2. sezon "Wednesday" wreszcie spełnia obietnice i zachwyca zwłaszcza rozmachem – recenzja 2. części

serialowa.pl 4 godzin temu

Podział 2. sezonu na części z miesięczną przerwą w środku nie zrobił „Wednesday” najlepiej. Okazuje się, iż Emmy Myers miała rację – wszystkie najlepsze odcinki są w 2. części, która wypada znacznie korzystniej od poprzedniczki.

„Wednesday” wraca z 2. częścią 2. sezonu, a ja widziałam przedpremierowo wszystkie cztery odcinki i spieszę donieść, iż – oczywiście przy wszystkich wadach serialu, na czele z taką, iż fabularnie to była, jest i chyba już zawsze będzie niezbyt wymagająca, by nie powiedzieć: głupiutka młodzieżówka – są one znacznie lepsze od poprzedniej czwórki. Począwszy od dynamiki zdarzeń, poprzez wzajemne powiązania wątków, a skończywszy na filmowym rozmachu, serial platformy Netflix nabiera wiatru w żagle.

Wednesday sezon 2 – jak zmienia się serial w 2. części?

Akcja 2. części zaczyna się dwa tygodnie po zdarzeniach w Willow Hill i niepotrzebnym cliffhangerze, sugerującym potencjalną śmierć tytułowej bohaterki (Jenna Ortega), w którą oczywiście wszyscy uwierzyli. Addamsówna budzi się w szpitalu i z miejsca spotyka swoją nową „przewodniczkę duchową”, dyrektorkę Weems (Gwendoline Christie), która przez cały sezon nie będzie chciała opuścić jej boku. Czy tłumaczy się to scenariuszowo, oceńcie sami, natomiast dla fanów talentu obu wymienionych aktorek to dobra wiadomość. Ortega z Christie stanowią duet jak z procedurala policyjnego, spierając się i przekomarzając w licznych scenach, a widz ma z tego sporo frajdy.

„Wednesday” (Fot. Netflix)

Choć oczywiście odnotowałam fakt, iż showrunnerzy, Alfred Gough i Miles Millar, mają najwyraźniej jakiś problem z żegnaniem się na stałe ze zmarłymi postaciami. Problemów scenariuszowych w „Wednesday” jest oczywiście znacznie więcej, na czele z ogólną bzdurnością fabuły i tym, iż serial za nic nie chce być czymś więcej niż młodzieżowym odmóżdżaczem zrobionym za grube pieniądze. O ile jednak w części 1 mnogość wątków potrafiła przeszkadzać, a niektóre wydawały się wręcz doklejone na siłę, teraz wszystkie elementy układanki wskakują na swoje miejsce i okazuje się, iż nic nie było niepotrzebne i wszystko ma sens, oczywiście w ramach świata serialu.

Nie zagłębiając się w spoilerowe szczegóły, swoje miejsce odnajdują i rodzice Wednesday (Catherine Zeta-Jones i Luis Guzmán), i Pugsley (Isaac Ordonez), którego radosna przyjaźń z zombiakiem w poprzednich odcinkach bardziej irytowała niż bawiła. Teraz okazuje się, iż współczesna intryga sięga czasów młodości Morticii i Gomeza, a najważniejsze znaczenie ma nie tylko kobieta z końcówki 4. odcinka (Frances O’Connor) i jej gwałtownie wyjawiona tożsamość, ale też dyrektor Dort (Steve Buscemi) i – jakżeby inaczej – Siorb (Owen Painter). Sama intryga nie jest może szczególnie misternie utkana, ale kiedy „Wednesday” nabiera przyspieszenia i zaczyna wyjawiać kolejne tajemnice, znów wciąga aż miło, a wady serialu przestają mieć takie znaczenie.

Wednesday sezon 2 – Emma Myers na pierwszym planie

2. część 2. sezonu spełnia swoje zadanie, dostarczając rozrywki na miarę porządnego letniego blockbustera. Nie, nie takiego na poziomie „Stranger Things” – to było i pewnie już zawsze będzie kilka poziomów niżej – ale zrobionego z rozmachem, z jakim tylko Netflix potrafi robić czystą rozrywkę. Te cztery odcinki to frajda od początku do końca, a na szczególne wyróżnienie zasługuje odcinek 6, w którym coś dziwnego dzieje się z Wednesday i Enid (Emma Myers), a we wszystko zamieszana jest postać, w którą wcieliła się Lady Gaga. W tym momencie wypada zatrzymać się na chwilę i skonstatować, iż występ muzycznej supergwiazdy to jednak pewne rozczarowanie, jeżeli liczyliście na coś spektakularnego. Sądząc po pompie, z jaką go zapowiadano, miały być fajerwerki, jest charakterystyczne, ale jednak tylko cameo – i kilka więcej.

