Jerzy Gruza i Krzysztof Teodor Toeplitz starali się uczynić z każdego z odcinków serialu 40-latek opowieść o konkretnym problemie gnębiącym czterdziestoletniego mężczyznę żyjącego w PRL-u. Karwowski zmagał się więc z wpływem mijających lat na jego sprawność zawodową i seksualną (w jednym z odcinków martwiło go także łysienie); z paleniem papierosów i niemożnością rzucenia tego nałogu (Andrzej Kopiczyński sam był nałogowym palaczem); z zawiścią sąsiadów i współpracowników na budowie; z poczuciem przytłoczenia nadmiarem obowiązków (to zwłaszcza od odcinka trzynastego, w którym Karwowski objął stanowisko dyrektora Przedsiębiorstwa Robót Drogowych, na które to stanowisko wskazał go komputer marki Odra trzeciego pokolenia, po wrzuceniu doń odpowiedniej ilości danych; wiceminister Zawodny z rozbrajającą szczerością wyznaje wtedy Karwowskiemu, iż z różnymi dyrektorami pracował, ale z komputerowym to jeszcze nie); z koniecznością zorganizowania sobie i rodzinie czasu wolnego.
Posłuchaj podcastu o książce „40-latek”
Podczas dwudziestu jeden odcinków serialu Karwowski wędrował przez trzy budowy: Trasy Łazienkowskiej, Dworca Centralnego oraz Trasy Toruńskiej (Gruzie udało się z ekipą „wejść” na te budowy i kręcić zdjęcia w autentycznych plenerach), wiemy też (z rozmowy Mareczka z doktorem Stelmachem w odcinku czwartym), iż wcześniej był kierownikiem budowy w Turoszowie.
Pomysł na takie życie zawodowe bohatera wynikał z zainteresowań samego Gruzy: „Zawsze uwielbiałem budowy […]. Śledziłem budowanie przez Szwedów hotelu Forum, który notabene nie podobał mi się od samego początku i nie podoba mi się do dziś. Moim zdaniem wyglądał jak silos na zboże, w dodatku pokryty był sraczkowatą elewacją i wyposażony w małe okienka, jak w więzieniu, i żadne kolejne rewitalizacje i remonty tego nie zmieniły. Zachwycał mnie natomiast sposób jego budowy, wspaniałe szalunki, które przy szalunkach z drewna, które widziałem na wcześniejszych budowach, wyglądały jak technologia kosmiczna. I to, iż pracą budowlańców już wówczas sterował komputer”.
Przy okazji reżyser podsumował, na czym polegała śmieszność przygód Karwowskiego: „Tworząc wraz z Krzysztofem Teodorem Toeplitzem […] postać Karwowskiego, mieliśmy przede wszystkim jeden cel – osiągnąć efekt komediowy poprzez pokazanie bohatera, który hasła ówczesnej propagandy, głoszone w radiu, telewizji i »Trybunie Ludu«, przyjmuje z pełną powagą i dosłownie. I rzecz jasna, żyjąc i działając w ten sposób, dostaje regularnie po tyłku. Oczywiście to, iż zawsze ekscytowały mnie budowy, z pewnością miało wpływ na to, iż bohater został akurat pracującym na budowie inżynierem”.
Praca na planie, jeżeli wierzyć tym, którzy w niej uczestniczyli, przebiegała w przyjemnej atmosferze. Pytałem moich rozmówców o jakieś nerwowe sytuacje, o wydarzenia, które zapamiętali jako przykre czy stresujące. Nikt niczego takiego sobie nie przypominał.
Anna Seniuk opowiadała za to: „Cały zespół tworzący 40-latka składał się z ludzi o podobnym poczuciu humoru. Andrzej Kopiczyński, Lolek Pietraszak, pani Irena Kwiatkowska, operator Mieczysław Jahoda. W tym gronie wystarczyło, iż ktoś rzucił pół słowa, a reszta już wiedziała, o co chodzi. Pamiętam, jak kiedyś Jerzy sporo się spóźnił na plan. I od razu jak wpadł, to »zrobił awanturę«: »Dlaczego nic jeszcze nie nakręcone, to co z was za aktorzy? Bez reżysera nie potraficie nic zrobić?«. I natychmiast rozładował całą sytuację, którą wywołał swoim spóźnieniem.
