Znała się z Beatlesami, dziś nie ma gdzie mieszkać. Wszystko przez podstęp. "Podpisałam coś"

kobieta.gazeta.pl 1 tydzień temu
Zdjęcie: Fot. Marek Lasyk/REPORTER / East News


Katarzyna Gärtner to legenda polskiej muzyki. Niedawno sieć obiegły informacje, iż przez podstęp straciła pieniądze i dom. Teraz nie ma gdzie mieszkać.
83-letnia Katarzyna Gärtner w swojej karierze napisała wiele hitów, takich jak "Tańczące Eurydyki" śpiewane przez Annę German i "Małgośka", którą wykonuje Maryla Rodowicz. Gärtner dzięki swojej pracy pomogła też w rozwoju kariery m.in. Haliny Frąckowiak, Elżbiety Dmoch, Stanisława Soyki, Ryszarda Riedela, a w 1969 roku w Londynie poznała choćby Beatlesów, bo bywała w tym samym studio co oni (Abbey Road). Teraz okazało się, iż mimo ciężkiej pracy i zaawansowanego wieku życie jej nie oszczędza, i boryka się z poważnymi problemami.


REKLAMA


Zobacz wideo Roxie Węgiel zdradza, jaka jest według niej współczesna dama. "Silna niezależna kobieta" [materiał wydawcy kobieta.gazeta.pl]


Pożar, udary, białaczka, śmierć męża. Życie nie oszczędzało Gärtner
Przeszła dwa udary mózgu, chorowała na białaczkę. W 2012 roku straciła w pożarze dorobek życia. W trudnych chwilach zawsze miała wsparcie męża, Kazimierza Mazura. W rozmowie z tygodnikiem "Polityka" Gärtner wyznała, iż po jego śmierci, która miała miejsce w 2022 roku, podpisała z krewnym umowę dożywocia. Wszystko po to, by w późnych latach życia odczuwać spokój. Tak się jednak nie stało.


Chciała pomóc, a dziś jest bez dachu nad głową. "Czy ja byłam przytomna? Nie bardzo"
Gdy w 1997 roku przyjęła pod dach syna kuzynki, który marzył o karierze muzycznej, nie mogła spodziewać się, iż z czasem wszystko zmieni się na gorsze. Jak podaje Pudelek, pomagała mężczyźnie w nauce produkcji dźwięku, zapraszała go do udziału w koncertach. Miała traktować chłopaka jak własne dziecko, jednak wszystko zmieniło się po śmierci Mazura.
- Byłam dobra dla syna mojej kuzynki, który nie miał co robić i prosił mnie, żebym mu kupiła gitarę i zamieszkał u mnie. I nie wiedziałam, iż to się tak skończy. Zaraz po pogrzebie mojego męża Kazimierza Mazura, następnego dnia, zaciągnęli mnie do notariusza. Czy ja byłam przytomna? Nie bardzo. Podpisałam coś. Że całe gospodarstwo, cały mój majątek, przekazuję za dożywotnie utrzymanie. Tak się nie robi, bo daje się wcześniej takie rzeczy do przeczytania. Nad tym trzeba się zastanowić. Strasznie to przeżyłam. Najpierw śmierć męża, a później to - zdradziła szczegółowo w rozmowie z Faktem.


- Wcześniej dałam im jeden dom, to im było mało. No i taka historia smutna jest. Tam w walizce zostały też zamknięte nowe nagrania Osieckiej i niepublikowane utwory. Bez domu można żyć, ale bez muzyki nie można. I to mnie boli - wyznała. Dziś Gärtner nie ma dostępu, by odebrać chociaż swoje rzeczy, ponieważ wszystko jest przed nią zamknięte. - Tam mnie głodzili, żeby wymusić na mnie różne podpisy - dodała. w tej chwili mieszka u przyjaciół męża.


Sprawa w toku, prawnik złożył apelację. "Ja tych materiałów na razie nie wydam"
Choć wszczęto śledztwo ws. przywłaszczenia dzieł artystki przez krewnego, sprawę gwałtownie umorzono. Notariusz miał zeznać, iż nie zauważył, by coś mogło mieć wpływ na decyzję Gärtner o podpisaniu umowy. Prawnik artystki złożył kasację do Sądu Najwyższego i apelację w sprawie o anulowanie umowy notarialnej. - Dopóki ta sprawa się nie rozwiąże normalnie, to ja tych materiałów, których jestem współproducentem, […] a drugim współproducentem jest ciotka, na razie nikomu nie wydam - cytował słowa kuzyna Katarzyny tygodnik "Polityka".
Idź do oryginalnego materiału