Zrobiłam mężowi scenę, iż od lat mieszka w moim mieszkaniu – w jeden weekend zebrał swoje rzeczy i wyjechał bez słowa

newskey24.com 7 godzin temu

Robiłem wyrzuty żonie, iż mieszka w moim mieszkaniu. W pewien weekend po prostu się spakowała i wyjechała.

Niedawno z rodziną odwiedziliśmy wieś pod Opolem, gdzie usłyszeliśmy ciekawą opowieść. Jej bohaterką była Aldona, była żona Andrzeja. Ich małżeństwo trwało ponad dwadzieścia lat. Nie znam wszystkich szczegółów ich życia, wiem tylko to, co opowiedzieli mi miejscowi.

Po ślubie rodzice Aldony podarowali młodej parze mieszkanie w centrum Opola. W tym okresie Andrzej pracował w stolarni, a Aldona była zatrudniona w urzędzie miasta. Zarobki były przyzwoite, na wszystko starczało. Andrzej był złotą rączką, sam wykańczał i remontował mieszkanie.

Mieli tylko jedną córkę, Martę. Jej charakter nie należał do najłatwiejszych bywała zgryźliwa i pewna siebie ponad miarę. Matka na wszystko jej pozwalała, a ojciec próbował narzucić jej zasady. To było powodem częstych kłótni między rodzicami. Andrzej chciał, by jego córka wyrosła na samodzielną i odpowiedzialną kobietę.

Gdy Marta była jeszcze dzieckiem, ojciec starał się nauczyć ją pracy. Twierdził, iż każdy powinien potrafić naprawić coś w domu i radzić sobie z codziennymi sprawami. Najpierw dziewczyna była zainteresowana, ale potem jej zapał zgasł.

Aldona wybrała zupełnie inne podejście. Powtarzała Marcie, iż nie musi niczego robić sama, iż praca fizyczna nie dla niej. Często obdarowywała ją drogimi prezentami. Doprowadziło to do tego, iż córka zrobiła się leniwa i przekonana, iż wszystko dostanie bez wysiłku.

Wszystko to bardzo negatywnie odbiło się na relacjach między małżonkami. Andrzej i Aldona coraz częściej się sprzeczali. W tym czasie Marta skończyła liceum i poszła na studia w Krakowie. Rodzice finansowali jej naukę, ale córka nie wykazywała większego zaangażowania w naukę. Wyniki miała słabe.

No patrzcie tylko na nią! Nic jej się nie chce, wszystko chce mieć podane na tacy! Może i ty załatwisz jej pracę? Nie, niech dalej siedzi ci na karku! złościł się Andrzej.

Czemu tylko na mnie spada odpowiedzialność? To przecież też twoje dziecko.
Nie jest już dzieckiem, za parę miesięcy skończy 18 lat! To już dorosła kobieta. Pozwól jej żyć po swojemu. Ostrzegałem cię, ale nigdy mnie nie słuchałaś. Chciałem wychować z niej porządną kobietę. Ale mi nie pozwoliłaś. I co z tego wyszło?

Czy ty jesteś zadowolony z życia? Od lat mieszkasz w moim mieszkaniu! Do tej pory nie kupiłeś choćby kawalerki. Widać nie chciało ci się. Dobra praca, a tylko swoje prawa wytykasz! Mam słuchać od takiego człowieka, jak mam wychowywać córkę?

Właśnie o tym teraz rozmawiamy! Nigdy nie pomyślałem, iż zaczniesz mi wyrzucać to mieszkanie. Powiem ci jedno, kochanie. Klucze dostaliśmy na ślubie. Myślałem, iż to mieszkanie jest naszym wspólnym domem! Dałem z siebie wszystko, żeby było tu ładnie. Nie każdy ma takie warunki. A ty mi coś takiego wygadujesz? Tego się po tobie nie spodziewałem!

Aldona westchnęła i wyszła z pokoju. Po tej sprzeczce ich relacje już tylko się pogorszyły. Marta trzymała stronę matki i odmawiała pomocy ojcu. Cały czas wymyślała sobie jakieś zajęcia. Andrzej zrozumiał, iż rodzina go nie potrzebuje.

W któryś weekend spakował się i wyjechał. Okazało się, iż przez całe życie odkładał pieniądze na kupno domu pod Opolem. Marzył o spokojnej starości w pobliżu Odry, razem z Aldoną. Zamieszkał w naszej wsi. Wykończenie domu zajęło mu kilka miesięcy. Tam poznał nową kobietę wdowę, która miała na imię Grażyna. Minęły dwa lata. Teraz mieszkają razem.

A co z byłą żoną i Martą? Ani razu nie zadzwoniły do Andrzeja. Tak to w życiu bywaNiedawno, podczas letniego festynu, Andrzej siedział z Grażyną na ławce pod rozłożystym kasztanem, patrząc na tańczących mieszkańców. Czuł spokój, jakiego nie znał przez lata. Grażyna śmiała się z opowieści sąsiadek, a on ze zdziwieniem odkrył, iż cieszy go choćby zwykłe milczenie u jej boku.

Czasem myślał jeszcze o przeszłości o Aldonie, Marcie, tamtym mieszkaniu w Opolu. Żal już odszedł. W jego miejsce przyszło zrozumienie, iż kiedy człowiek sam nie może stworzyć domu, nie uratują go żadne klucze ani remonty. Dom buduje się z relacji, wzajemności i codziennego wysiłku. Bez tego choćby najpiękniejsze mieszkanie staje się puste.

Któregoś popołudnia, gdy zbierał w ogródku pomidory, zadzwonił telefon. W słuchawce usłyszał cichy, niepewny głos córki.

Tato czy możemy przyjechać?

Andrzej uśmiechnął się pod nosem, czując, iż gdzieś w środku wciąż czekało na nich miejsce. Otarł dłonie o fartuch, spojrzał na Grażynę i odpowiedział spokojnie:

Oczywiście. Drzwi są otwarte.

Być może nie da się zmienić przeszłości. Ale każdy dzień przynosi nową szansę. A czasem wszystko, co trzeba zrobić, to pozwolić komuś wrócić i znów zacząć budować dom.

Idź do oryginalnego materiału