Zawsze możesz na mnie liczyć

polregion.pl 10 godzin temu

Gdy Jadwiga wychodziła za mąż, była pewna: to miłość na całe życie. Jej męża, Wojciecha, uwielbiała i starała się ze wszystkich sił być dla niego idealną żoną – tą, na którą zawsze można liczyć, tą, która nigdy nie zawiedzie.

Jadwiga była z tych kobiet, których nie sposób nie pokochać. Dobrotliwa, serdeczna, z promiennym uśmiechem, zawsze gotowa nieść pomoc. choćby teściowa, Zofia Janowska, mogła na nią liczyć. Gdy tylko zadzwoniła, skarżąc się na ból pleców czy zmęczenie, Jadwiga już biegła do niej: sprzątała, gotowała, biegała po zakupy.

— Jakże mi z tobą dobrze, Jadziu — wzdychała Zofia Janowska. — Syn mój to żadna podpora, niczego po nim nie oczekuję. Mężczyźni tacy już są! Zawsze marzyłam o córce, a los dał mi ciebie.

Jadwidze miło było słyszeć te słowa. Starała się jeszcze bardziej, by nie zawieść teściowej. I w sumie miała rację: Wojciech naprawdę nie trudził się pomocą – ani w domu, ani matce.

Ale nie tylko o to chodziło. Wojciech uważał, iż domowe obowiązki to nie jego sprawa. Jadwiga w zasadzie się nie sprzeciwiała, lubiła tworzyć przytulność. Problem był jednak inny: on sam nic nie robił, za to bez końca miał uwagi. To podłoga nie dość lśniąca, to zupa za mało słona.

Z czasem pretensje rosły jak śnieżna kula. Zaczął wyrzucać Jadwidze, iż za dużo wydaje na siebie, choć wcale tak nie było. Zarabiała sama i nigdy nie prosiła go o pieniądze na swoje potrzeby.

— Ile kosztuje ten twój manicure? — syczał.

— Sto pięćdziesiąt złotych — cicho odpowiadała, jakby się tłumaczyła.

— Sto pięćdziesiąt złotych co miesiąc! — oburzał się. — Moglibyśmy oszczędzać na nowe auto!

— Ale ty przecież wydajesz na siłownię — broniła się nieśmiało.

— To zupełnie co innego! Sport to zdrowie, siła! A twoje paznokcie to czysta fanaberia!

Pretensje narastały. Potem Wojciechowi nie spodobało się, iż Jadwiga raz w miesiącu spotyka się z przyjaciółkami w kawiarni. Nic wielkiego – tylko pogaduchy przy kawie, ale i to go irytowało.

— Po co ci te wyjścia bez męża? — mamrotał. — Siedź w domu!

Jadwiga była łagodna i unikała sporów, ale choćby jej anielska cierpliwość w końcu pękła. Kłótnie stały się codziennością, zrozumienie zniknęło. Po trzech latach małżeństwa zdecydowała się na rozwód. Wojciech się opierał, nie dlatego, iż chciał ratować związek, ale dlatego, iż przywykł, by wszystko szło po jego myśli. Jadwiga nie mogła już tak żyć.

Rozwód doszedł do skutku. Gdy tylko Wojciech spakował rzeczy i wyszedł, zadzwoniła Zofia Janowska.

— Jadziu, jak mogłaś? — lamentowała. — Dlaczego od razu rozwód?

Jadwiga westchnęła. Tłumaczenie się z byłą teściową było ostatnią rzeczą, na którą miała ochotę. Ale odpowiedziała:

— To nie od razu, pani Zofio. Wszystko do tego zmierzało. Starałam się, ale Wojciech nie idzie na kompromisy. Jego wieczne pretensje… Jestem zmęczona.

— Ale byliście tak piękną parą! — niemal płakała teściowa. — A ciebie tak kocham! Jak ja teraz bez ciebie?

Jadwiga rozumiała, iż sama potrzebuje wsparcia, ale Zofia Janowska, jak zwykle, przestawiła rozmowę na siebie.

— Dlaczego bez mnie? — odparła łagodnie. — Możemy się przecież widywać. Rozwód z Wojtkiem nie znaczy, iż zniknę. Dzwonić, gdy coś będzie trzeba, pomogę.

— O, Jadziu, złotko ty moje! — ucieszyła się. — Więc to nie koniec?

— Oczywiście, iż nie.

Rozwód dał Jadwidze w kość. Wojciech nie mógł znieść, iż go zostawiła. Człowiek, który uważał się za ideał, został dotkliwie upokorzony. Ale z czasem emocje opadły. Jadwiga w końcu odetchnęła, zdając sobie sprawę, iż nie żałuje. Wojciech wyczerpał ją tak bardzo, iż miłość dawno wygasła. A przecież kiedyś wydawał się mężczyzną jej marzeń. Albo udawał, albo ona patrzyła na niego przez różowe okulary.

Zaczęła nowe życie. Wojciecha zablokowała wszędzie, by nie próbował się wtrącać. Nie próbował, ale Zofia Janowska nie zamierzała jej wypuścić.

Tydzień po rozwodzie zadzwoniła:

— Jadziu, dzień dobry! Jak się masz?

— W porządku — odpowiedziała. — A pani?

Pytanie było z grzeczności, ale teściowa tylko na nie czekała.

— Oj, źle, Jadziu! Ciśnienie skacze, ledwo chodzę. Prosiłam Wojtka, by przywiózł leki, ale odmówił! Nie wiem, jak dojść do apteki…

Jadwiga zrozumiała aluzję. Była dobra i nie mogła zostawić starszej kobiety bez pomocy.

— Przywiozę, proszę pani — pow— Napiszę pani, co potrzeba, za godzinę będę.

Idź do oryginalnego materiału