Gdy Kasia wychodziła za mąż, była pewna, iż to miłość na całe życie. Jej męża, Jakuba, uwielbiała i starała się być dla niego idealną żoną – tą, na której zawsze można polegać, tą, która nigdy nie zawiedzie.
Kasia była osobą, której nie dało się nie kochać. Ciepła, otwarta, z promiennym uśmiechem, zawsze gotowa nieść pomoc. choćby teściowej, Barbarze Nowak, Kasia pomagała bez wytchnienia. Ta dzwoniła, narzekała na bóle pleców czy zmęczenie, a Kasia już pędziła do niej: sprzątała, gotowała, biegała po zakupy.
— Jakie to szczęście, iż cię mam, Kasieńko — wzdychała Barbara. — Syn mi żadnej pomocy nie da, choćby się nie łudzę. Faceci tacy są! Zawsze marzyłam o córce, a los dał mi ciebie.
Kasi było miło słyszeć te słowa. Starała się jeszcze bardziej, by nie zawieść teściowej. I trzeba przyznać, Barbara miała rację – Jakub faktycznie nie przejmował się ani domem, ani matką.
Ale problem nie kończył się na tym. Jakub uważał, iż obowiązki domowe to nie jego sprawa. Kasia zresztą nie protestowała – lubiła dbać o dom. Problem był inny: Jakub nie robił nic, za to wiecznie czepiał się jej pracy. To podłogi nie dość lśniące, to zupa niedoprawiona.
Z czasem pretensje stawały się ostrzejsze. Zaczął wyrzucać Kasi, iż za dużo wydaje na siebie, choć to nieprawda. Kasia sama zarabiała i nigdy nie prosiła go o pieniądze.
— Ile kosztuje ten twój manicure? — pytał z przekąsem.
— Sto złotych — odpowiadała cicho, jakby się usprawiedliwiała.
— Sto złotych co miesiąc! — oburzał się. — Mogłabyś odkładać na samochód!
— Ale ty wydajesz na siłownię — broniła się nieśmiało.
— To co innego! Sport to zdrowie, siła! A twój manicure to strata kasy!
Pretensje rosły jak śnieżna kula. Potem Jakubowi nie spodobało się, iż Kasia raz w miesiącu spotyka się z przyjaciółkami w kawiarni. Nic wielkiego – zwykłe pogaduchy, ale i to go irytowało.
— Po co ci te wyjścia bez męża? — mruczał. — Siedź w domu!
Kasia była łagodna i unikała konfliktów, ale choćby jej anielska cierpliwość miała granice. Kłótnie stały się codziennością, zrozumienie zniknęło. Po trzech latach małżeństwa Kasia zdecydowała się na rozwód. Jakub się opierał, nie dlatego, iż chciał ratować związek, ale dlatego, iż nie znosił, gdy coś nie szło po jego myśli. Kasia nie mogła już tak żyć.
Rozwód doszedł do skutku. Gdy tylko Jakub spakował rzeczy i wyszedł, zadzwoniła Barbara Nowak.
— Kasieńko, jak to możliwe? — lamentowała. — Dlaczego od razu rozwód?
Kasia westchnęła. Wyjaśnianie wszystkiego byłej teściowej było ostatnią rzeczą, na którą miała ochotę. Mimo wszystko odpowiedziała:
— To nie było od razu, Barbaro. Wszystko do tego prowadziło. Starałam się, ale Jakub nie chce kompromisów. Jego ciągłe pretensje, krytyka… Jestem zmęczona.
— Ale byliście taką piękną parą! — niemal płakała teściowa. — I tak cię kocham! Jak ja teraz bez ciebie?
Kasia czuła, iż to ona potrzebuje teraz wsparcia, ale Barbara, jak zwykle, skupiła się na sobie.
