Zerwałam kontakt z matką, bo stanęła po stronie mojego byłego męża i obwiniła mnie za rozwód.

newskey24.com 4 dni temu

Zerwałam kontakt z matką, ponieważ stanęła po stronie mojego byłego męża i obarczyła mnie winą za nasz rozwód.

Moja matka dawno temu określiła swoje priorytety, jeszcze zanim ostatecznie odeszłam od pierwszego męża. Wyniosła go na piedestał, a mnie konsekwentnie obwiniała za wszystkie kłótnie i nieporozumienia. Po rozwodzie przez cały czas utrzymywała z nim kontakt i nie omieszkała przypominać mojemu obecnemu mężowi, jaki „idealny” był jej pierwszy zięć.

Takie rozmowy zatruwały moje relacje zarówno z mężem, jak i z matką. W pewnym momencie podjęłam decyzję: skoro mama tak ceni mojego byłego, niech się z nim przyjaźni. Ja natomiast wychodzę z tej toksycznej gry.

Z Pawłem pobraliśmy się zaraz po studiach. Był to burzliwy romans, wszystko potoczyło się błyskawicznie, a już po kilku miesiącach odbyło się huczne wesele. Mama zachwycała się swoim zieciem, niemal nosiła go na rękach. Najpierw wydawało mi się to urocze, później zaczęło irytować.

Pierwsze pół roku było piękne — pełne troski, miłości i czułości. Ale potem coś się popsuło. Mój mąż stał się agresywny, nerwowy i złośliwy. Codziennością stały się awantury. Kilka razy uciekałam do matki, szukając wsparcia, ale zawsze słyszałam tylko wyrzuty. Mama zawsze stała po jego stronie.

Gdy nas odwiedzała, od progu krytykowała: nie tak posprzątane, nie tak ugotowane, nie tak wyprasowane. Żadne tłumaczenia, iż jestem zmęczona pracą czy źle się czuję, nie robiły na niej wrażenia. „Kobieta powinna dbać o dom! jeżeli ci się nie podoba, niech mąż się wypowie! On jest przystojny, a ty… ani urody, ani charakteru!” — powtarzała jak mantrę.

Próbowałam jej przypomnieć, iż sama była dwa razy zamężna i oba związki zakończyły się rozwodem, ale w odpowiedzi słyszałam jedynie kolejne obelgi. Z Pawłem żyliśmy nieco ponad dwa lata. Ostatnią kroplą była chwila, gdy pierwszy raz mnie uderzył. W milczeniu spakowałam rzeczy i wyszłam. Następnego dnia złożyłam pozew o rozwód.

Mama wpadła w szał. Oświadczyła, iż skoro mąż podniósł na mnie rękę, to znaczy, iż ja go do tego doprowadziłam. Potem Paweł przychodził — błagał o przebaczenie, groził samobójstwem. Matka wywierała presję, gdzie tylko mogła. Ale ja się nie ugięłam. Po kilku miesiącach wyprowadziłam się od niej — nie wytrzymywałam już słuchania, jakim jestem kilka wartym człowiekiem, skoro nie zatrzymałam „takiego męża”. Długo dochodziłam do siebie. Cały rok.

Wtedy w moim życiu pojawił się Marek. Czuły, troskliwy, wyrozumiały. Długo się spotykaliśmy, a po półtora roku wzięliśmy ślub. Ukrywałam przed matką nasz związek, wiedząc, jak zareaguje. I, jak przewidziałam, przy pierwszym spotkaniu zaczęła porównywać Marka do Pawła. Oczywiście, nie na korzyść tego pierwszego.

Nie krępowała się choćby w dniu swojego jubileuszu. Zaprosiła mojego byłego męża i przez cały wieczór rzucała złośliwe uwagi, wychwalając go i poniżając Marka. Nie wytrzymaliśmy i wyszliśmy. Potem matka zaczęła dzwonić, podwajając wysiłki, by przekonać mnie, iż wyszłam za „nieroba”, który nie jest mnie wart. Na moje prośby, by przestała — tylko więcej obraźliwych słów.

Pewnego dnia obudziłam się i zrozumiałam, iż moja matka niszczy mnie jako osobę, niszczy moje małżeństwo i mój spokój ducha. Zaczęłam bać się o przyszłość — o męża, którego kocham, o ewentualne dzieci, które też byłyby przez nią upokarzane. Nie chcę, żeby ktokolwiek mówił moim dzieciom, iż są „nie takie” — tak jak kiedyś mówiono mi.

Wtedy podjęłam decyzję: przestaję się kontaktować z matką. Chcę żyć własnym życiem. Nie chcę, by moje małżeństwo skończyło się tak jak pierwsze — tylko przez jej truciznę. Skoro mój były jest dla niej tak ważny, niech ma go dla siebie. Ja wybieram kogoś, kto naprawdę mnie kocha i szanuje.

I wiesz co… po raz pierwszy od wielu lat poczułam się wolna.

Czasem najtrudniejsze decyzje prowadzą do największego spokoju. Warto odciąć to, co nas rani, choćby jeżeli to boli.

Idź do oryginalnego materiału