Ta leciwa, szlachetna niewiasta obawiała się bardziej czego innego: iż ci, którzy nam są najbliżsi z racji pokrewieństwa krwi i miłości serca, wzbudzają swoim stylem życia, którego nie chcą się wyrzec, niepotrzebny rozgłos pośród tłuszczy.
Commisarius jego wysokości króla i mianowany sędzia nadzwyczajny do kilku spraw, Arnas Arnæus, wzywa pana, szlachetnego i wielce uczonego lögmadura Eydalína, do Thingvellir nad Öxará na najbliższy dzień, dwunasty czerwca, celem złożenia przede mną i moimi współsędziami wyjaśnień dotyczących kilku wydanych przez niego starszych i nowszych orzeczeń, videlicet rozmaitych wyroków śmierci, ogłoszonych za grabieże, nierząd i zepsucie, wykorzystywanie characterum etcetera; długoletnich pobytów na Bremerholmie, kar chłosty, napiętnowania i pozbawienia członków biednych ludzi na podstawie nienależycie udokumentowanych win, szczególnie tych przeciwko handelen, takich jak przemyt, transakcje z żeglarzami, kupowanie poza regionem, dopóki obowiązywała regionalizacja, jako i z tytułu sprzeciwu najemców wobec spełnienia wymagań nałożonych przez właścicieli ziemi, a szczególnie wobec królewskiego naczelnika kraju.
In generali zarzuca się panu, iż w zbyt wielu oficjalnych postępowaniach obciążał ubogich, tak iż w okresie pełnienia przez niego urzędu lögmadura prostemu człowiekowi moxen trudno było dojść swoich praw w procesach przeciw możnym, a zupełnie niemożebne, gdy stroną był kościół, kupiec lub korona. Niektóre z pańskich wyroków zdają się nie tylko stać w sprzeczności z prawem, ale choćby całkiem sine allegationibus juris vel rationum. Jest zatem wolą ojca naszego kraju, jego najłaskawszej królewskiej mości, wyrażoną wyraźnie w mojej nominacji, aby takie wyroki zostały poddane rewizji w pierwszej kolejności, a ja w imieniu jego wysokości mam wytoczyć procesy tym przedstawicielom władzy, którzy pogwałcili prawa i sprzeniewierzyli się obowiązującym procedurom; unieważnić wyroki, które zdają się wydane bardziej po to, by sędzia zaskarbił sobie wdzięczność możnego, niż aby zadośćuczynił ludzkiej sprawiedliwości i prawom kraju, przyjętym przez naszych ojców; i wreszcie wymierzyć karę tym dostojnikom, którzy uznani zostaną winnymi.
Następnie podano przykłady i wyliczono punkty oskarżenia.
Chociaż postępowania prawne, które poprzedniej wiosny Arnæus prowadził przeciwko kupcom, cieszyły się wcale niemałym zainteresowaniem, to kiedy rozniosło się, iż królewski commissarius tej wiosny wytacza procesy przeciwko pewnym najmożniejszym dostojnikom kraju, wśród których prym wiedzie sam lögmadur, sięgnęło ono zenitu.
Pewnego wiosennego dnia Jórunn udaje się na spotkanie do swojej siostry i podaje jej w milczeniu dwa listy: odpis pozwu przygotowanego przez Arnæusa na ręce ich ojca i list napisany przez ich matkę.
Snæfríður przeczytała uważnie pozew, akapit za akapitem. Stało tam między innymi, iż ich ojciec winien odpowiedzieć na zarzut przygotowania podczas sesji lögretty na Althingu ze skazanym na śmierć za mord Jónem Hreggviðssonem umowy czy kontraktu, która to ugoda polegała na tym, iż ówże Jón mógł nieniepokojony przez nikogo mieszkać w okręgu graniczącym z okręgiem lögmadura, swego sędziego, pod warunkiem nieujawnienia pisma w sprawie uprzednio wymierzonego wyroku Sądu Najwyższego, które przywiózł ze sobą wraz z listem od króla z Kopenhagi.
Następnie przeleciała Snæfríður wzrokiem list od ich matki, zaadresowany do Jórunn.
