Wezmę waszą córeczkę do mojej klasy, jeżeli nie macie nic przeciwko powiedziała nauczycielka, która przypadkiem usłyszała rozmowę mojej mamy z wicedyrektorką i inną wychowawczynią.
Tamta nauczycielka, do której klasy mama próbowała mnie zapisać, stanowczo nie chciała mnie przyjąć.
Ale ona będzie u was dwóją, nie umie czytać, choćby nie potrafi złożyć liter w sylaby argumentowała. Gdzie to widziane, żeby w klasie “A” były dwóje?
Miała rację. Ani czytać, ani pisać nie umiałam, mama nie mogła ze mną ćwiczyć, bo latem wcale nie miałam ochoty siedzieć nad elementarzem. Wolałam biegać po podwórku. Mama często mówiła: “Od rana do nocy tylko na dworze hasasz!” A ja po prostu chciałam poznać każdy zakamarek naszego osiedla, a potem nie tylko naszego, i wspiąć się na każde drzewo. Tego nie dało się zrobić choćby od świtu do zmierzchu.
Ale pani Zofia Michałowska chyba coś we mnie dostrzegła. Tak trafiłam do klasy “B”. Zachowanie miałam okropne, ale uczyłam się znakomicie. Nauka przychodziła mi z łatwością, a pani Zofia umiała znaleźć klucz do każdego dziecka.
Jakże ją kochaliśmy! W naszej klasie do piątej nie było ani jednego słabego ucznia sami prymusi. U pani Zofii inaczej po prostu się nie dało.
Gdy kończyliśmy szkołę podstawową, pani Michałowska była już na emeryturie. Nie miała własnych dzieci ani męża. Całe życie poświęciła nauczaniu.
Często spędzaliśmy u niej weekendy to były prawdziwe święta. W jej domu zawsze pachniało świeżymi kwiatami, a na stole stały miski z cukierkami, choć w tamtych czasach były one towarem deficytowym.
Nierzadko zastawaliśmy u niej dawnych uczniów, którzy zostawali i opowiadali nam historie ze swoich szkolnych lat, o wycieczkach, wspólnych przygodach. Marzyliśmy, iż kiedyś i my będziemy przychodzić z pudełkiem czekoladek i snuć opowieści dla młodszych.
Pani Zofia mieszkała sama w trzypokojowym mieszkaniu odziedziczonym po rodzicach. Wnętrze było skromne, ale pełne gustu. Mogliśmy godzinami przeglądać przedmioty na półkach pamiątki od uczniów lub ich własnoręcznie wykonane upominki. W jednym pokoju stały same regały z książkami, morze literatury, a obok wygodny fotel.
Tam siadała, a my gromadziliśmy się na miękkim dywanie u jej stóp. Wyciągała jakąś fascynującą książkę i czytała nam, a potem żywo dyskutowaliśmy. Rozmawialiśmy też o sztuce opowiadała o malarzach, poetach, kompozytorach, puszczała płyty, zanurzając nas w świecie kultury.
Na początku każdej pory roku cała klasa szła z sztalugami do pobliskiego parku. W ciszy przenosiliśmy na papier to, co widzieliśmy i czuliśmy. Tylko zimą malowaliśmy w jej domu, patrząc przez okno. Pani Zofia też tworzyła jej obrazy były przepiękne. Potem darowywała je któremuś z nas. Graliśmy też w warcaby, a zwycięzca dostawał nagrodę.
Po ukończeniu szkoły często ją odwiedzaliśmy. Po nas uczyła jeszcze jedną klasę, aż w końcu odeszła ze szkoły. Ale nie na emeryturę zaczęła udzielać korepetycji w domu.
Odeszła w wieku osiemdziesięciu lat. Siedząc w swoim ulubionym fotelu, z książką w dłoniach, zamknęła oczy, jakby zasnęła. Obok była jedna z jej dawnych uczennic, Kasia, już czterdziestoletnia lekarka, która po dyżurze zawsze wpadała na herbatę.
Na pogrzebie płakały tłumy. Nigdy nie widziałam tylu kwiatów i tylu wzruszonych wspomnień.
Taką była pani Zofia Michałowska jej rodzina to nie kilkoro, ale dziesiątki ludzi, którzy ją kochali. Pamiętała każdego ucznia, dla wszystkich miała dobre słowo. Nigdy nie musiała podkreślać swojego autorytetu był oczywisty. Sama swoją postawą wskazywała nam drogę.
Jak powiedział jeden z jej wychowanków: “Pani Zofia nie była zwykłą nauczycielką. Była naszym pierwszym przewodnikiem na ścieżce poznawania świata. Pokazała nam, jak piękny, życzliwy i niezwykły może być.”






![Nu Holdings z bardzo mocnym 3Q 2025, ale widać też wyraźne ryzyka [Analiza] (Analizy – rynki zagraniczne)](https://www.sii.org.pl/static/img/018669/nu-1360.jpg)