American Film Festival to nie tylko młodzi twórcy i nieodkryte rejony amerykańskiego kina. We Wrocławiu możemy zobaczyć również głośne filmy uznanych reżyserów i reżyserek. Alexander Payne, twórca "Bezdroży" i "Spadkobierców", wraca z nowym filmem – jego "Przesilenie zimowe" z Paulem Giamattim w roli głównej to jeden z najlepszych tytułów tegorocznej edycji AFF. Prosto z Wenecji do Wrocławia przyjechał też nowy film Sofii Coppoli, wyróżniona na Lido za rolę Cailee Spaeny "Priscilla".
Filmy recenzują Wojciech Tutaj i Adam Kruk.
Ich troje
autor: Wojciech Tutaj
Śnieg przyprószył mury Barton Academy, uczniowie i profesorowie pakują walizki, idą Święta! 1970 rok dobiega końca, ale nie wszyscy mają powody do radości. Zgryźliwy nauczyciel historii, Paul Hunham, musi pilnować kilku podopiecznych w czasie przerwy świątecznej. Do grona nieszczęśliwców dołącza niespodziewanie Angus Tully, bystry, ale pyskaty chłopak, którego rówieśnicy nie lubią. Bohaterom towarzyszy jeszcze szkolna kucharka Mary Lamb, ciężko doświadczona przez śmierć syna w Wietnamie. Szkoła niby zawiesza działalność, a Hunham i tak zaciąga uczniów do nauki. Na ratunek przybywa ojciec jednego z nastolatków, który zabiera trzech jego kolegów na narty. Tylko rodzice Angusa nie odbierają telefonu i młodzieniec musi spędzić ferie w czterech ścianach internatu. Scenariusz, który zapowiada katastrofę, pozwoli zgorzkniałemu belfrowi, zbuntowanemu uczniowi i tkwiącej w żałobie kucharce zbliżyć się do siebie i przepracować osobiste traumy. Magia Świąt? Niekoniecznie.
Payne'a od dawna nie zajmują jednak polityczne diagnozy, woli skupiać się na portretowaniu zagubionych jednostek, którym ofiaruje empatię i szansę na wyjście z egzystencjalnego impasu. "Przesilenie zimowe" jest oczywiście mocno osadzone w epoce, spowija je nimb nostalgii, ale film ciąży ku najszlachetniejszej odmianie komediodramatu. Opowieść o klasowym i ekonomicznym przywileju, którego jaskrawym symbolem jest prestiżowa Barton Academy, nie przesłania terapeutycznego jądra całości.
Całą recenzję filmu "Przesilenie zimowe" można przeczytać na karcie filmu POD LINKIEM TUTAJ.
Kino butikowe
autor: Adam Kruk
Podoba mi się to małe, "butikowe" – jak lubię je nazywać – kino Sofii Coppoli. Zawsze stylowo, kilkoma kreskami potrafi zarysować postaci, wytworzyć nastrój, naświetlić problem – choćby jeżeli jest to zwykle problem "pierwszego świata", co także wydaje mi się szczere. O czym innym bowiem, jako znane nepo baby, miałaby opowiadać, by brzmieć wiarygodnie? W "Priscilli" znów znajdziemy ulubione motywy autorki "Między słowami", "Somewhere. Między miejscami" czy "Bling Ring" – dojrzewanie nastolatki, życie w cieniu ważniejszych figur, uwięzienie w złotej klatce. Pojawi się choćby sam butik – gdy Priscilla Presley, której portret Coppola tu tworzy, zamarzy, by jednak znaleźć jakąś pracę, będzie to pierwsze miejsce, które przyjdzie jej głowy.
Rozumiem, iż reżyserka ukazać w ten sposób chciała, iż namaszczona przez "króla" na swą oblubienicę nastolatka nigdy nie miała szans na "własny pokój" – jak wiele kobiet jej pokolenia, pokoleń wcześniejszych, a pewnie i tych współczesnych. Myśl tę można by wyrazić jednak w zdecydowanie bardziej ekonomiczny sposób. Zamiast tego dostajemy coś na kształt rozwleczonego do prawie dwóch godzin teledysku Lany Del Rey. Całość zaczyna się w 1959 roku, kiedy Presley (Jacob Elordi) odbywał, szeroko relacjonowaną przez ówczesną prasę, służbę wojskową w Niemczech Zachodnich. W tej samej bazie służył niejaki Paul Beaulieu, ojciec 14-letniej wówczas (sic!) Priscilli. Mimo różnicy wieku muzyk wybrał właśnie ją, choć na początku związek miał charakter platoniczny. Bardziej niż o seks, w relacji tej chodziło o przyuczanie do roli posłusznej żony. Przynajmniej tak chce film, oparty na wspomnieniach samej Presley, która promowała go choćby podczas premiery w Wenecji.
Całą recenzję filmu "Priscilla" można przeczytać na karcie filmu POD LINKIEM TUTAJ.
Filmy recenzują Wojciech Tutaj i Adam Kruk.
***
recenzja filmu "Przesilenie zimowe", reż. Alexander Payne
Ich troje
autor: Wojciech Tutaj
Śnieg przyprószył mury Barton Academy, uczniowie i profesorowie pakują walizki, idą Święta! 1970 rok dobiega końca, ale nie wszyscy mają powody do radości. Zgryźliwy nauczyciel historii, Paul Hunham, musi pilnować kilku podopiecznych w czasie przerwy świątecznej. Do grona nieszczęśliwców dołącza niespodziewanie Angus Tully, bystry, ale pyskaty chłopak, którego rówieśnicy nie lubią. Bohaterom towarzyszy jeszcze szkolna kucharka Mary Lamb, ciężko doświadczona przez śmierć syna w Wietnamie. Szkoła niby zawiesza działalność, a Hunham i tak zaciąga uczniów do nauki. Na ratunek przybywa ojciec jednego z nastolatków, który zabiera trzech jego kolegów na narty. Tylko rodzice Angusa nie odbierają telefonu i młodzieniec musi spędzić ferie w czterech ścianach internatu. Scenariusz, który zapowiada katastrofę, pozwoli zgorzkniałemu belfrowi, zbuntowanemu uczniowi i tkwiącej w żałobie kucharce zbliżyć się do siebie i przepracować osobiste traumy. Magia Świąt? Niekoniecznie.
