Zostałam sama w wieku 64 lat, bo mąż odszedł do 30-latki. Nie wybaczyłam zdrady – złożyłam pozew o rozwód

przytulnosc.pl 1 dzień temu

Mam na imię Barbara, niedawno skończyłam 64 lata. I tak – rozwiodłam się z mężem. Po dwudziestu wspólnych latach. Chciałabym opowiedzieć, co się wydarzyło w moim małżeństwie, które przez lata wydawało się spokojne, stabilne i szczęśliwe.

Z Andrzejem, moim (już byłym) mężem, mieliśmy dzieci, wnuki – te najmłodsze dopiero uczą się chodzić. Żyliśmy jak typowa polska rodzina: razem, zgodnie, bez większych dramatów. Kiedy zdarzyła się kłótnia – była rzadkością. Dzieci nie potrafią sobie choćby przypomnieć, kiedy ostatni raz podniosłam głos na ich ojca.

Ale pewnego dnia zauważyłam coś niepokojącego.

Andrzej przestał patrzeć mi w oczy.
Zawsze, gdy rozmawialiśmy, patrzyliśmy na siebie uważnie – jak ludzie, którzy naprawdę się słuchają. A teraz? Unikał mojego wzroku. Unikał… mnie.

Poczułam dziwny niepokój. Zaczęłam dzwonić do jego kolegów, próbując zrozumieć, co się dzieje.
Ale nikt nie powiedział mi nic konkretnego. W końcu zdecydowałam się zadzwonić do jego starego przyjaciela z młodości – nie miałam z nim kontaktu od lat, ale wiedziałam, iż Andrzej przez cały czas się z nim przyjaźni.

Nie powiedziałam, kim jestem. Przedstawiłam się jako znajoma i zapytałam, czy wie, gdzie teraz przebywa Andrzej.
Usłyszałam:
„Pojechał do swojej kobiety.”

Te słowa były jak cios.

Nie zrobiłam awantury od razu. Czekałam. Kiedy Andrzej wrócił późno do domu, zachowałam spokój.
Ale rano – po długiej rozmowie – prawda wyszła na jaw: zdradzał mnie z 30-letnią kobietą. Młodą, atrakcyjną. Nie wiem nawet, jak ją nazwać.

Nie czekałam długo.
Powiedziałam, iż nie zasługuje na rodzinę, którą miał. Że nie docenia ani mnie, ani dzieci, ani wspólnego życia. Złożyłam pozew o rozwód i kazałam mu się wyprowadzić.

Minęły trzy miesiące. Słyszałam, iż już nie jest z tą kobietą.
Ale mnie to nie obchodzi. Zdrady nie wybaczę. Nigdy.

Bo można wybaczyć wiele – zmęczenie, milczenie, rutynę…
Ale nie to, iż ktoś świadomie rani drugiego człowieka i niszczy wspólne życie, by „poczuć się młodziej”.

Dziś żyję sama. Ale z godnością.
I wbrew pozorom – nie czuję się samotna. Bo lepiej być samej niż z kimś, kto nie potrafi być wierny.

Idź do oryginalnego materiału