Dzisiaj znów siedzę przed pustą stroną dziennika, próbując uporządkować chaos w mojej głowie.
— Po co mi to wszystko powiedziałaś? — zapytała Irena, głosem, który brzmiał obco choćby dla niej samej.
— Samo nie wiem — odparła Joanna równie cicho, jakby z głębi jakiejś ciemności.
Chciała mówić dalej, ale utknęła w jej spojrzeniu — ostrym, podejrzliwym, jakby patrzyła na kogoś, komu już nigdy nie uwierzy.
W tamten piątek, jak zwykle po pracy, Irena i Joanna zajrzały do ich ulubionej kawiarni. Ten rytuał trwał od lat: lampka wina, ciepłe pogawędki, śmiech, czasem łzy. Dwie kobiety zmęczone życiem, rodziną, codziennym biegiem. Przy tym stoliku przy oknie mogły być sobą.
Ale tamtego wieczoru wszystko potoczyło się inaczej.
Irena nagle zerwała się, rozpromieniona, i rzuciła:
— Wybacz, na chwilę! — wybiegając na ulicę. Joanna, zdziwiona, uniosła brew i spojrzała za nią.
Przez szybę zobaczyła, jak Irena obejmuje jakąś kobietę. Wysoką, zadbaną, o łagodnym uśmiechu. Joanna zamarła.
Sekunda. Druga. Wtedy rozpoznała tę twarz. I ogarnął ją chłód.
Znała tę kobietę.
Gdy Irena wróciła, atmosfera była już nie ta. Joanna wymusiła uśmiech:
— Kto to był?
— Ach, Wiesia. Moja kuzynka. Czemu pytasz?
— Tak tylko… wydało mi się, iż znam tę twarz.
— Znacie się? Chcesz, bym was lepiej przedstawiła? Wiesia jest cudowna!
— Nie! — wybuchnęła Joanna głośno, ostro. Parę osób odwróciło głowy. — Przepraszam… to nie ma sensu.
Irena zmarszczyła brwi:
— O co chodzi?
Joanna spuściła wzory, zaciskając dłonie pod stołem:
— Irena… Wiesia miała męża. Nazywał się Darek, prawda?
— Tak. I co z tego?
— To ja byłam z nim. To ja zrujnowałam ich małżeństwo.
Wszystko, co Irena wiedziała o rozstaniu Wisi z mężem, pochodziło od kuzynki. Zdrada. Rozczarowanie. Milcząco przyjęty rozwód. Ból, nieznośny i cichy.
A teraz — wyznanie od Joanny. Przyjaciółki. Kobiety, której ufała.
Joanna mówiła, jakby rozplątując węzeł, który nosiła w sobie od lat:
— Przyjaźniłyśmy się z Wiesią od dziecka. Wszystko razem: podwórko, szkoła, studia. Potem poznała Darka. Najpierw się cieszyłam. A później… straciłam rozum. Jego spojrzenie, głos… objął mnie na weselu, tak, na tańcu. A we mnie wszystko się przewróciło. Nie wiem, jak to się stało. Wiedziałam tylko jedno: chcę go. I przestało mi wystarczać, iż jestem przyjaciółką Wisi. Chciałam być jej rywalką.
Najpierw były spojrzenia. Potem dotyk. Potem nocne rozmowy. A w końcu — ten moment, gdy Wiesia leżała w szpitalu. Przyszłam pomóc, a wyszłam jako kochanka jej męża.
Przyszedł do mnie. Myślałam, iż zacznie się nowe życie. Okazało się, iż to piekło.
Darek porównywał. Oskarżał. Mówił, jaka Wiesia była idealna, a ja — nie. W rocznicę ich ślubu upijał się i płakał. Zawsze płakał.
Żyłam w iluzji. Aż zrozumiałam: nigdy mnie nie kochał. Byłam miejscem, gdzie mógł się schować, ale nie zostać.
Irena słuchała, zaciskając usta. Trzęsła się. Tyle lat przyjaźni z Joanną. Rady, wieczorne rozmowy, wsparcie. A to wszystko — z kimś, kto zdradził jej rodzinę. Zabił duszę kuzynki.
— Wiedziałaś, iż Wiesia to moja rodzina? — zapytała głosJoanna westchnęła ciężko i zamknęła dziennik, wiedząc, iż niektóre rany nigdy nie przestaną boleć.