— Dlaczego bez mnie? — powiedziała łagodnie. — Możemy się przez cały czas widywać. Rozwód z Jakubem nie znaczy, iż zniknę. Dzwonić, gdy coś będzie potrzebne, pomogę.
— Och, Kasieńko, jesteś złota! — ucieszyła się teściowa. — Więc to nie pożegnanie?
— Oczywiście, iż nie.
Rozwód nie przyszedł łatwo. Jakub nie mógł znieść, iż to ona go zostawiła. On, który uważał się za ideał, poczuł się upokorzony. Ale z czasem wszystko się uspokoiło. Kasia odetchnęła, zdając sobie sprawę, iż nie żałuje. Jakub wyczerpał ją tak bardzo, iż miłość dawno zgasła. A przecież kiedyś wydawał się mężczyzną jej marzeń. Albo udawał, albo patrzyła na niego przez różowe okulary.
Kasia zaczęła nowe życie. Jakuba zablokowała wszędzie, by nie próbował ingerować. On nie próbował, ale Barbara nie zamierzała odpuścić.
Tydzień po rozwodzie zadzwoniła:
— Kasieńko, jak się masz?
— W porządku — odpowiedziała Kasia. — A pani jak?
Pytanie było z grzeczności, ale teściowa tylko na nie czekała.
— Źle, Kasieńko! Ciśnienie skacze, ledwo chodzę. Prosiłam Jasia, żeby przywiózł leki, a on odmówił! Nie wiem, jak mam dotrzeć do apteki…
Kasia zrozumiała aluzję. Była dobra i nie mogła zostawić starszej kobiety bez pomocy.
— Przywiozę, Barbaro — powiedziała. — Niech pani napisze, czego potrzeba, będę za godzinę.
— O, moja wybawicielka! — zawołała teściowa. — Wiedziałam, iż na ciebie można liczyć!
Kasia musiała odłożyć swoje sprawy, kupić leki i pojechać do Barbary. Tam, jak zwykle, napiła się herbaty, wysłuchała skarg i wyszła dopiero po dwóch godzinach.
Ale nadzieja, iż teściowa będzie dzwonić rzadziej, okazała się płonna. Barbara zaczęła angażować Kasię coraz częściej: raz zakupy, raz sprzątanie, raz coś innego. Pewnego dnia poprosiła o podwózkę do centrum handlowego i wtedy Kasia straciła cierpliwość.
— Dlaczego Jakub nie może pomóc? — spytała.
Barbara coś mruknęła niewyraźnie i Kasia poczuła wyrzuty sumienia. „Przecież jest w potrzebie, a ja się czepiam” — pomyślała.
Tak Kasia widywała się z teściową częściej niż z własną matką. Barbara dzwoniła w najmniej oczekiwanym momencie, żądając natychmiastowej pomocy. Gdy Kasia nie mogła przyjechać, teściowa tak jęczała, iż ta w końcu ulegała, odwoływała plany, przekładała spotkania.
W końcu, jak mówi przysłowie, jesteśmy odpowiedzialni za tych, których oswoiliśmy. Kasia sama dała Barbarze carte blanche, obiecując pomoc. Ale nie spodziewała się, iż ta tak bezceremonialnie wykorzysta jej dobre serce.
Wszystko mogło trwać w nieskończoność, ale Barbara sama wszystko zepsuła.
Pewnego dnia znów zadzwoniła:
— Kasieńko, przyjechała moja siostra. Jutro jedziemy na działkę, odwieziesz nas?
— Tylko nie za wcześnie — odpowiedziała zmęczona Kasia.
— O, chciałyśmy rano… O dziewiątej może być?
— Dobrze — zgodziła się, żegn— O dziewiątej będę — zgodziła się Kasia, żegnając się w myślach z wolnych sobotą.
Następnego dnia, gdy Barbara i jej siostra czekały pod blokiem, Kasia spokojnie popijała kawę w swoim mieszkaniu, uśmiechając się na myśli, iż wreszcie postawiła na swoim.