„Wednesday” (Fot. Netflix)

Koniec końców najważniejszą robotę wykonuje jak zwykle sama Ortega, bez której bezbłędnego deadpana „Wednesday” nie miałaby tej iskry, sprawiającej, iż wybaczamy serialowi naprawdę wiele wad. W recenzowanych czterech odcinkach bardzo wiele jednak spoczywa też na barkach Myers – nic dziwnego, iż to wszystko są jej ulubione odcinki – która nie tylko jeszcze bardziej staje na własnych nogach, ale też wreszcie zostaje naprawdę doceniona przez swoją mroczną współlokatorkę. A to, co obie aktorki wyprawiają w miksującym komedię z dramatem odcinku 6, zasługuje na duże brawa.

Obrany przez samą Ortegę kierunek pt. więcej horroru i siostrzeństwa, mniej romansu również działa na serial odświeżająco. Im mniej schematów rodem ze wszystkich możliwych młodzieżówek, tym dla „Wednesday” lepiej. choćby jeżeli są wśród nas tacy, którzy nie porzucili marzeń, iż Addamsówna i Tyler (Hunter Doohan) znajdą jakimś cudem sposób, żeby żyć długo i szczęśliwie. No cóż… wątek hyde’a to rollercoaster z tysiącem twistów, ale czy jest w nim miejsce na słodki happy end? Sami zobaczycie.

Wednesday sezon 2 – co tutaj nie wyszło Netfliksowi?

Wszystko to razem składa się na zaskakująco dobry powrót, zwłaszcza jeżeli poprzednia czwórka odcinków was rozczarowała. Po niemrawym, chaotycznym początku 2. sezon „Wednesday” nabiera dynamiki i rozmachu, zmierzając ku emocjonalnej końcówce, w której główną rolę odgrywa nieoczekiwane origin story jednej z postaci. Po drodze nie brak absurdu, czarnego humoru, nawiązań do klasycznych horrorów i kolejnych sekwencji w charakterystycznym stylu Tima Burtona. A jeżeli spojrzeć na miliony włożone w efekty specjalne w końcówce sezonu, nie wydaje się przesadą stwierdzenie, iż Netflix chce mieć drugie „Stranger Things”. Problemem pozostaje jednak banalny scenariusz. To tylko i aż młodzieżowa makabreska; przerysowana zabawa w stylu „zabili go i uciekł” – rzeczywiście wysokie stawki w „Wednesday” adekwatnie nie istnieją.

„Wednesday” (Fot. Netflix)

O ile też jestem zwolenniczką dzielenia sezonów, ponieważ pozwala to przedłużyć dyskusję i tym samym dłużej istnieć serialom, o których inaczej zapomnielibyśmy po tygodniu, tak tym razem ta formuła nie posłużyła. Cztery słabe odcinki i miesiąc czekania na cztery kolejne nie brzmi jak spełnienie marzeń. Lepiej byłoby już je emitować „po bożemu”, czyli po jednym co tydzień, sprawiając, iż napięcie by rosło z tygodnia na tydzień. A tak nie dość iż oglądalność nieco spadła w porównaniu z 1. sezonem, to jeszcze rozmowy o serialu gwałtownie się skończyły i przeszły w zbiorowe: kiedy wreszcie nowe odcinki? Netflix powinien głębiej analizować strategię i dostosowywać ją do konkretnych przypadków. Przy „Wednesday” niestety popełniono pomyłkę i w efekcie serialowy hit lata gwałtownie stracił momentum, by w zamian zyskać irytację fanów.

Mimo sam wrześniowy powrót wypada naprawdę dobrze, a w finale nie brakuje emocji, całościowo 2. sezon to wciąż lekkie rozczarowanie. I choćby nie chodzi o to, iż w rodzinie Addamsów dziwnie mało jest rodziny Addamsów, jaką znamy i kochamy od lat, albo iż Burton to niestety coraz bardziej kwiatek do kożucha. Powiedzmy sobie szczerze, na tym etapie wiemy, czym serial jest i czym nigdy nie będzie; pozostaje to zaakceptować i dobrze się bawić. Ale przy tak wyraźnej różnicy poziomów odcinków Netflix powinien był bardziej przemyśleć strategię – począwszy od planu emisji odcinków, a skończywszy choćby na trasie promocyjnej gwiazd, w ramach której do Polski zawitali sami aktorzy z drugiego planu i to choćby bez Siorba u boku, a fani nie kryli ogromnego rozczarowania. jeżeli „Wednesday” rzeczywiście ma stać się naszym nowym „Stranger Things”, 3. sezon musi być nie tyle choćby lepszy, co bardziej przemyślany pod każdym względem.

Wednesday sezon 2 – całość dostępna na Netfliksie

Idź do oryginalnego materiału