Czy naprawdę zarejestrowałaś go w mieszkaniu? nie mógł uwierzyć w to Janek, gdy matka po raz pierwszy wspomniała o nowym lokatorze. Do tej pory nie pomyślałaby o takiej decyzji.
A po co? Czy naprawdę Igor ma być naszym stałym gościem? mruknęła matka, ciągle zerkała na współlokatora.
Miał już czterdzieści lat przecież powinien mieć własne lokum!
Ojciec odszedł, gdy Janeczku było trzynaście lat, a jego siostrzyczce Klementynie zaledwie trzy. Nie było już nikogo, kto mógłby im pomóc; jedyna babcia ze strony matki zmarła dwa lata wcześniej, a dalszych krewnych nie mieli.
Szczerze mówiąc, Janek nie przeżywał zbyt wiele po stracie ojca ten ciągle błąkał się po nocnych patrolach, więc rodzina rzadko go widywała. Mimo to ojciec utrzymywał rodzinę, a po jego odejściu finanse opadały, bo jedynie matka jako sprzedawczyni w sklepie miejskała się z pensją.
Matkę biło współczucie; po utracie żywiciela zdawała się być zagubiona, a Janek wspierał ją, jak tylko potrafił. Pracował dorywczo, pomagał w domu, opiekował się Klementyną. Nie sprzeciwił się, gdy po roku matka przyprowadziła do domu pewnego Mikołaja.
Obcy mężczyzna nie był mu potrzebny, ale matka nagle uśmiechnęła się po raz pierwszy od dawna i zdawała się młodziej wyglądać. Ten krótkotrwały wigor nie trwał długo po kilku miesiącach Mikołaj zniknął.
Okazało się, iż jest żonaty słyszała Janek, gdy matka łkała przy sąsiadce. A był tu w delegacji. Lepsze przecież mieszkanie niż hotel!
Och, Aniu wzdychała sąsiadka. Masz dwoje dzieci, lepiej zajmij się nimi, niż biegać za obcymi mężczyznami.
Następnie pojawił się ciężki w swoim stylu Sergiusz Iwanowicz, który wyzywał matkę słowiczem, a Janka i Klementynę pisklętami. Wystarczyło mu pół roku. Potem przybył cichy, niepozorny i bardzo uprzejmy Stefan. Ten wytrzymał trzy miesiące.
Dlaczego matka nie szczęściła się z mężczyznami, Janek nie rozumiał. Była piękna, gospodynna i troskliwa Po Stefanie nastała cisza.
Nie potrzebuję nikogo, oświadczyła Anna Władysławowa tej samej sąsiadce. Bóg dał mi dobre dzieci, będę je wychowywać i cieszyć się nimi.
Janek westchnął z ulgą. Miał szesnaście lat i marzył o studiach w innym mieście. Dzięki babci poszedł do szkoły w wieku sześciu lat, więc nie mógł wyjechać bez zgody matki, a zostawić siostrę pod opieką zakochanej Anny Władysławowej nie chciał.
Co ty, synu! wykrzyknęła matka, kiedy Janek się wahał, mówiąc o planach pod koniec jedenastej klasy. Oczywiście jedź! My sobie poradzimy z Kasią. Tylko pieniędzy Ci nie dam, westchnęła.
Sam się o siebie zadbam podjął Janek z zapałem. Na pewno sobie poradzimy?
Na pewno.
Wtedy jeszcze nie wiedział, iż matka puściła go z lekkim sercem nie bez powodu. Udał się na uczelnię, zamieszkał w akademiku, pilnie się uczył i dorabiał wieczorami. Nie było łatwo, ale Janek był gotów na trudy.
Zdał się jednak nieprzygotowany na tęsknotę za matką i za siostrą. Klementyna była dla niego jak mały anioł, patrzyła na niego jak na boskiego opiekuna i zawsze wszystko robiła po jego myśli. Gdy dowiedziała się o jego wyjeździe, płakała gorzko, ale niedługo stwierdziła, iż będzie czekać, bo to dla niego lepsze.
Kilka miesięcy po rozstaniu Klementyna zaczęła rozmawiać z Janem telefonicznie (co trzy dni) w coraz bardziej przygasłym tonie, a pewnego dnia wybuchła łzami.
Dobra, mała żabko powiedział surowo Jan. Otrzyj łzy i powiedz, co się stało. Tylko prawdy, bo kłamstwo nie służy nikomu.
Siostra posłuchała, a po pięciu minutach Janek poczuł dreszcz, gdy usłyszał, co naprawdę dzieje się w domu. Okazało się, iż zaraz po jego wyjeździe matka przywiózła do mieszkania wujka Władka hałaśliwego gościa, który od razu uznał się za pana domu.
Władek był elektrykiem w małej firmie, łysy i rumiany, nieprzystojny, a zachowywał się jak król nie tylko wobec współlokatora, ale i wobec córki matki. Matka układała się pod nim jak dywan, zapominając o własnej córce.
Ósmioletnia Klementyna sama chodziła do szkoły, położonej dwa bloki od domu, i sama wracała. Matka przestała odprowadzać ją na basen i do zajęć w teatrze: jeżeli chcesz iść idź sama, naucz się samodzielności.
Władek uważał, iż dziewczynka ma sama gotować, prać i prasować, a matka wciąż nie dawała mu wytchnienia, choć nie trwało to długo. Dodatkowo Klementynie zakazano wychodzić z pokoju bez zgody, kiedy Władek był w domu, i starała się unikać jego wzroku.
