Zagrał w dwóch częściach kultowej komedii. Zdradził, którą woli bardziej

film.interia.pl 3 dni temu
Zdjęcie: INTERIA.PL


Dzięki serii "Kevin sam w domu" Macaulay Culkin stał się jedną z najbardziej rozpoznawalnych gwiazd lat 90. Chociaż oba filmy cieszą się dużą popularnością, odtwórca głównej roli otwarcie przyznał, iż ma swojego ulubieńca. Która część bardziej mu się podoba i dlaczego?


Którą część "Kevina" woli Macaulay Culkin?


"Kevin sam w domu" to prawdziwa klasyka świątecznego kina, która od lat bawi kolejne pokolenia widzów. Macaulay Culkin wcielił się w rolę małego rozrabiaki Kevina McCallistera w dwóch częściach serii, stając się ikoną komedii. Choć oba filmy cieszą się ogromną popularnością, sam aktor przyznał, iż ma swojego faworyta.
Okazuje się, iż Culkin zdecydowanie preferuje drugą część serii. Dlaczego? "Zarobiłem więcej" - wyznał, gdy był gościem w programie "Hot Ones". "Myślę, iż mam 5 procent zysków netto, a także 15 procent zysków z merchandisingu."Reklama


"Kevin sam w domu" - kultowa świąteczna komedia


"Kevin sam w domu" to kultowa komedia familijna z 1990 roku, która opowiada historię ośmioletniego Kevina McCallistera, przypadkowo zostawionego samego w domu na święta Bożego Narodzenia. Kevin musi stawić czoła dwóm niezdarnym włamywaczom, którzy próbują okraść jego dom, wykorzystując spryt i różne pułapki. Film łączy humor oraz wartką akcję, dzięki czemu gwałtownie zdobył ogromną popularność na całym świecie.
Druga część, "Kevin sam w Nowym Jorku" z 1992 roku, przenosi bohatera do wielkiego miasta, gdzie znów walczy z podobnymi kłopotami, ale w zupełnie nowym otoczeniu.


Film był prawdziwym wyzwaniem dla twórców i aktorów


Twórcy "Kevina samego w domu" napotkali wiele przeszkód podczas realizacji filmu. Ze względu na przekroczenie budżetu o prawie 5 milionów dolarów Warner Bros. wycofało się z finansowania. Na szczęście prawa do filmu wykupiło 20th Century Fox i nagrania ruszyły pełną parą.
Prawdziwym wyzwaniem dla ekipy filmowej okazał się być najważniejszy element świątecznej atmosfery - śnieg. Przez wiele dni pogoda nie dopisywała, dlatego scenografowie musieli wspomagać się sztucznym pyłem, pianą czy płatkami ziemniaczanymi. W końcu natura okazała się łaskawa i z nieba spadł gęsty, biały puch.
Wiele scen kręcono bez użycia efektów specjalnych, co oznaczało prawdziwe ryzyko dla aktorów i ich dublerów. Troy Brown, kaskader Joego Pesci, w jednej z najbardziej pamiętnych scen, naprawdę otrzymał cios łopatą w głowę. Wielokrotnie również spadał ze schodów czy lądował na plecach po wykonaniu kilku fikołków. "Strach było patrzeć" - zdradziła po latach ekipa filmowa w serialu dokumentalnym Netfliksa "Filmy naszej młodości".
Zobacz też: Wyczekiwany thriller polityczny Netfliksa. To może być międzynarodowy hit
Idź do oryginalnego materiału