Podziękowawszy należycie w kilku słowach panu za zdrowie ciała i duszy, które dopisywało mimo zaawansowanego wieku, madamma w Eydalur od razu przeszła do chmur zbierających się nad spokojnym domostwem małżonków pod wieczór ich życia. Wspomniała o zapłacie, jaką otrzymać miał jej ślubny, lögmadur Eydalín, za długą i altruistyczną służbę na rzecz swej ojczyzny i królewskiego majestatu wskutek świadectwa jakiegoś nieznanego chłystka, bo zostanie postawiony przed sądem pijackim, gdzie będą starali się odebrać mu dobre imię i honor albo może choćby zakuć starszego pana w królewskie żelaza i odesłać na arbajt. Ale choć wyglądało to źle, starsza pani nie lękała się o wynik procesu. Powiadała, iż ci, którzy wcześniej wiedli uczciwe życie, nie ulękną się ani ugną, choćby tulandzcy lub obcy łowcy szczęścia przywieźli najdziwniejsze dokumenty z Kopenhagi; przyjazdy takich gości zdarzały się już wcześniej, ale dobrostan tego kraju zwykle okazywał się nie do nadgryzienia przez tych chłopców na posyłki, i tak będzie i tym razem. Dobre duchy strzegące kraju, podobnie jak drzewiej, nie ustąpią i rozciągną tarczę ochronną nad krajem przodków, utwierdzać będą w oporze tych co wcześniej, wspierać rozwój i podtrzymywać ich na duchu, jak długo będzie potrzeba, tłumiąc gniew wrogów.
Ta leciwa, szlachetna niewiasta obawiała się bardziej czego innego: iż ci, którzy nam są najbliżsi z racji pokrewieństwa krwi i miłości serca, wzbudzają swoim stylem życia, którego nie chcą się wyrzec, niepotrzebny rozgłos pośród tłuszczy, a wszak dotarło do jej uszu to i owo na temat jej biednej, ciężko doświadczonej córki Snæfríður, oskarżanej w tej chwili o hańbiące stosunki ze znienawidzoną osobą. ale jaśnie państwo lögmadurostwo dalekie było od dawania wiary pijackim bełkotom Magnusa Sigurðssona, czy to ustnym, czy pisanym, ale tu nie chodzi o argumenty: samo dostanie się na języki gminu stanowi wielką ujmę na honorze szlachetniej kobiety. Uznała, iż jej córka osiodłała złem nieszczęście, przychodząc tam, gdzie mógł się znaleźć prawdziwy lub zmyślony powód do podejrzeń o obcowanie z oszczercą jej ojca, człowiekiem, który dla swej matki ziemi jest podobną katastrofą, co niekończący się głód zimą i góry ziejące ogniem. Przyznała też, iż współcierpi z umęczonym owocem swego łona i nie poczuje ulgi, dopokąd nie pozna prawdy w tej sprawie, a poprosiła Jórunn, by napisała jej wszystko szczerze, i na koniec zaoferowała się wysłać do Snæfríður konie i pachołków, gdyby ta chciała pojechać na zachód, do Breiðafjörður, na czym skończyła tym razem, życząc swoim obu córkom tego samego, niezależnie, czy prześladują je troski, czy uśmiecha się do nich fałszywa fortuna świata, z prośbą, by Jórunn wybaczyła ten zalany łzami list pisany naprędce, twoja wierna i szczerze kochająca matka.
Snæfríður długo patrzyła za okno: ziemia była naga, ale lody już puściły.
I? – rzekła pani biskupowa.
Młodsza siostra otrząsnęła się z zadumy, spojrzała na otwarty list od matki na stole i pstryknęła kartkę, posyłając ją aż na kolana starszej siostry.
To jest list od naszej matki, upomniała ją żona biskupa.
My, ród skaldów, znamy nasze listy, odparła Snæfríður z uśmiechem.
Nie masz też ani słowa współczucia dla naszego ojca? – zapytała biskupowa.
Wygląda na to, iż nasz ojciec zrobił w życiu jedną rzecz, która będzie dlań droga na starość, zauważyła Snæfríður.
Mam jeszcze wysłuchiwać tego, iż źle o nim mówisz, siostro?
Bardzo źle, potwierdziła Snæfríður, bo ma tylko córki.
Człowiek, który przywiózł list, chciał następnego dnia ruszyć na zachód wczesnym rankiem.
Co mam odpisać? – spytała pani biskupowa.
Że pozdrawiam, odparła Snæfríður.
To wszystko?
Powiedz naszej matce, iż jestem kobietą zamężną w Bræðratundze i nie pojadę na zachód. Natomiast stanę u boku mojego ojca w Thingvellir nad Öxará dwunastego czerwca, jeżeli taka będzie jego wola.
Tego samego dnia zdjęła z krosien swoją tkaninę, zwinęła wyszyte przez siebie obrusy i zapakowała przywiezione tu jesienią klejnoty, a skończyła to mniej więcej w tym czasie, kiedy Jórunn postawiła kropkę na końcu listu.
Halldor Laxness, Dzwon Islandii, tłum. Jacek Godek, ArtRage, Warszawa 2025