Co się stało, matko, zwariowałaś? wybuchnął Jan, słysząc siostrę. Porozmawiam z Tobą! Nie płacz, mała żabko, załatwię to.
Rozmowa nie przyniosła rozwiązania.
Czy ja nie zasługuję na własne szczęście? zapytała matka ostro, gdy Janek zwrócił uwagę na cierpienie Klementyny. Władek to świetny facet! A Klementynka jest po prostu rozpuszczona, potrzebuje dyscypliny.
Klementynka? Dawniej Anna Władysławowa nazywała swoją córkę Kasią, a w chwilach złości Katarzyną. Teraz wszystko się zamieniło.
Mamo, naprawdę czujesz się dobrze? Nic Ci nie boli? zapytał ostrożnie Jan.
Czuję się wspaniale odparła matka, po czym złagodziła ton: Klementynka trochę przesadza tęskni za Tobą, więc wyobraża sobie, iż musi Cię rozpieszczać.
Jan nie był pewien, czy siostra wymyśla, ale nie miał też powodów, by nie wierzyć matce. Nieco się uspokoił i skupił na nauce, chcąc zdać sesję wcześnie i znaleźć pracę.
Brakowało mu pieniędzy, choć nie pił, nie palił i nie spędzał czasu w klubach. Udało mu się zdać sesję, prawie we wszystkich przedmiotach uzyskał automatyczną zaliczkę, ale musiał zrezygnować z oferty pracy.
Boję się go wykrzyknęła Klementyna przez telefon, przerażona. Matka i on ciągle się kłócą, on nie wychodzi z pokoju, a czasem chodzi po mieszkaniu nagi
Co masz na myśli? Janek drążył dalej.
Boję się go powtórzyła.
Jego wyobraźnia nie była zwykle spokojna, ale teraz malował w głowie straszne obrazy. Pierwszym autobusem pojechał do domu i od razu przekonał się, iż siostra nie kłamie.
Władek krążył po mieszkaniu jak duch, patrzył z góry na Janka, a matka krzyczała do niego: Synku, już przybyłeś, a Ty choćby stół nie nakryłaś gościom. Ona tylko uśmiechała się podstępnie, mówiąc: Już za chwilę, Igorze, wszystko będzie dobrze.
Jan nie podjął z panem domu drinka. Uciekł do pokoju siostry, która teraz płakała ze szczęścia. Na marginesie usłyszał, jak Władek szepcze do matki: Źle wychowałeś chłopaka, brak mu szacunku do starszych, a ona drżyła i murmurzyła coś niejasnego.
Po kilku dniach Janek miał pewność siostra nie wymyślała. Władek rządził w mieszkaniu, wydawał rozkazy, a Jan od razu odpowiedział ostrym:
Nie masz prawa dyktować mi w moim domu!
A zagrożenie zawisło w powietrzu. Twoje dziecko nie traktuje mnie jak człowieka, wyjaśnij mu.
Synku, po co się wywyższasz? wpadła matka. Igor też tu jest zapisany, więc znajdziecie jakieś porozumienie, bo wszyscy musimy tu żyć razem
Czy naprawdę to zarejestrowałaś go w mieszkaniu? Janek nie mógł uwierzyć. Wcześniej matka nigdy nie pomyślałaby o takiej rzeczy.
No i co? Czy Igor ma być stałym gościem? mruknęła, rozglądając się po współlokatorze.
Ma już czterdzieści lat powinien mieć własny dom!
Gdy spierali się, drzwi wejściowe wystrzeliły otworem. Igor, obrażony, odszedł. Matka drgnęła i rzuciła się za nim, ale Janek przytrzymał ją.
Mamo, co się dzieje? próbował spojrzeć jej w oczy. Może coś mu podaje? Może powinniśmy pójść do lekarza?
Co ty wiesz? nagle łzawiła matka. Może po raz pierwszy w życiu się zakochałam! A Igor mnie kocha! Myślisz, iż łatwo żyć bez męża? i łzy spłynęły po jej policzkach.
Janek nie wiedział, co powiedzieć. Czuł żal zarówno do matki, jak i siostry, a i do siebie samego nie mógł zostawić ich obu bez opieki. Z drugiej strony uczelnia zapełniła mu oczy łzami.
Najważniejsze było jednak pozbycie się Władka. Żadne namowy nie działały na matkę; wydawało się, iż Igor ją zniewolił. Janek musiał znaleźć inny sposób. Współczesny internet już wtedy pozwalał na wiele rozwiązań.
Mamo, albo wyprosisz tego współlokatora, albo pójdę do sądu, rzekł stanowczo.
Jaki sąd, synu? Igor mieszka tutaj legalnie, odpowiedziała matka, nie odstępując od stanowiska.
Zobaczymy. Zarejestrowałaś go, kiedy byłem nieletni, a teraz wszystko się zmieniło. Pomyśl o tym, nie odpuszczał Jan.
Władek, nie chcąc być upokorzony w sądzie, po dwóch dniach wyprowadził się.
Matka odtąd spojrzała na Janka z wyrzutem, ale po chwili znów się uśmiechnęła i zaczęła znikać z domu, jakby pogodziła się z kochankiem. Jan przeniósł się na studia zaoczne i podjął pracę w rodzinnym mieście. Ma nadzieję, iż matka kiedyś się otrząśnie, a on będzie mógł żyć spokojnie, choćby na wszelki wypadek trzymałby rękę na pulsie, by nic złego się nie stało.