Do tego sposobu żartowania gwałtownie dołączyły nasze serialowe dzieci, zwłaszcza Piotrek Kąkolewski. Jako Mareczek nosił perukę. Kiedyś na planie rzucił tekstem: »Ja nie wiem, po co gram tę rolę. Przez tę perukę nikt mnie na ulicy nie rozpoznaje, nie prosi o autograf, to co to za przyjemność«. Był dowcipny już jako dzieciak. Pamiętam jedno spotkanie z Piotrkiem po latach niewidzenia się. Weszłam na pocztę, stała kolejka, przeprosiłam i powiedziałam, iż ja tylko na chwilę, zapytam, czy nakleiłam dobre znaczki. A tu jakiś pan mówi do mnie: »A co to ma znaczyć, dlaczego tak bez kolejki się wchodzi?«. Zaczęłam się tłumaczyć, iż bardzo przepraszam, ale ja tylko chciałam… A on na to: »Matka się tak zachowuje?«. I nagle patrzę – Piotruś! Czyli to Mareczek taką scenę mi na poczcie urządził, jak zawsze dowcipny. Teraz spotykamy się czasem przy różnych programach wspomnieniowych i, niestety, na pogrzebach…”
Interesującym wspomnieniem podzieliła się także Alicja Wolska, która grała w serialu jedną z koleżanek Magdy Karwowskiej z pracy, czyli z laboratorium: „Pracowaliśmy bardzo intensywnie i wyczerpująco, żeby wszystkie sceny »laboratoryjne« do danej serii nakręcić jak najszybciej. Było to męczące, zwłaszcza iż kręciliśmy te sceny w świetle wielkich i bardzo grzejących reflektorów, od których niemal się gotowaliśmy. Sceny w laboratorium, w którym pracuje Magda Karwowska, powstawały w warszawskich Filtrach i przypuszczam, iż takie tempo pracy mogło wynikać z tego, by nie dezorganizować na dłużej pracy Filtrów. Mieliśmy przy tym okazję zwiedzić Filtry, co było bardzo ciekawym doświadczeniem.
Nie zakolegowałam się jakoś wyjątkowo z aktorkami, które grały pracownice laboratorium, natomiast bacznie przyglądałam się, jak grają, jak pracują przed kamerą. Miałam wielki szacunek do pani Elżbiety Wieczorkowskiej, ponieważ stanowiła ona pewien wzór dobrego zachowania, uprzejmości wobec kolegów i koleżanek. Bardzo mi imponowało, iż mogłam z nią pracować. Bardzo sympatyczną wobec mnie koleżanką okazała się natomiast Ilona Stawińska, czyli druga żona Czesława Wołłejki. Raz choćby pojechałam na plan jej samochodem, a nie transportem ze wszystkimi. Okazywała mi dużo sympatii i pomagała, widząc, iż nie mam doświadczenia przed kamerą.
Doskonale pamiętam panią Lisiewską, czyli Mariolkę. Byłam bardzo zaskoczona na planie jej brakiem umiejętności aktorskich, ale i Elżbieta Wieczorkowska z drugiej strony widziałam, iż ma ogromny wręcz w 40-latku urok. Trochę dziwnie mówiła, z pewną wadą wymowy, i to jej także tego uroku dodawało. Jak mówię, widać było jej niedoświadczenie, pewne sceny musiała powtarzać, ale Gruza odnosił się do tego z wielką cierpliwością, a ona, gdy dawał jej uwagi, cała się rumieniła. Nie potrafię oczywiście powiedzieć, czy oni już wówczas byli parą, ale z całą pewnością coś między nimi się działo, iskrzyło”.
Dodajmy, iż poza Elżbietą Wieczorkowską (jej postać miała personalia – nazywała się Ryszarda Puciata), Iloną Stawińską i Grażyną Lisiewską w koleżanki Magdy z pracy wcieliły się także Antonina Girycz i Anna Wróblówna, a w trzech odcinkach także Z. Stańkówna (być może chodzi tu o Zdzisławę Stańko, aktorkę, która w latach 60. występowała w Państwowym Przedsiębiorstwie Imprez Estradowych w Poznaniu, ale nie udało mi się tego jednoznacznie ustalić). Zaś miejscem pracy Magdy, z wykształcenia hydrolożki (w serialu Magda nazywana jest hydrologiem), był Zakład Filtrów Pospiesznych badający czystość pitej przez warszawiaków wody (wybór dla Karwowskiej właśnie takiego miejsca pracy to, jak można się domyślić, kolejny przejaw „inżynieryjnych” fascynacji Gruzy). […]
Wróćmy do tego, jak – i gdzie – powstawały zdjęcia do serialu. W serwisie filmpolski.pl znajdziemy takie w 40-latku oto zdanie: „W serialu padają różne adresy Karwowskich: ul. Pańska 92 m. 161 (odcinek 10), ul. Pańska 62 m. 138 (odcinek 7), m. 137 (odcinek 17)”. „Klatka schodowa, winda, trzepak – to wszystko kręciliśmy na Pańskiej. Ale wnętrza – to już było wybudowane w hali zdjęciowej” – zapamiętała Anna Seniuk.
