing, wypadają w tym tomie absolutnie genialne. Chociaż dziewczyny nie są ze sobą faktycznie spokrewnione, stanowią fenomenalny duet. Pierwszy raz spotkałam się z tymi bohaterkami i z miejsca je pokochałam – zwłaszcza poczucie humoru Collen. To silne i zabawne postacie pełne tajemnic, które bardzo chciałabym poznać. Ich historia zdecydowanie wymaga rozwinięcia w kolejnych tomach.
Niesamowita okazała się również ciocia May. Przyznaję, iż nie znałam jej od tej strony, a widziałam już wiele różnych „twarzy” tej postaci. Ponieważ Peter większość czasu przeleżał w szpitalu zatruty nieznaną toksyną, May wzięła sprawy w swoje ręce, aby dostarczyć lekarzom potrzebnych informacji. Wyszło naprawdę dobrze. May pokazała klasę, determinację i wdzięk, a przy tym nie straciła nic ze swojej wrażliwości, kobiecości, a przede wszystkim moralności.

Oprawa graficzna jest absolutnie przepiękna. Warto o tym wspomnieć, bo to tom zbiorczy i na całość składa się wiele różnych zeszytów, a zatem wielu rysowników. Każdy styl zasługuje tu na uwagę i podziw. No, może z wyjątkiem tylko jednego, w którym kreskę opisałabym jako przeklętą. Fabularnie też się średnio kleił i chociaż jednocześnie zawierał dość istotny wątek, to po prostu nie pasował do całości.
Podsumowując, Amazing Spider-Man – Korporacja Beyond to świetny komiks, chociaż uważam, iż było w nim za mało Bena Rilley’ego. Wątki poboczne z siostrami i ciocią May oraz walka Petera z chorobą trochę zdominowały historię. Niemniej tom zwyczajnie wciąga, dobrze się go czyta i wywołuje emocje. Zakończenie jest satysfakcjonujące, a czytelnik ma ochotę na więcej.
Źródło obrazka wyróżniającego: okładka (kolaż).
Powyższa recenzja powstała dzięki współpracy z wydawnictwem Egmont. Dziękujemy!