![](https://fwcdn.pl/webv/59/54/65954/65954.4.jpg)
zwiastun filmu "Przesilenie zimowe"
W swoim najlepszym filmie od lat Alexander Payne doprowadza do spotkania trzech światów. Pierwszy reprezentuje Paul, inteligent, który stracił euforia życia, rozgościł się w swojej samotności i chowa się za łacińskimi sentencjami oraz akademicką wiedzą. Przedstawicielem drugiego okazuje się Angus, nastolatek borykający się z problemami psychicznymi i toczący nierówno walkę z całym światem. Na trzecim froncie znajdziemy Mary, cierpiącą matkę wywodzącą się z czarnej mniejszości. Na pozór bohaterów dzieli tak wiele, iż reżyser mógłby wykorzystać ich relacje i konflikty jako metaforę stanu amerykańskiego społeczeństwa, przeżywającego rewolucję obyczajową, kontrkulturową gorączkę i równościowe zrywy. Payne'a od dawna nie zajmują jednak polityczne diagnozy, woli skupiać się na portretowaniu zagubionych jednostek, którym ofiaruje empatię i szansę na wyjście z egzystencjalnego impasu. "Przesilenie zimowe" jest oczywiście mocno osadzone w epoce, spowija je nimb nostalgii, ale film ciąży ku najszlachetniejszej odmianie komediodramatu. Opowieść o klasowym i ekonomicznym przywileju, którego jaskrawym symbolem jest prestiżowa Barton Academy, nie przesłania terapeutycznego jądra całości.
Całą recenzję filmu "Przesilenie zimowe" można przeczytać na karcie filmu POD LINKIEM TUTAJ.
***
recenzja filmu "Priscilla", reż. Sofia Coppola
Kino butikowe
autor: Adam Kruk
Podoba mi się to małe, "butikowe" – jak lubię je nazywać – kino Sofii Coppoli. Zawsze stylowo, kilkoma kreskami potrafi zarysować postaci, wytworzyć nastrój, naświetlić problem – choćby jeżeli jest to zwykle problem "pierwszego świata", co także wydaje mi się szczere. O czym innym bowiem, jako znane nepo baby, miałaby opowiadać, by brzmieć wiarygodnie? W "Priscilli" znów znajdziemy ulubione motywy autorki "Między słowami", "Somewhere. Między miejscami" czy "Bling Ring" – dojrzewanie nastolatki, życie w cieniu ważniejszych figur, uwięzienie w złotej klatce. Pojawi się choćby sam butik – gdy Priscilla Presley, której portret Coppola tu tworzy, zamarzy, by jednak znaleźć jakąś pracę, będzie to pierwsze miejsce, które przyjdzie jej głowy.
![](https://fwcdn.pl/webv/67/83/66783/66783.4.jpg)
zwiastun filmu "Priscilla"
"Priscilli" najbliżej jednak do "Marii Antoniny", której bohaterka również została "sprzedana" na dwór – tam króla Francji, tu króla rock’n’rolla. Jest tu podobna wystawność i metraż, choć brakuje punkowej energii obecnej w biografii skróconej o głowę miłośniczki ciasteczek. Jak widać, ta sama metoda nie zawsze przynosi analogiczne rezultaty, choć i tu Coppola swobodnie poczyna sobie z realiami historycznymi, próbując ubrać je we własną wrażliwość i gust: a to umieszczając na ścieżce dźwiękowej ulubione kawałki (nie tylko Elvisa – jest choćby Dolly Parton), a to pozwalając bohaterom tripować na kwasie czy przytulać się z zakonnicami. To jednak nieliczne wisienki na dość mdłym torcie. Przez większość bowiem seansu jej Priscilla (Cailee Spaeny) snuje się niemrawo po domu – najpierw rodziców, później Elvisa. Rozumiem, iż reżyserka ukazać w ten sposób chciała, iż namaszczona przez "króla" na swą oblubienicę nastolatka nigdy nie miała szans na "własny pokój" – jak wiele kobiet jej pokolenia, pokoleń wcześniejszych, a pewnie i tych współczesnych. Myśl tę można by wyrazić jednak w zdecydowanie bardziej ekonomiczny sposób. Zamiast tego dostajemy coś na kształt rozwleczonego do prawie dwóch godzin teledysku Lany Del Rey. Całość zaczyna się w 1959 roku, kiedy Presley (Jacob Elordi) odbywał, szeroko relacjonowaną przez ówczesną prasę, służbę wojskową w Niemczech Zachodnich. W tej samej bazie służył niejaki Paul Beaulieu, ojciec 14-letniej wówczas (sic!) Priscilli. Mimo różnicy wieku muzyk wybrał właśnie ją, choć na początku związek miał charakter platoniczny. Bardziej niż o seks, w relacji tej chodziło o przyuczanie do roli posłusznej żony. Przynajmniej tak chce film, oparty na wspomnieniach samej Presley, która promowała go choćby podczas premiery w Wenecji.
Całą recenzję filmu "Priscilla" można przeczytać na karcie filmu POD LINKIEM TUTAJ.