Zrobiłem to, co uważałem za słuszne

newsempire24.com 2 dni temu

Dzisiaj zrobiłam to, co uważałam za słuszne.

„Halo, Kasia, nie mogę długo rozmawiać, Krzysia tu biją” – te słowa uderzyły we mnie niczym grom z jasnego nieba. Katarzyna zastygła, ściskając telefon w dłoni. Serce zaczęło walić jak oszalałe, a adrenalina natychmiast wypełniła żyły. Nie zdążyła choćby zapytać o nic więcej, kiedy połączenie się urwało. Mąż wyszedł wieczorem z kolegą do baru na piwo po pracy. Zwykły piątek, zwykłe plany. A teraz wszystko się zmieniło.

Katarzyna rzuciła się do drzwi, złapała klucze i wybiegła na ulicę. Po drodze próbowała dodzwonić się do męża, ale ten nie odbierał. Niepokój rósł z każdą minutą. W końcu udało jej się złapać jego kolegę, który był świadkiem zdarzenia.
„Co ty, do diabła, zostawiłeś go samego?!” – krzyczała do słuchawki, ledwo powstrzymując łzy. „Dlaczego mu nie pomogłeś?! Dlaczego zadzwoniłeś do mnie, a nie na policję?!”

Kolega próbował się usprawiedliwiać, bełkocząc, iż się wystraszył i chciał tylko dać jej znać, co się dzieje. Jego drżący głos jeszcze bardziej rozsierdził Katarzynę.
„Stchórzyłeś i uciekłeś, tak? A mój mąż został tam sam! Masz choć pojęcie, co narobiłeś?!” – mówiła, nie pozwalając mu wtrącić ani słowa.

Pędziła na miejsce, mając nadzieję, iż zdąży. Gdy dotarła, nikogo już tam nie było. Radiowóz zabrał jej męża w nieznanym kierunku. Katarzyna stała sama na środku ulicy, czując się zupełnie bezradna.

Następnego ranka udała się na komisariat, gdzie dowiedziała się, iż męża zatrzymano za rzekome chuligaństwo. Okazało się, iż ktoś z przechodniów wezwał policję, zgłaszając bójkę. Nikt jednak nie widział, iż napastnikami byli zwykli chuligani, a nie jej mąż z kolegą. Wszystko wyglądało, jakby to oni zaczęli awanturę.

Katarzyna wściekła się. Próbowała tłumaczyć policjantom, iż jej mąż padł ofiarą napaści, ale ci tylko wzruszyli ramionami. Kolega męża, którego tak rozpaczliwie szukała poprzedniego wieczoru, od dawna był w domu i spał, nie przejmując się sytuacją.

Musiała spędzić cały dzień na zbieraniu dowodów i szukaniu świadków. W końcu jeden z przechodniów potwierdził, iż widział, jak na Krzysztofa rzucili się kilkajacy. To stało się decydującym argumentem za jego uwolnieniem.

Wieczorem Katarzyna w końcu spotkała męża przy wyjściu z komisariatu. Wyglądał na zmęczonego i przygnębionego. Przytuliła go mocno, chcąc przekazać całą swoją miłość i wsparcie. Ale w środku wciąż gotowała się złość. Nie mogła wybaczyć jego koledze tchórzostwa. Krzysztofowi szczęśliwie obyło się bez poważnych konsekwencji.

Krzysztof zadzwonił do kolegi:
„Jak mogłeś stać i patrzeć, jak mnie biją?”
„Nie wiem, Krzysztof” – odpowiedział kolega. „Strach mnie sparaliżował. Chciałem pomóc, ale nie umiałem. Wiesz, iż zawsze byłem tchórzem. Gdy zobaczyłem, jak cię atakują, moją pierwszą myślą było, jak samemu się uratować. Brzmi to okropnie, ale to prawda. Wiem, iż to przykre słyszeć, ale zrobiłem to, co uważałem za słuszne.”
„Rozumiem” – przerwał rozmowę Krzysztof, myśląc: „Po co mi taki kolega.”

Później kolega próbował jeszcze tłumaczyć, iż tchórzostwo to nie wybór, ale cecha charakteru. Nie był z niej dumny, ale nie potrafił się zmienić. Przez całe życie unikał konfliktów, chował się przed problemami, bał się podejmować decyzje. Ta noc była kolejnym dowodem jego słabości. Był przekonany, iż ich przyjaźń nie powinna się przez to rozpaść. Wystarczy pójść jeszcze raz na piwo i przepić sprawę.

Niestety, żadne tłumaczenia nie pomogły. Krzysztof już nie uważał go za przyjaciela.

Idź do oryginalnego materiału