Mirella Kurkowska pamięta z kolei, która to była hala: „Mieszkanie Karwowskich zbudowano w hali zdjęciowej przy alei Lotników, w Wojskowej Wytwórni Wojskowej Czołówka. Niemal nikt już nie pamięta tej lokalizacji, choćby moja filmowa mama, czyli Anna Seniuk, przyznała mi się, iż już tego nie pamięta. A plenery były bardzo różne. Nie było spójności, oglądając serial, można odnieść wrażenie, iż to mieszkanie jest w którymś bloku przy ulicy Pańskiej, ale nie ma już pewności co do numeru: 61 czy 92. Dziś pasjonaci różnych nieścisłości na ekranie tropią takie rzeczy. Zastanawiają się również nad piętrem: szóstym, a może jednak siódmym.”
Kurkowska, wówczas pod nazwiskiem Mirella Olczyk, była drugą aktorką dziecięcą wcielającą się w córkę Karwowskich, Jagodę. Pierwszą była Grażyna Woźniak. Aby wyłonić jej następczynię, zorganizowano zdjęcia próbne, które aktorka wspomina tak: „W tamtych czasach, gdy nie było agencji aktorskich ani internetu, informacje o zdjęciach próbnych do filmów ukazywały się w gazetach. Chodziłam wtedy do ósmej klasy szkoły podstawowej im. Kostki-Potockiego w Wilanowie. Któregoś dnia, przed lekcjami, kupiłam sobie »Życie Warszawy«, a na przerwie przeczytałam o zdjęciach próbnych dla dziewczynek do roli w 40-latku, które odbywały się na ulicy Chełmskiej. Pojechałam prosto po szkole, bez pytania rodziców, bo wiedziałam, iż by się nie zgodzili.
Nie pasowałam do tego ogłoszenia, wymagano wzrostu takiego, jaki miała Grażyna Woźniak, ja zaś miałam dwanaście centymetrów więcej. Jurek Gruza opowiadał potem, iż Grażynka za bardzo wyrosła i trzeba wziąć młodszą dziewczynkę, ale… nikt z pytających chyba nad tym głębiej się nie zastanawiał, iż następczyni pozostało wyższa i w tym samym wieku. Często widzowie nie zauważają zresztą tej zamiany. Na zdjęciach próbnych było całe mnóstwo dziewczynek. Prowadził te zdjęcia, jeżeli się nie mylę, drugi reżyser Jakub Ruciński. Ustawiał dziewczynki w rzędy i wybierał je »na oko«. Na tym polegała pierwsza eliminacja. Potem na kolejnych etapach związano wybranym kandydatkom włosy w kucyki. Pamiętam, iż charakteryzatorka Roma Baszkiewicz, która potem mi »matkowała«, specjalnie obcięła moją grzywkę. I znów już z ucharakteryzowanych dziewczynek wybierano kolejne.
W ostatnim etapie uczestniczył już sam Jerzy Gruza, który dał mi takie zadanie: »Jestem twoim ojcem« – powiedział. »Namów mnie do czegoś«. Oczywiście nie pamiętam, do czego go namawiałam, ale najwyraźniej byłam najbardziej skuteczna. Nie znałam jeszcze wtedy decyzji, ale Gruza zakulisowo wspomniał mi, iż raczej już zostałam wybrana. Trochę celowo nie podawałam telefonu, jakiegoś bliższego kontaktu, jedynie adres, bo się bałam, iż odbiorą rodzice i nic z tego nie wyjdzie. Mój plan się powiódł. Któregoś dnia do drzwi zapukał drugi kierownik produkcji, Henryk Wasilewski i oznajmił rodzicom: »Państwa córka została wybrana do roli«. Dzięki elementowi zaskoczenia – zgodzili się!”
Najbardziej doświadczonym dziecięcym aktorem w ekipie był Piotr Kąkolewski grający Mareczka Karwowskiego. Wchodząc na plan serialu Gruzy, miał już za sobą role m.in. w jednym z odcinków serialu Przygody psa Cywila Krzysztofa Szmagiera (1970) oraz w Zazdrości i medycynie Janusza Majewskiego (1973), a bezpośrednio przed zdjęciami do 40-latka brał udział w przedstawieniu Teatru Telewizji Niemcy w reżyserii Jana Świderskiego. Do tej roli musiał mieć ogoloną głowę. To właśnie dlatego został na planie serialu Gruzy „wyposażony” w perukę.
Żadne z serialowych dzieci Karwowskich nie związało się na stałe z aktorstwem, jedynie Kurkowska całkiem z niego nie zrezygnowała, choć dziś przyznaje, iż to właśnie 40-latek w jakimś sensie „wyleczył” ją z marzeń o zawodowym aktorstwie.
**
Fragment książki Rafała Dajbora 40-latek. Kulisy kultowego serialu, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
*
Rafał Dajbor – aktor i dziennikarz. Od 2002 roku występuje w Teatrze Żydowskim w Warszawie. Zagrał kilkadziesiąt niewielkich ról w polskich filmach i serialach. Autor książek Jak u Barei, czyli kto to powiedział (2019), Mój mąż jest z zawodu dyrektorem, czyli Jak u Barei 2 (2022) i 40-latek. Kulisy kultowego serialu (2024).