Dwa lata temu wyszłam za mąż za rozwodnika, nie mając żadnych wątpliwości ani uprzedzeń. Jego przeszłość mnie nie przerażała – wręcz przeciwnie, myślałam, iż potrafi docenić relacje i rozumie wartość rodziny. Nasz związek wydawał się silny, dopóki jedna wiadomość nie wywróciła wszystkiego do góry nogami.
„Dagmara niedługo do nas przyjedzie. Dostała się na uniwersytet i na początku zamieszka z nami. Może na kilka miesięcy, a może na kilka lat. Zobaczymy” – oświadczył mąż od progu, jakby to była oczywistość.
Zamarłam wtedy. Świat się pode mną zatrząsł. Jednopokojowe mieszkanie. My dwoje. A teraz jeszcze dorosła dziewczyna, choćby i jego córka. Nie rozumiałam, jak mógł uznać to za normę. Wściekłość narastała we mnie jak fala.
„Dlaczego ma z nami mieszkać?” – zapytałam wprost. „Dlaczego nie akademik? Wszyscy studenci tam żyją i jakoś dają radę! Sama dzieliłam pokój z dwoma dziewczynami, skończyłam studia i wyszłam z czerwonym dyplomem. Dlaczego ona ma być wyjątkiem?”
Moje słowa jednak go zabolały. Jego twarz spłonęła rumieńcem, głos stał się głośniejszy i ostrzejszy:
„W ogóle rozumiesz, iż to MOJA córka? JEDYNA! Tęskniłem za nią przez te wszystkie lata. Jak ma żyć w akademiku, wiedząc, iż ja jestem blisko, a drzwi domu są dla niej zamknięte?”
Potem poszło już jak po grudzie. Powiedział, iż decyzja jest podjęta, a moja opinia go nie interesuje. W tej samej chwili poczułam, jak całe moje życie, wszystkie starania i wysiłek włożony w nasz związek zostały zdeptane. Ja jestem nikim. Nie mam głosu. choćby we własnym domu jestem tylko lokatorką, a nie żoną.
Tak, Dagmara jest dobrą dziewczyną. Grzeczną, spokojną, inteligentną. Nigdy nie mówiłam o niej źle. Ale co z tym, iż w naszym malutkim mieszkaniu nie ma miejsca choćby dla dwojga dorosłych, a co dopiero dla trzeciej osoby? Gdzie będzie spać? Gdzie się uczyć? Jak mamy żyć dalej – we trójkę, w ciasnocie i bez prywatności? Gdzie nasze wspólne wieczory, gdzie ja jako kobieta, a nie jako współlokator?
Nie wytrzymałam. Powiedziałam: „Ona tu nie zamieszka” – i wyszłam z mieszkania, trzaskając drzwiami. Potem długo błąkałam się po ulicach, płacząc. Do histerii. To choćby nie o Dagmarę chodzi. To o mnie. O to, iż mój mąż podjął najważniejszą decyzję bez konsultacji ze mną. O to, iż okazało się, iż jestem dla niego tylko dodatkiem do mieszkania.
Teraz nie wiem, co robić. W głowie krąży jedna myśl: po co być z kimś, kto mnie nie słucha? Po co poświęcać swój komfort dla kogoś, kto w każdej chwili może powiedzieć: „Nie obchodzi mnie, co myślisz”.
Przecież wiem: to dopiero początek. Będzie tylko gorzej. Zawsze będzie wybierał między mną a córką. A wszyscy wiemy, kogo wybierze. jeżeli już teraz czuję się niepotrzebna we własnym domu, to co będzie później?
Czasem najbardziej bolesnym wyborem jest odejść od kogoś, kogo się kocha. Ale jeszcze bolej jest zostać tam, gdzie się nie jest docenianą.