Zawsze Możesz na Mnie Liczyć

twojacena.pl 1 tydzień temu

Gdy Kinga wychodziła za mąż, była pewna, iż to miłość na całe życie. Jej mąż, Krzysztof, był dla niej całym światem i starała się być dla niego idealną żoną – tą, na której zawsze można polegać, która nigdy nie zawiedzie.

Kinga miała w sobie coś, co sprawiało, iż trudno było jej nie lubić. Serdeczna, otwarta, z promiennym uśmiechem, zawsze gotowa nieść pomoc. choćby teściowa, Halina Nowak, mogła na nią liczyć. Gdy tylko zadzwoniła, skarżąc się na ból pleców czy zmęczenie, Kinga już pędziła do niej – sprzątała, gotowała, biegała do sklepu.

— Jakie to szczęście, iż cię mamy, Kinguś — wzdychała Halina. — Mój syn to żadna podpora, choćby nie oczekuję od niego pomocy. Mężczyźni tacy już są! Zawsze marzyłam o córce, a los dał mi ciebie.

Kingę rozczulały te słowa. Starała się jeszcze bardziej, by nie zawieść teściowej. I rzeczywiście, Halina miała rację – Krzysztof nie wysilał się, ani w domu, ani dla matki.

Ale nie tylko o to chodziło. Krzysztof uważał, iż obowiązki domowe to nie jego sprawa. Kinga nie protestowała – lubiła tworzyć przytulne wnętrza. Problem tkwił gdzie indziej: on sam nic nie robił, za to stale miał pretensje. Podłoga niedostatecznie umyta, zupa za mało słona.

Z czasem narzekania przybrały ostrzejszy ton. Zaczął wypominać Kingi wydatki, choć nie miał ku temu podstaw. Zarabiała sama i nigdy nie prosiła go o pieniądze.

— Ile kosztuje ten twój manicure? — pytał kąśliwie.

— Sto pięćdziesiąt złotych — odpowiadała cicho, jakby się tłumaczyła.

— Sto pięćdziesiąt złotych co miesiąc! — oburzał się. — Mogłabyś oszczędzać na samochód!

— Ale ty wydajesz na siłownię — odpowiadała nieśmiało.

— To co innego! Sport to zdrowie, siła! A twój lakier to marnowanie pieniędzy!

Narzekania rosły jak śnieżna kula. Potem zirytowało go, iż Kinga raz w miesiącu spotyka się z przyjaciółkami w kawiarni. Niewinna kawa, a jednak go to wkurzało.

— Po co ci te wyjścia bez męża? — burczał. — Siedź w domu!

Kinga była łagodna i unikała konfliktów, ale choćby jej anielska cierpliwość miała granice. Kłótnie stały się codziennością, zrozumienie zniknęło. Po trzech latach małżeństwa Kinga zdecydowała się na rozwód. Krzysztof się opierał, ale nie dlatego, iż chciał ratować związek, tylko dlatego, iż przywykł, by wszystko szło po jego myśli. Kinga nie mogła już tak żyć.

Po rozwodzie, gdy tylko Krzysztof wyniósł swoje rzeczy, zadzwoniła Halina.

— Kinguś, jak mogłaś?! — lamentowała. — Dlaczego od razu rozwód?

Kinga westchnęła. Wyjaśnienia z byłą teściową były ostatnią rzeczą, na którą miała ochotę, ale odparła:

— To nie stało się od razu, Halinko. Wszystko do tego prowadziło. Próbowałam, ale Krzysztof nie szuka kompromisów. Jego ciągłe pretensje… Jestem zmęczona.

— Ale byliście tak piękną parą! — prawie płakała teściowa. — I ja cię tak kocham! Jak ja teraz bez ciebie?

Kinga rozumiała, iż teraz to ona potrzebuje wsparcia, ale Halina, jak zwykle, skupiła się na sobie.

— Przecież możemy się widywać — powiedziała łagodnie. — Rozwód z Krzysztofem nie oznacza, iż zniknę. Dzwonić, jeżeli coś będzie potrzebne.

— O, Kinguś, jesteś złota! — ucieszyła się. — Więc nie żegnamy się?

— Oczywiście, iż nie.

Rozwód nie był łatwy. Krzysztof nie potrafił pogodzić się z porzuceniem. On, który uważał się za ideał mężczyzny, został dotknięty w dumie. Ale z czasem emocje opadły. Kinga odetchnęła, zdając sobie sprawę, iż nie żałuje. Krzysztof wyczerpał ją tak bardzo, iż uczucie dawno wygasło. A przecież kiedyś wydawał się jej wymarzonym partnerem. Albo udawał, albo ona widziała go przez różowe okulary.

Kinga zaczęła nowe życie. Zablokowała Krzysztofa wszędzie, by nie próbował ingerować. On jednak nie próbował – za to Halina nie zamierzała jej puścić.

Tydzień po rozwodzie odezwała się:

— Kinguś, dzień dobry! Jak się masz?

— W porządku — odparła Kinga. — A pani?

Pytanie było z grzeczności, ale teściowa tylko na nie czekała.

— Ojej, źle, Kinguś! Ciśnienie skacze, ledwo chodzę. Prosiłam Krzyśka o leki, a on odmówił! Nie wiem, jak sama mam dojść do apteki…

Kinga zrozumiała aluzję. Była dobra i nie mogła zostawić starszej kobiety samej.

— Przywiozę, Halinko — powiedziała. — Napiszcie, czego potrzeba, będę za godzinę.

— O, jesteś moim aniołem! — wykrzyknęła teściowa. — Wiedziałam, iż na tobie można polegać!

Kinga musiała odłożyć swoje sprawy, kupić leki i pojechać do Haliny. Jak zwykle napiła się herbaty, wysłuchała narzekań i wróciła dopiero po dwóch godzinach.

Nadzieja, iż teściowa będzie dzwonić rzadziej, okazała się płonna. Halina zaczęła nagabywać ją bez przerwy: zakupy, sprzątanie, różne sprawy. Pewnego dnia poprosiła o podwiezienie do centrum handlowego i wtedy Kinga straciła cierpliwość.

— A dlaczego Krzysztof nie może pomóc? — spytała.

Halina wymamrotała coś niewyraźnie i Kinga poczuła się winna. „Przecież jest jej ciężko, a ja się czepiam”, pomyślała.

Tak Kinga zaczęła widywać się z teściową częściej niż z własną matką. Halina dzwoniła ni stąd, ni zowąd, żądając pomocy. Gdy Kinga nie mogła przyjechać, teściowa jęczała tak żałośnie, iż Kinga ustępowała, przekładała plany, odwoływała spotkania.

W końcu, jak mówią, jesteśmy odpowiedzialni za tych, których oswoiliśmy. Kinga sama dała Halinie przyzwolenie, obiecując pomoc. Nie spodziewała się jednak, iż ta tak bezceremonialnie wykorzysta jej dobroć.

To mogło trwać w nieskończoność, ale Halina sama wszystko zepsuła.

Pewnego dnia znów zadzwoniła:

— Kinguś, moja siostra przyjechała. Jutro jedziemy na działkę, zawieziesz nas?

— Tylko nie za wcześnie — odpowiedziała zmęczona Kinga.

— Ojej, chciałybyśmy wcześniej… Dziewiąta rano w porządku?

— Dobrze — zgodziła się, żegnając sięI gdy Halina zaczęła kolejną skargę, Kinga wyłączyła telefon, uśmiechając się do siebie, bo wreszcie zrozumiała, iż swoje szczęście musi stawiać na pierwszym miejscu.

Idź do oryginalnego materiału